Z przyczyn różnych, głównie natury ambicjonalnej z gatunku niespełnionych, rozpoczęły się niemrawe i kompletnie niesystematyczne prace, polegające na poskładaniu 200 odcinków w jedną książkową całość.
Przy okazji niespodziewanie odnalazły się w archiwach pełne, lekko tylko podrasowane wersje pierwszych 20 odcinków, dotąd nieopublikowanych na tymże blogu. Pojawiły się kiedyś w okrojonej, mniej soczystej formie na GADKASZMATKA NA BIS, ale sadzę, że warto sobie przypomnieć, skąd wzięła się GADKA W CITY.
Oto trzy pierwsze odcinki, a wkrótce w porcjach pojawią się kolejne, aż do pełnej, relaksującej 20.
A potem zobaczymy.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
Gadka w city odc.1: KONIEC NA DACHU
- Jak to, jesteś na dachu? A co ty robisz na dachu!?
– Wrzasnęła do telefonu kobieta w średnim wieku, z blond lokiem pamiętającym
regularne tlenienie i trwałą, choć minioną. Powiewając szalem koloru łąki przysiadła
na murku okalającym skwer przed Galerią Dominikańską.
Na chwilę zamilkła, najwyraźniej słuchając wyjaśnień
rozmówcy w sprawie powodów obecności na dachu, co w żadnym wypadku jej nie uspokoiło.
- Cóż to za pomysł! – Syknęła. – Natychmiast złaź i
szukaj tych papierów! Będą potrzebne za godzinę, wszyscy przyjadą, a ty jak ten
koniec na dachu? Nie koniec, kołek, tfu, kurwa, nie wiem co jest na dachu, komin?? Jak to wygląda? Dlaczego mi to robisz, zawsze coś, w zeszłym
miesiącu kominek, wcześniej noga na strychu, a teraz dach… Bo pożałujesz! Co?! Jak
to, już żałujesz? A gdzie poleciała drabina?! Nikt ci nie chciał potrzymać, to
sam sobie postawiłeś… Oszalałeś chyba, natychmiast złaź z tego dachu. Jak to
jak, normalnie złaź, bo jak skoczysz, to słowo daję, przyjadę i cię sama
zabiję!!! – Ryknęła, aż przechodzący starszy pan z siatką ze sprawunkami
mimowolnie się wzdrygnął, słysząc silnie wyczuwalny ładunek prawdomównej furii.
Gadka w city odc.2: DWIE TORBY
- Jak kaleka albo jakaś pogięta wyglądam z tymi torbami. Dwie torby,
pojebana sytuacja. – Lamentowała brunetka w wieku gimnazjalnym, starannie wycierając w
chusteczkę dłonie tłustawe od substancji pokrywającej frytki i kawałki
kurczaka. Szczególną uwagą obdarzyła długie, perwersyjnie krwistoczerwone imitacje szponów, którymi były ozdobione jej palce.
- No, kurwa, właśnie. – Tę bogatą acz esencjonalną wypowiedź
koleżanka brunetki wzbogaciła o odgłos picia coli przez słomkę, z efektem
końcowym w postaci cichego czknięcia. Odgarnęła rudawe kłaczki z czoła,
rozejrzała się po lokalu szumnie zwanym restauracją, oferującym menu konsekwentnie
obfitujące w produkty silnie uzależniające. Jak na wczesną południową porę,
było tam zaskakująco dużo ludzi młodych, którzy demonstrowali luz, lekceważenie
dla spraw nieistotnych oraz skłonność do kupowania za drogiej kawy.
Ruda czknęła cicho raz jeszcze i powiodła rozbawionym
spojrzeniem spod rzęs tak obciążonych tuszem, że trzepotanie wzbudziłoby
tsunami na Odrze.
- Dlatego zostawiłam te jebane torby w domu. Lulu
napisała wczoraj na fejsie, że dzisiaj testu nie ma. Kurwa, ale ta szkoła jest
pojebana, przysięgam.
- No. I wiesz, tak sobie, wiesz, sobie tak
pomyślałam, kurwa, że wiesz, im bardziej bym chciała być w klipie, tym jestem
za mało tak jakoś. – Ciemnowłosa wyjęła lusterko, przejrzała się i głęboko
zamyśliła. – I mam za mało rzeczy. Tej lazurowej, w panterkę, wiesz, nie
wzięłam.
Ruda zdziwiła się i wyjęła różowy telefon z futerału
z cekinami.
- Przecież masz dwie torby, bicz. A błyszczyk mój
masz?
- No. Chyba. Poszukam, czekaj. - Zanurzyła się w
przepastnych tobołach z wysypującymi się fragmentami odzieży. - I będę z tymi
torbami teraz do wieczora, no. Zgubię.
- A ja im mniej chcę żeby mnie filmował, to jestem na
każdym… - Ruda stukała ze
zniecierpliwieniem długim, fioletowym paznokciem w telefon. - Kurwa, no… Na
każdym, no ciągle jestem.
- A mnie gówno widać. Dobrze, że dużo kręcą…
- Szkoda, że to tylko ludzie z klasy, a nie na serio,
wiesz.
- Fejm to fejm, nie pierdol, że żal.
- Żalu nie ma, kurwa, ale można mieć ambicję, nie?
Dziewczyny badawczo rozejrzały się po McDonald’sie mieszczącym
się przy wrocławskim Rynku, z nadzieją, że w pobliżu jest jakiś łowca talentów.
- Tamtego nie znamy? To wiesz kurwa, kolega tamtej.
- Jacha, to ten grubszy Mateo. Siedzi sam, patrz.
- Słyszałam, jak jego dziewczyna mówiła, że lepiej
jest ani nie obiecywać, ani nie przychodzić.
- Najlepiej albo obiecać i nie przyjść, albo...
- Nie obiecać i nie przyjść?
- Najlepiej albo obiecać i nie przyjść, albo...
- Nie obiecać i nie przyjść?
- A on robi jedno i drugie, to go ta bicz zostawiła…
Gadka w city odc.3.: PANI WIOSNA
Biblioteczną senną ciszę w filii miejskiej nr 57
przy ulicy Szewskiej zakłóciło głośne wtargnięcie kolorowo ubranej niewiasty, sądząc po zapachu, który się dookoła niej unosił, nieco zaniedbującej higienę osobistą. Dama wkroczyła obwieszona szalami, koralami, paciorkami z drewna, szkła, metalu, bursztynu i cholera raczy wiedzieć czego jeszcze, z wielobarwnymi torbami pełnymi rozmaitych przedmiotów, przez cały czas gniewnie mamrotała do siebie coś, dość niewyraźnie, a niekiedy nawet nuciła.
Jedna z przemiłych pań bibliotekarek czmychnęła
między półki z „Historią PRL” a „Przewodniki, podróże”, zaś druga nie mogła się
nigdzie schować, bo siedziała za biurkiem w czytelni i z męczeńską miną
udawała, że wcale nie planuje ucieczki.
- No, to teraz się zacznie – ciche szepnięcie
dobiegło spomiędzy półek.
Czytelnicy siedzący przy kilku stolikach pochylili
się głęboko nad przeglądanymi książkami i gazetami, zaś barwna postać
energicznie dotarła do biurka i tonem nieznoszącym sprzeciwu oznajmiła, że szuka książki.
- Ale nie takie byle co, co teraz wydają! Ooo! Świat się
skończy, a płomienie wszystko zeżrą. Ja wiem, ja wiem. Ja byłam tam i tam,
wiem. W galerii byłam, to obrazy widziałam, nie ma ładnych, brzydota teraz,
zbrodnie, kradzieże, grzechy same, ja wiem. Ooo! I koniec będzie.
Bibliotekarka przewróciła oczami, jakby wzywając ów
koniec, który jednakowoż ani myślał nadchodzić. Westchnęła i zapytała, o jaką
książkę chodzi.
- Pani mi doradzi, ja wiem. Ooo! Pokaże nam ta książka,
pokaże. Wiem, rano było jasno. Strzeżcie się! – Ryknęła nagle, aż wszyscy
podskoczyli. - Ooo!
- Jakiś alarm chyba zamontujemy, żeby było wiadomo –
westchnęło szepnięcie między półkami.
- Strzeżcie się! Ooo! Rano było jasno!
- I wiosna idzie – powiedziała bibliotekarka za
biurkiem uspokajająco – i coraz częściej nas pani odwiedza. Ja pani dam te
albumy zaraz, te same, co wczoraj? – Wstała i delikatnie skierowała
czytelniczkę do stolika przy oknie. – Zaraz przyniosę.
- Jasno, jasno. Ooo!
- Wiosna. – Bibliotekarka, do tej pory ukryta między
półkami, wyjrzała z lekką obawą – Albumy o Azji. Jak jest zima, to ogląda
albumy o Afryce. A w galerii obok rzuca warzywami, widziałam. Wiosna idzie.O.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz