piątek, 6 stycznia 2017

NA POCZĄTKU BYŁA GADKA - odcinki 1, 2, 3...

Z przyczyn różnych, głównie natury ambicjonalnej z gatunku niespełnionych, rozpoczęły się niemrawe i kompletnie niesystematyczne prace, polegające na poskładaniu 200 odcinków w jedną książkową całość. 
Przy okazji niespodziewanie odnalazły się w archiwach pełne, lekko tylko podrasowane wersje pierwszych 20 odcinków, dotąd nieopublikowanych na tymże blogu. Pojawiły się kiedyś w okrojonej, mniej soczystej formie na GADKASZMATKA NA BIS, ale sadzę, że warto sobie przypomnieć, skąd wzięła się GADKA W CITY.

Oto trzy pierwsze odcinki, a wkrótce w porcjach pojawią się kolejne, aż do pełnej, relaksującej 20. 
A potem zobaczymy.

━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

Gadka w city odc.1: KONIEC NA DACHU



- Jak to, jesteś na dachu? A co ty robisz na dachu!? – Wrzasnęła do telefonu kobieta w średnim wieku, z blond lokiem pamiętającym regularne tlenienie i trwałą, choć minioną. Powiewając szalem koloru łąki przysiadła na murku okalającym skwer przed Galerią Dominikańską.
Na chwilę zamilkła, najwyraźniej słuchając wyjaśnień rozmówcy w sprawie powodów obecności na dachu, co w żadnym wypadku jej nie uspokoiło.
- Cóż to za pomysł! – Syknęła. – Natychmiast złaź i szukaj tych papierów! Będą potrzebne za godzinę, wszyscy przyjadą, a ty jak ten koniec na dachu? Nie koniec, kołek, tfu, kurwa, nie wiem co jest na dachu, komin?? Jak to wygląda? Dlaczego mi to robisz, zawsze coś, w zeszłym miesiącu kominek, wcześniej noga na strychu, a teraz dach… Bo pożałujesz! Co?! Jak to, już żałujesz? A gdzie poleciała drabina?! Nikt ci nie chciał potrzymać, to sam sobie postawiłeś… Oszalałeś chyba, natychmiast złaź z tego dachu. Jak to jak, normalnie złaź, bo jak skoczysz, to słowo daję, przyjadę i cię sama zabiję!!! – Ryknęła, aż przechodzący starszy pan z siatką ze sprawunkami mimowolnie się wzdrygnął, słysząc silnie wyczuwalny ładunek prawdomównej furii.

Gadka w city odc.2: DWIE TORBY



- Jak kaleka albo jakaś pogięta wyglądam z tymi torbami. Dwie torby, pojebana sytuacja. – Lamentowała brunetka w wieku gimnazjalnym, starannie wycierając w chusteczkę dłonie tłustawe od substancji pokrywającej frytki i kawałki kurczaka. Szczególną uwagą obdarzyła długie, perwersyjnie krwistoczerwone imitacje szponów, którymi były ozdobione jej palce.
- No, kurwa, właśnie. – Tę bogatą acz esencjonalną wypowiedź koleżanka brunetki wzbogaciła o odgłos picia coli przez słomkę, z efektem końcowym w postaci cichego czknięcia. Odgarnęła rudawe kłaczki z czoła, rozejrzała się po lokalu szumnie zwanym restauracją, oferującym menu konsekwentnie obfitujące w produkty silnie uzależniające. Jak na wczesną południową porę, było tam zaskakująco dużo ludzi młodych, którzy demonstrowali luz, lekceważenie dla spraw nieistotnych oraz skłonność do kupowania za drogiej kawy.
Ruda czknęła cicho raz jeszcze i powiodła rozbawionym spojrzeniem spod rzęs tak obciążonych tuszem, że trzepotanie wzbudziłoby tsunami na Odrze.
- Dlatego zostawiłam te jebane torby w domu. Lulu napisała wczoraj na fejsie, że dzisiaj testu nie ma. Kurwa, ale ta szkoła jest pojebana, przysięgam.
- No. I wiesz, tak sobie, wiesz, sobie tak pomyślałam, kurwa, że wiesz, im bardziej bym chciała być w klipie, tym jestem za mało tak jakoś. – Ciemnowłosa wyjęła lusterko, przejrzała się i głęboko zamyśliła. – I mam za mało rzeczy. Tej lazurowej, w panterkę, wiesz, nie wzięłam.
Ruda zdziwiła się i wyjęła różowy telefon z futerału z cekinami.
- Przecież masz dwie torby, bicz. A błyszczyk mój masz?
- No. Chyba. Poszukam, czekaj. - Zanurzyła się w przepastnych tobołach z wysypującymi się fragmentami odzieży. - I będę z tymi torbami teraz do wieczora, no. Zgubię.
- A ja im mniej chcę żeby mnie filmował, to jestem na każdym…  - Ruda stukała ze zniecierpliwieniem długim, fioletowym paznokciem w telefon. - Kurwa, no… Na każdym, no ciągle jestem.
- A mnie gówno widać. Dobrze, że dużo kręcą…
- Szkoda, że to tylko ludzie z klasy, a nie na serio, wiesz.
- Fejm to fejm, nie pierdol, że żal.
- Żalu nie ma, kurwa, ale można mieć ambicję, nie?
Dziewczyny badawczo rozejrzały się po McDonald’sie mieszczącym się przy wrocławskim Rynku, z nadzieją, że w pobliżu jest jakiś łowca talentów.
- Tamtego nie znamy? To wiesz kurwa, kolega tamtej.
- Jacha, to ten grubszy Mateo. Siedzi sam, patrz.
- Słyszałam, jak jego dziewczyna mówiła, że lepiej jest ani nie obiecywać, ani nie przychodzić.
- Najlepiej albo obiecać i nie przyjść, albo...
- Nie obiecać i nie przyjść?
- A on robi jedno i drugie, to go ta bicz zostawiła…

Gadka w city odc.3.: PANI WIOSNA



Biblioteczną senną ciszę w filii miejskiej nr 57 przy ulicy Szewskiej zakłóciło głośne wtargnięcie kolorowo ubranej niewiasty, sądząc po zapachu, który się dookoła niej unosił, nieco zaniedbującej higienę osobistą. Dama wkroczyła obwieszona szalami, koralami, paciorkami z drewna, szkła, metalu, bursztynu i cholera raczy wiedzieć czego jeszcze, z wielobarwnymi torbami pełnymi rozmaitych przedmiotów, przez cały czas gniewnie mamrotała do siebie coś, dość niewyraźnie, a niekiedy nawet nuciła.
Jedna z przemiłych pań bibliotekarek czmychnęła między półki z „Historią PRL” a „Przewodniki, podróże”, zaś druga nie mogła się nigdzie schować, bo siedziała za biurkiem w czytelni i z męczeńską miną udawała, że wcale nie planuje ucieczki.
- No, to teraz się zacznie – ciche szepnięcie dobiegło spomiędzy półek.
Czytelnicy siedzący przy kilku stolikach pochylili się głęboko nad przeglądanymi książkami i gazetami, zaś barwna postać energicznie dotarła do biurka i tonem nieznoszącym sprzeciwu oznajmiła, że szuka książki.
- Ale nie takie byle co, co teraz wydają! Ooo! Świat się skończy, a płomienie wszystko zeżrą. Ja wiem, ja wiem. Ja byłam tam i tam, wiem. W galerii byłam, to obrazy widziałam, nie ma ładnych, brzydota teraz, zbrodnie, kradzieże, grzechy same, ja wiem. Ooo! I koniec będzie.
Bibliotekarka przewróciła oczami, jakby wzywając ów koniec, który jednakowoż ani myślał nadchodzić. Westchnęła i zapytała, o jaką książkę chodzi.
- Pani mi doradzi, ja wiem. Ooo! Pokaże nam ta książka, pokaże. Wiem, rano było jasno. Strzeżcie się! – Ryknęła nagle, aż wszyscy podskoczyli. - Ooo!
- Jakiś alarm chyba zamontujemy, żeby było wiadomo – westchnęło szepnięcie między półkami.
- Strzeżcie się! Ooo! Rano było jasno!
- I wiosna idzie – powiedziała bibliotekarka za biurkiem uspokajająco – i coraz częściej nas pani odwiedza. Ja pani dam te albumy zaraz, te same, co wczoraj? – Wstała i delikatnie skierowała czytelniczkę do stolika przy oknie. – Zaraz przyniosę.
- Jasno, jasno. Ooo!
- Wiosna. – Bibliotekarka, do tej pory ukryta między półkami, wyjrzała z lekką obawą – Albumy o Azji. Jak jest zima, to ogląda albumy o Afryce. A w galerii obok rzuca warzywami, widziałam. Wiosna idzie.O.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz