Dwóch stoi, po miejsku zakurzeni,
zmarszczeni, wysuszeni, zakonserwowani, osmagani słońcem i napełnieni piwem,
sprzedają wszystko i nic, rozmawiają o życiu, o kobietach, o pieniądzach i… O
życiu.
- U mojej starej nie ma nic za
darmo.
- Tu na targu?
- Ani na targu, ani w domu też,
ani zupki, ani dupki...
- Tak to jest, nie ma nic za darmo.
Głośny, rubaszny śmiech dwóch
weteranów tego boju utonął w narastającym gwarze, bo od rana przybywało ludzi
na targu Świebodzkim, mimo coraz bardziej nachalnego upału, natarczywej duchoty
zaplątanej w spalinach i pyle między torami, stoiskami, nawoływaniami
sprzedawców i zapachami smażonego niekoniecznie dietetycznego zestawu dla
koneserów, czyli frytek i kiełbasy.
- Coś słabo dzisiaj wyglądasz.
- Hę? – Ocknął się ryży
nastolatek o anatomii rachitycznej antylopy.
Jego barczysty, porośnięty czarną
szczeciną kolega przyglądał mu się, nieco zatroskany.
- Słabo wyglądasz, kaca masz?
- Nie, to przez to, że ostatnio
odstawiłem wódkę.
- Ale jak, tak zupełnie?
- No raczej, wiesz, tak to jest, że mam postanowienie, a potem jest życie i chuj.
Takie chcesz?
Oglądali buty sportowe,
rozstawione na gibiącym się straganie, zza którego wyzierało zalotne spojrzenie
dorodnej dziewuszki w typie bułgarskim, o pięknej twarzy i fryzurze niestety
rozjaśnionej, a szkoda.
- Nie, mają taki tu, kurwa pasek
różowy, co ja pedał jestem, żeby pasek na butach.
- No tak. I odstawiłem, ale wczoraj nie było
czasu na śniadanie, to wypiłem piwo. Miałem szukać roboty.
- A potem?
- A potem drugie na obiad i
wieczorem jak myślałem o kolacji i że miałem szukać roboty, i piłem trzecie, wpadł szwagier i robił mocne
drinki, a teraz sam widzisz.
- Masakra, jak po świniobiciu.
- Jakim kurwa świniobiciu? Suszy
mnie, i tyle. Ty świniobicia kurwa na oczy nie widziałeś, nie?
- No raczej, ja z miasta jestem,
z Kozanowa, nie. Ale jak to jest, wszystkie świnie wprowadzacie do kałuży i jeb
prądem?
- Coś ty, kurwa, to byłoby
niehumanitarne. Tato gardła podrzyna, a potem przyjeżdża
rzeźnik i robi kiełbasy, z filetem z kurczaka za dwie dychy.
- I dobre wychodzi?
- Najlepsze, tak to jest.
Panowie przesuwali się niemrawo
wraz z falą tłumu, który mijał się zygzakami, powoli i wypatrując okazji i
towarów „za ci zlote, pińć zloty”, a słońce postanowiło udowodnić wszystkim
niedowiarkom, że to już półmetek lata.