środa, 30 kwietnia 2014

Gadka w city odc.42: PROCENTY W VOLTACH

Gadka w city odc.42: PROCENTY W VOLTACH


Przy kasie w dyskoncie spożywczym znanej sieci stał starszawy facet, a za nim kolejka składająca się z kilku osób. Kasjerka piknęła dwoma piwami, chlebem i parówkami, a facet zaczął klepać się po kieszeniach w poszukiwaniu gotówki.
- A ma pani dziewięć Volt?
- Hę? – Zapytała kasjerka.
- Piwo takie. – Wyjaśnił facet z lekką chrypką. - Volty. Albo dziewięć Voltów, nie pamiętam. Przeszukałem tam półki – machnął ręką w kierunku alkoholi - i nie znalazłem, to musiałem tego Okocimia wziąć – poskarżył się.
- No, jak tam nie ma, to nie ma – wyjaśniła kasjerka. – Ja dzisiaj siedzę na kasie, to nie wiem czy towaru dołożyli. Jak pan bardzo chce, to mogę zawołać kierownika i zapytam czy jest to piwo.
- A to nie trzeba, po co zaraz kierownika, ja po południu też przyjdę – facet grzebał w kieszeniach, wyjmując kolejne drobne monety.
- Włóż se pan palec do gniazdka, to pan będzie miał dziewięć Voltów – rzuciła dowcipnie otyła kobieta, stojąca za facetem w kolejce, co reszta społeczeństwa skwitowała krótkim rechotem.
Facet też się zaśmiał i wreszcie znalazł w kieszeni banknot, co ucieszyło go jeszcze bardziej.
- No, dziewięć, nawet więcej, jakieś 220, ale ja aż tyle Voltów jeszcze nie potrzebuję, ja tylko dwa piwa chciałem.

wtorek, 29 kwietnia 2014

Gadka w city odc.41: APEL, KU*WA

Gadka w city odc.41: APEL, KU*WA


Na oparciu ławki przy boisku do koszykówki siedzi kilka dziewcząt zdecydowanie gimnazjalnych, o czym świadczy ich jaskrawo papużkowaty dobór strojów oraz rozmowa o egzaminach, z powodu których młodzież ma odrobinę wolnego czasu. Przed nimi na boisku gra w kosza jeden chłopak, sam. Rzuca do kosza i nawet czasem trafia. Ma słuchawki w uszach i całkiem nieźle wychodzi mu udawanie, że nie zwraca żadnej uwagi na obserwujące go dziewczyny. Koleżanki rozmawiają raz głośno, a raz szepczą sobie coś na ucho, śmiejąc się i obsypując otoczenie łupkami słonecznika.
Na drugiej ławce, oddalonej o kilka metrów, siedzą chłopcy. Też mają piłkę, ale nie tak fajną jak chłopak, który gra. Ich piłka jest stara, a jego nowa, ich piłka jest do siatkówki, a jego do koszykówki, pomarańczowa. Chłopcy rozmawiają głośno, by dziewczęta ich słyszały, jednak nie zwracają się do nich bezpośrednio. Jeden z nich stoi przed ławką i z niechęcią odbija piłkę, pozorując czasem rzut do drugiego kosza.
- Ej, zjebałeś, nie trafiłbyś gównem do kibla nawet. – Zgodny męski rechot pomknął w przestrzeń.
- Patrz, a ten pedał rzuca.
- No, ma lepszą piłkę niż ty, pedale.
- Spierdalaj! Nie zasługuje na taką piłkę. Nie umie grać, pedał.
- Zabierz mu piłkę! Zabierz mu! – Chłopcy zaczęli się przekrzykiwać, ale adresat zachęty nie ruszył się po łup, tylko nadal stał przed ławką i podrzucał swoją piłkę.
- Nie chce mi się. Nie będę dotykał pedała, nie.
Chłopcy zareagowali głośnym śmiechem. Dziewczyny poszeptały chwilę między sobą, po czym jedna z nich wstała i odwróciła się do chłopców.
- Debile. Ej, odpierdolcie się od niego, przynajmniej ruszył tyłek z ławki i gra, a wy tylko siedzicie na dupach i pierdolicie.
Chłopcy na ławce oburzyli się.
- Spierdalaj, mądra się znalazła!
- To pedał, udaje przed wami!
Ten, który grał na boisku, nadal udaje, że niczego nie słyszy i z widoczną determinacją stara się lepiej rzucać, a po chwili zaczyna trafiać do kosza, co złości obserwatorów, bo dziewczyny biją brawo.
- Super, Marek, za trzy punkty teraz rzuć!
- Pedał! Pedał!
- Kurwa, trafił, patrz. Ale piłkę mogłeś mu zabrać, pogralibyśmy.
- Sam mu zabierz, pedale. Na pewno chcesz go polizać, hehehehehe.
Druga z dziewczyn wstała z ławki i wyrzuciła garść łupek do śmietnika.
- A jutro też mamy wolne? Nie wytrzymam takiej nudy tu, wolałabym zostać w chacie, nie.
- Po chuj każą nam przychodzić. I tak nic się nie dzieje.
- No, za rok będzie jazda na egzaminach. Nie wiem, jak to ogarnę, nie.
- Facetka od matmy się dopierdoliła i jutro robi pięciominutówkę z testem, kurwa.
- Chyba ją pojebało. Przysięgam, powiem jej to. Na pierwszej lekcji?
- No. Mieliśmy jutro skończyć przed 11, ale na 11 jest jakiś apel, kurwa.
- No nie ogarniam, kurwa, jaki znowu apel?
- O jakiejś jebanej konstytucji.
- Ja pierdolę – westchnęła teatralnie jedna z dziewcząt i też wstała z ławki. – Macie grzebień? Ten wiatr mnie dobije. Jutro o 11 muszę spadać do domu, bo mnie matka zabije. Nie uwierzy w ten apel, kurwa.
- Dlaczego nie uwierzy?
- Bo jak pyta, czemu tak późno wracam, to ja jej co tydzień mówię, że był apel, kurwa.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Gadka w city odc.40: POLSKIE DROGI

Gadka w city odc.40: POLSKIE DROGI


Na starym wózku inwalidzkim, skrzypiącym jak skrzypce na deszczu, siedział wielki jak góra facet. Na głowie miał kapelusz onegdaj zapewne kowbojski. Oprócz stóp i czubka nosa cały był upchnięty w sprane, połatane chałupniczo jeansowe wdzianko, pamiętające czasy dancingów i modę z wczesnych lat osiemdziesiątych. Facet sapał, jakby sam pchał swój wózek. W objęciach czule piastował puszkę piwa.
Wózek wraz z wiszącymi na nim torbami, z widocznym, ogromnym wysiłkiem, pchała pod górę drobna kobieta, również odziana w jeans. Na plecach dźwigała plecak, częściowo w strzępach, a na głowie resztki fryzury. Czerwona ze zmęczenia twarz, nosząca ślady wielu takich spacerów i wypitych na zwilżenie gardła trunków, była pełna złości. Mimo to kobieta nie odzywała się, pchając wózek z dużą determinacją.
- Pchaj środkiem, prosiłem cię milion razy – burczał facet opryskliwie – tu są kurwa dziury. Ciągle się przez ciebie spóźniam, ty głupia stara…
Kobieta nic nie powiedziała, tylko pchała wózek, zaciskając zęby.
Facet upił łyk z puszki i chrapliwie się zaśmiał.
- Te nasze jebane, polskie drogi. Ciągle dziury, nierówno albo pod górę.

piątek, 25 kwietnia 2014

Gadka w city odc.39: NO CO TEŻ PANI

Gadka w city odc.39: NO CO TEŻ PANI


Niewielki daszek nad wejściem do skromnego sklepu mięsnego, tuż przy głównej bramie ogromnego targu, to równie dobre miejsce spotkań towarzyskich i intensywnych dyskusji, jak inne, jak chociażby droga do kościoła na osiedlu albo tablicy z informacjami o zgonach przy parafii. Albo targ, gdzie kolejne stoiska to przystanki na minutę lub kwadrans i wymianę informacji o wszystkim, co do głowy przyjdzie. Takie miejsca to prawdziwe centrum życia społeczności, która uwielbia dociekać, wtrącać się, omawiać, radzić i dywagować, a także zwyczajnie wyjść czasem z domu do ludzi i porozmawiać jak człowiek.
Codziennie oprócz niedziel w drzwiach lokalnego sklepu gromadzą się starsze panie. Trudno je wyminąć bez precyzyjnego zlustrowania kto zacz, z możliwością zagadnięcia w sytuacji rozpoznania jakiejś znajomej twarzy. Lansują się w kreacjach wiosennych: w tym sezonie nadal obowiązują cienkie płaszcze koloru obowiązkowo popielatego, szarego, lub – rzadko – fioletowego. Lekkie nakrycia głowy, czyli chustki i berety, nic cięższego. Rajtuzy, barwy silnie miodowej i buty ortopedyczne lub z wkładkami. Nieśmiertelne płócienne torby na sprawunki, bo bycie eko to nowa nazwa tego, co w niektórych kręgach obowiązuje od dekad.
Tematem przewodnim są bliźni, bliscy i dalsi. Zasada główna, której trzyma się zgodna większość, bardzo upraszcza dyskusję – nie trzeba kogoś znać, by coś o nim wiedzieć, bo perypetie bliźnich uczą nas jak nie postępować.
Nie jest wykluczone, że identyczne rozmowy toczą się przed większością małych, lokalnych sklepów, na całym świecie.
- No co też pani…. No co też pani powie.
- Popatrz pani, jakie to, no.
- A ja prawdę samą mówię, co mam nie powiedzieć. Bo wie pani, ja wczoraj widziałam Zającową.
- No co też pani.
- I co mówiła? Coś słabo wygląda.
- No co też pani.
- A ona, jak to ona, popatrz pani. Że zapomina daty, mówiła. I chora taka.
- Daty zapomina, no co też pani, ale jakie? Że dzisiaj czy że w ogóle?
- A po trochu wszystkiego zapomina, mówi.
- No co też pani.
- Ze dzisiaj to dzisiaj, że ktoś urodziny miał, mówi, to zapomniała.
- A ona była młoda taka.
- No była, a teraz popatrz pani, chora taka, zapomina. No ale  i osiemdziesiątkę swoją już ma.
- No co też pani.

środa, 23 kwietnia 2014

Gadka w city odc.38: CZESKI AKCENT

Gadka w city odc.38: CZESKI AKCENT


Z osiedlowego lokalu, aspirującego do zaszczytnego miana lokalnego pubu, wytoczył się bardzo chwiejnym krokiem szary facet z telefonem w jednej ręce, szklanką piwa w drugiej i papierosem w ustach. Bardzo chciał zapalić tego papierosa, ale musiał jednocześnie trzymać telefon przy uchu i nijak nie mógł sięgnąć po zapalniczkę. To wyraźnie utrudniało całą konwersację, jak i zakłócało spokój ducha szarego faceta. Szarego, bo spodnie i sweter miał dokładnie szare, z odbarwieniami i przetarciami. Szare były też jego włosy i wąsy, skóra na twarzy i rękach, trochę już muśnięta słońcem, też miała barwę przybrudzonej szarości.
Nawet jego głos był tak jakoś szaro znękany rzeczywistością i nosił wyraźne ślady użytkowania wielu kufli, dyskusji po świt i zmęczenia. Najgorsze jednak było jąkanie, które usiłował ukryć, podnosząc głos.
- Ostatnio bbbbyliśmy z Gienkiem, tttto naprawialiśmy jedno i drugie, Luśka – powiedział zrezygnowanym tonem – jjjjaka grzałka? Mmumuusisz ttttto wiedzieć, Luśka. Tttta kuchenka twoja, tttto mnie zzzabije. Gienka tttteż zzzabije. Co ttttto za grzałka, Luśka, powiedzdzdz – miejscami zaczynał mówić dość niewyraźnie, bełkotać prawie, ale trzymał się dzielnie wątku głównego. – Padnięty jessstem, mówię ci. No. Ttto ci mówię. Luśka, ale tttto grzałka w tej lamppppie? Tej, co ssstoi? Kurwa, jedna lampppa u ciebie ssstoi – zdenerwował się.
Rozejrzał się w poszukiwaniu pomocy, ale akurat nikt nie przechodził, a kompani dalej biesiadowali wewnątrz lokalu. Schylił się powoli i bardzo ostrożnie postawił kufel na krawężniku, po czym wreszcie wyjął zapalniczkę. Dopiero wtedy włożył papierosa do ust i zapalił, ze sporym zadowoleniem wydmuchując dym.
– Oszsz www dupę, Luśka. Jjja nie mam siły. Do ttttych ttttwoich kurwa czeskich akcentów w kkkkuchni. Ani instrukcji, ani części, jjjjak jjjjja mam ci tę grzałkę wwww tej jebanej kuchence naprawić, jjjjak to jest po czesku wszystko, Luśka, nnnno.
Wziął potężny łyk piwa, beknął dyskretnie w bok, i otarł usta rękawem. Westchnął, kiwając się mimo braku jakiegokolwiek powiewu wiatru.
- Nnno dobra, Luśka. Zzza godzinę. Bbędę, to zzzobaczymy.  Gienek toteż bbbędzie? Nnno dobra. Nnno. Zzza godzinę. Ale ttty mnie wykończysz tttą czeską, nnno.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Gadka w city odc.37: JAJO JEST WSZĘDZIE

Gadka w city odc.37: JAJO JEST WSZĘDZIE
 

Usiłując jednocześnie zachować pozory zwyczajnej, kulturalnej rozmowy i przekrzyczeć szum szynobusa, dwie panie toczyły niemrawy dialog. Niemrawy, bo jedna z pań głównie mówiła, zaś druga próbowała być cierpliwa.
- Ja ciebie podziwiam, to ja ci powiem, że ja cię podziwiam. Moja droga. Tyle lat sama, ja cię podziwiam.
W tonie pozornie życzliwym dawał się wyczuć odcień jakby lekko złośliwej satysfakcji, ale może to tylko wrażenie. Fryzura jednej z pań była niedbała, ale zakonserwowana trwającą od lat stylizacją, codzienną porcją lakieru i determinacji właścicielki, by nie zauważyć upływu lat. Za krótka spódnica, odsłaniająca za dużo żylaków, niewygodne, za ciasne buty na obcasie i opinająca wydatny biust kurteczka o odcieniu wyblakłym, lecz niestety nadal różowawym. Uszminkowane usta zaciskały się z drwiącym, źle skrywanym uśmieszkiem, jakby chciała powiedzieć „a masz”, ale nie robiła tego, bo przecież…
- Znamy się tyle lat i ja ci to mogę powiedzieć, że cię podziwiam, jak ty sobie to organizujesz, te weekendy, te święta, ja sobie nie wyobrażam.
- Normalnie żyję – odparła spokojnie i z godnością dama w podobnym, balzakowskim wieku, w sportowej kurtce przeciwdeszczowej i trekkingowych butach za kostkę. Ubrana wygodnie, praktycznie, z małym plecakiem i telefonem, który często przerywał rozmowę pikaniem.
- A co ty tam tak piszesz?
- Ustalam trasę. Na miejscu dołączą do mnie trzy koleżanki i idziemy na cały dzień do lasu. To bardzo przyjemne, możesz do nas dołączyć, jeśli chcesz.
- Że też ci się chce – pokręciła głową. – Od lat, od lat. Odkąd jesteś sama – podkreśliła – ja to bym się chyba tak bała, do ludzi wychodzić. Znamy się od tylu lat i zawsze uważałam, że…
- …jestem sama. – Weszła w słowo zręcznym wślizgiem. – Ale żyję.
- A teraz święta, masz jakieś plany?
- Jadę nad morze z grupą przyjaciół. Mamy tanio domek.
- Ja to bym tak nie umiała. Tak bez rodziny, bez świąt, bez jaj…
- Jajo jest wszędzie, uwierz mi. A przyjaciele tam, gdzie ich zabierzesz.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Gadka w city odc. 36: NIC NIE MUSZĘ

Gadka w city odc. 36: NIC NIE MUSZĘ

 
Calutkiemu tramwajowi dane było wysłuchać monologu o niezaprzeczalnej wartości edukacyjnej.
- Asieńko, nie musisz, nic nie musisz, uwierz mi, nie musisz. Mój lekarz w tej przychodni, wiesz, od uzależnień mi to po kolei objaśnił i ja tobie powiem, że nic nie musisz. Ja u ciebie byłam i ja ci powiem teraz, że ty masz czyściutko I co z tego, że masz kurz! Ja mieszkam przy drodze na Oławę, Asieńko, ja ścieram i od razu po 2 dniach jest kurz, jakbym nie ścierała. Nawet jak piłam, to ścierałam i nic z tego, dalej był kurz. – Na twarzy blondynki, z fryzurą tlenioną o tysiąc razy za dużo, w wieku prawdopodobnie bardziej niż średnim, malowały się bezlitosne ślady minionych beztroskich chwil, drinków jakości wyłącznie dla koneserów oraz przeżyć niekoniecznie precyzyjnie zapamiętanych.
Mówiła głośno, energicznie, z wielkim zaangażowaniem.
- Asieńko, nie musisz i ja też nie muszę. Wiesz co ja muszę? Rano wysrać się muszę, to mi lżej. I nic więcej nie muszę, a mogę. MOGĘ. Nawet to ostatnio powiedziałam na zebraniu i mój kierownik też się śmiał i inni też. Nawet jak piłam, to sprzątałam w tym pokoju, gdzie wiesz. I nawet rano, nie mogłam się napić, jak miałam brudno. U ciebie jest czysto, ja obiektywnym okiem mówię. Asieńko, ty masz na głowie dziecko bardzo żywe, i mamę, i męża, tak, rozłożył się. Miał prawo się rozłożyć, bo ma grypę. Ty też masz prawo to olać, Asieńko. Czyściutko masz, mówię ci to obiektywnym okiem, uwierz mi. Jak nakarmisz babcię, to zrób sobie kawę albo herbatę, usiądź, weź kartkę i długopis. I sobie zapisz, co masz zrobić. Potem zapisz ile czasu ci to zajmie i już jesteś w domu! Ty jedna, do zrobienia pięć  rzeczy albo więcej, to się zagonisz, ja ci to powiem. Asieńko, ja kiedyś tak jak ty podchodziłam, że musi być wszystko, ale tak się nie da. Zrób tyle, ile trzeba, ale nic nie musisz. Ja tyle robiłam i potem byłam za bardzo zmęczona, żeby zobaczyć święta. Cieszyć się. I piłam. Mam teraz dobre wyniki, pięć na siedem spełniam, lekarz powiedział. Powiedział, że go denerwuję, że jak mówię, to on się niecierpliwi, ale przynajmniej jest. I nic nie muszę, pamiętaj, że ty też nie musisz. Tylko trochę ogarnij mopem, kuchnię masz zamkniętą, to z głowy, nagotuj i będzie dobrze.

środa, 16 kwietnia 2014

Gadka w city odc.35: GIMNAZJUM NEVER AGAIN

Gadka w city odc.35: GIMNAZJUM NEVER AGAIN


- No, wróciłam, no. – Dama opatulona po czubek głowy płaszczem, szalem i czym się da schowała się przed wichurą, deszczem oraz gradem pod wiatą przystanku autobusowego. Zza kołnierza płaszcza wystawał tylko czubek nosa i błyskało żywe, uśmiechnięte spojrzenie, reszta postaci była ukryta ze względu na drastyczne okoliczności przyrody, niestety powtarzalnej. Konwersację telefoniczną nieco utrudnił wiatr wyjący jak stado wilków przy pełni Księżyca.
- No, pięknie, Karpacz cudowny, tak, odpoczęłam. Na początku... Co? NA POCZĄTKU TYLKO! Bo potem na weekend dzieci przyjechały. Nie, nie moje, wycieczka jakaś, ale powiem ci, że pili więcej niż my kiedyś. Co? PIJĄ STRASZNIE, CHLEJĄ CO SIĘ DA, NO! A moje? No zdrowe, dziękuję, trzeźwe, w domu są. Co? Nie słyszę, bo wiatrem tu daje tak, że głowa mała. Napatrzyłam się. Co? NAPATRZYŁAM SIĘ, MÓWIĘ! Na dzieci. I wiem już na pewno, że bardzo się cieszę. CIESZĘ SIĘ, MÓWIĘ! Że te moje już prawie dorosłe i już nie są w wieku gimnazjum. I że już nigdy nie będą w wieku gimnazjum. I że już nigdy nie będę miała dzieci w wieku gimnazjum. – Roześmiała się głośno. – Bo za stara jestem, na szczęście. Takie mam, widzisz, przemyślenia. Co? ZA STARA! Ależ ten wiatr tu wieje… Co? Wnuki? A, wnuki tak, to możliwe, ale może nie dożyję ich wieku gimnazjalnego…

wtorek, 15 kwietnia 2014

Gadka w city odc. 34: WYCHOWANIE PROCENTUJE



Gadka w city odc. 34: WYCHOWANIE PROCENTUJE


Leniwe, słoneczne popołudnie mijało spokojnie na placu zabaw, wypełnionym dziecięcymi okrzykami rozmaitej treści oraz wrzaskami stroskanych rodziców, którym tyłki na stałe przyrosły do ławek, co skutecznie uniemożliwiało wspólną zabawę z potomstwem. Dwie monstrualnie grube niewiasty w wieku zakrytym tłuszczem zasiadły na jednej z ławek, rozłożyły stosy przekąsek, zapaliły papierosy i wysłały syna jednej z nich, żeby poszedł się pobawić. Chłopczyk miał do dyspozycji  rower, kask, piłkę i podwieczorek w postaci niejadalnej, gumowej w posmaku pizzerki z pobliskiego spożywczego oraz do popicia 2,5l pepsi. Maluch szalał sobie na placu zabaw, co chwilkę jednak przerywając mamuni pogawędkę, co wyraźnie ją irytowało, bo systematycznie zatykała juniorowi dziób pizzerką i wspomnianym wyżej napojem.
Do ich ławki zbliżył się młody mężczyzna, nieco przykurzony i na pierwszy rzut oka niedawno obudzony, mimo popołudniowej pory. Szedł krokiem powolnym, lekko zmęczony lub może skacowany. Burknął coś na powitanie i chwycił wielką butlę pepsi, co wywołało zdecydowany sprzeciw otyłych dam.
- Ej, to nie dla ciebie, to dla małego, spadaj. – Dmuchnęła dymem papierosowym spomiędzy fałd tłuszczu. - Tam nie ma procentów, hehe.
- Ja was znam, dziewczyny, jakby to było dla was, to już by tam było pół litra spirytusu.
- No, dziecku przecież nie dam.
- No, kurwa.
- Odżywiać się musi, no nie. Eeeej! – Wydarła się ostrzegawczo, widząc, że synek oddala się na rowerku w kierunku sąsiedniego bloku. – Tu masz byyyyć! Eeeeej! Nooooo! Eeeeeeeeeej!
Jej towarzyszka strzeliła niedopałkiem w krzaki koło śmietnika i wstała, z trudnością podnosząc wszystkie kilogramy.
- Jak zostanie coś z pepsi to dolejemy procentów, nie bój się. Młody sam tyle nie wypije, nie. Idę do sklepu, głodna jestem. Kupie jakieś drożdżówki.
- Dla mnie też weź. I kup po piwie, zajebiście nudno tu dziś.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Gadka w city odc.33: WYSOKIE OBCASY

Gadka w city odc.33: WYSOKIE OBCASY
- Kiwasz się jak kaczka – brunetka w modnym płaszczyku żwawo sunęła do przodu, pykając obcasami  w kostkę brukową. Za nią, też utrzymując niezłe tempo, kuśtykała na niebotycznie wysokim obcasie blondynka w niemalże identycznym płaszczyku.
- Szyk, styl i zgrzytanie zębów – stęknęła, sycząc z bólu. – Dałam się namówić na te buty.
- Przecież mierzyłaś? Źle ci doradzili w sklepie?
- Nawet nie. Sprzedawca był miły taki, wiesz, no ja nie mogę już, zwolnij, bo mi chyba krew leci z pięty.
- Spóźnimy się – powiedziała brunetka surowo, jednak przystanęła. – Mam plastry, usiądź na murku i zaklej, bo nie dojdziesz tam. Nie zaniosę cię przecież.
- Mierzyłam te buty, naprawdę, ale nie rozchodziłam w domu.
- A, widzisz, trzeba było w grubej skarpecie przez kilka dni w domu pochodzić.
- Ale ja je wczoraj kupiłam.
- No to faktycznie. A jak mierzyłaś? Rano?
- No.
- Źle – głos brunetki nabrał tonu potępienia, jakby stało się coś niewybaczalnego. – Trzeba mierzyć po południu, jak stopa jest zmęczona i napuchnięta, to wtedy będziesz mieć od razu dobre buty, a nie tak. Masz tu drugi, też zaklej drugą nogę, bo nie będziemy się już zatrzymywać. Spóźnimy się.
- Nie spóźnimy, mamy kwadrans. Ponad. Już zaklejam. Po południu mierzyć, mówisz?
- Tak, najlepiej po południu, pod koniec tygodnia, a jak sprzedawca jest dobry, to zapyta którą masz fazę cyklu, bo niektórym kobietom powiększają się stopy jak jajeczkują. Czytałam o tym w Internecie.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Gadka w city odc.32: BUTELKI W KIESZENI

Gadka w city odc.32: BUTELKI W KIESZENI


Z tylnych kieszeni spodni wystawały butelki z piwem, jednemu i drugiemu facetowi. Szli szybko, zmarznięci, przykurzeni, zmoknięci od nocnego deszczu i perypetii, jakie miały miejsce niedawno. Zmęczeni, ale wytrwale brnęli przez chłodny poranek, zachowując pozory panowania nad swoim życiem. Tego niższego, w kapturze, co jakiś czas łagodnym halsem znosiło na lewo, gdy próbował podbiegać, by dorównać kroku długim krokom kolegi. Ten wyższy nadawał ton rozmowie i roztaczał wizję pełną smaków i aromatów.
- Już czuję tą brukselkę, stary, takiej nie wpierdalałeś nigdy.
- Idziemy, kurwa i idziemy. Mogliśmy podjechać, nie.
- Bez sensu, podjechać, nie pada już deszcz, chuj, to ulicę dalej.
- Nie pierdol, mówiłeś, że ulicę dalej i ulicę dalej, ciągle, a ja głodny jestem, jak… Ten, no.
- Zaraz tutaj, to będzie, tylko kurwa numeru bramy nie pamiętam. Ucieszy się.
- Daleko jeszcze? Od wczoraj nie miałem nic, nie jadłem, no.
- Tutaj, mówię, kurwa, zaraz, no. Babcia robi taką brukselkę, że micha się cieszy, stary, nie jadłeś takiej. Najebałeś się i pierdolisz, przecież od wczoraj piliśmy.
- To teraz bym coś zjadł. A ta twoja babcia nas nie wyjebie? Tego, no, nie wyrzuci nas tylko da brukselkę i w ogóle?
- Ucieszy się. Lubiła karmić mnie brukselką, mówiła, że zdrowa jak chuj. No, stary. Z chlebem, z kiełbasą, nareszcie zjemy porządnie. Babcia jest w porządku, kurwa.

sobota, 12 kwietnia 2014

Gadka w city odc.31: TRAMPKI Z GRILLA, YOLO



Gadka w city odc.31: TRAMPKI Z GRILLA, YOLO


Na ławce z logo przystanku teatralnego BAJKOBUS na wrocławskim rynku cisną się trzy młode dziewczyny, kolorowe i pstrokate jak papużki z Amazonii. Popołudniowy gwar wypełnia słoneczne wczesne popołudnie.
- A ty ciągle w tych samych półkozaczkach? – padło drwiące pytanie. – Miałaś tyle butów, masakra no.
- Głodna jestem. Zjadłabym obiad.
- Może zrobimy u ciebie grilla?
- Obiad to nie grill. Grill to najebka. Wszystko jedno gdzie, może być u mnie, ale chujowo, bo starzy są i mają party, ale drętwe.
- Jak będzie gorąco, to też je założysz? U, mam bezczaj dzisiaj.
- No właśnie – lekko oskarżycielski, zaczepny ton odezwał się z drugiej strony ławki.- Na wyjeździe do Wisełki miałaś pół walizki butów, myślałam, że każdego dnia będziesz w innych.
- Po prostu byłam przygotowana na inną pogodę.
- A latem co?
- Mam jeszcze obcas ze studniówki. I te trampki, w których kradłyśmy cegły. Były wygodne.
- Kurde, zaraz powiesz, że to idealne buty na grilla, no pojebana jesteś taka no.
- To było pojechane, kurde.
- No. Jolo*.
- Wszystko ci się z grillem kojarzy, jolo.
- Nawet nie wiesz co to znaczy, założę się. Pić mi się chce, chodźcie na coś.
- Na coś fajnego?
- A, zapomniałam że masz swag** i nowy telefon, selfie*** polecą.
- No wiesz, jolo.

* ang. Yolo, czyli skrót (akronim) You Only Live Once/Online
** ang. Swagger, wyróżniać się z tłumu, mieć osobowość celebryckiej gwiazdy
*** ang. Zdjęcie samojebkowe.

piątek, 11 kwietnia 2014

Gadka w city odc.30: CZUŁE OKO

Gadka w city odc.30: CZUŁE OKO


- Tak naprawdę to ostatnio żadne okulary mi się nie podobają – wyznała lekko obrażonym tonem młoda dziewczyna w okularach wielkości talerza satelitarnego. Stała z matką koło wystawy domu handlowego Feniks. – Oglądam na wystawach i jakoś w tym siebie nie widzę.
Obdarzona tym zwierzeniem jej matka nie wyraziła poparcia, ponieważ była zajęta grzebaniem w torebce. Okularnicy jakoś to jednak nie przeszkadzało, bo kontynuowała monolog o swoich udrękach.
- Lato idzie, nie. I nawet przeciwsłonecznych nie założę, bo jak, nic nie widzę. No, mogłabym mieć takie ze szkłami, ale drogie są i oprawki też brzydkie. Poza tym to bez sensu, no nie, co ja jestem, pojebana jakaś, no sorry, żeby tak co chwilę zmieniać okulary. I na przykład, ten, na plażę, no, zgubię zaraz, a jakby się szło z plaży, ten, na browarka zimnego. – Nabrała powietrza, wyraźnie się rozpędzając. Jej matka nadal bez entuzjazmu grzebała w torebce. - Albo do restauracji, to trzeba zdjąć i zmienić, no nie. Szkieł też nie mogę – westchnęła. – Zawsze mówiłaś, że mam po ojcu takie czułe oko, no nie. Czuję je, rozumiesz.
Matka coś mruknęła.
- W dupie mam, że inni nie czują, ja czuję – obraziła się córeczka. – Czuję, wierci mnie w oku – poskarżyła się światu, który przyjął to dość obojętnie i nadal trwał. – I drogie są, no nie. Specjalista powiedział, że trudno, mam próbować która firma mi pasuje. A mi żadna nie pasuje, żadna, rozumiesz? – Krzyknęła, a matka podniosła głowę i wzruszyła ramionami, po czym wróciła do poszukiwań w torebce.
- A najbardziej bym chciała, tak najbardziej – dziewczyna się rozmarzyła i na chwilę przestała nerwowo się rozglądać, zapatrzona w przestrzeń. – Najbardziej to bym, kurde, chciała móc zakładać zerówki, takie wiesz, udawane okulary, dla samych oprawek. Nie muszę, ale noszę, bo pasuje do ciuchów, nie. Ale byłoby zajebiście…

Gadka w city odc.29: KAC TARGOWY

Gadka w city odc.29: KAC TARGOWY



Przez wrocławski rynek, mocno zdyszany i zasapany, pędził facet, który w jednej ręce trzymał telefon, a drugą pchał przed sobą wózek z roześmianą roczną dziewuszką.
- Ja pierdolę! Ja pierdolę! – Wrzasnął, lecąc świńskim truchtem przez sam środek niemieckiej wycieczki, która rozpierzchła się w popłochu, by uniknąć stratowania przez wózek, dość masywnej konstrukcji.
 – No ja pierdolę! Dwieście euro, no ja pierdolę. Byłem, rozumiesz, na tym targu, w niedzielę mnie cipa wyciągnęła i wiesz co, kurwa, buty po 25 złotych, a mogłem kaca odespać i teraz nie byłoby problemu! Dwieście euro, to ja się nawet nie podcieram za dwieście euro! A skąd ja mam wiedzieć. Nie wiem, nic nie wiem, nie pamiętam, bo miałem takiego kaca, że od razu potem zapiłem i dopiero dzisiaj się obudziłem. I od razu… A co ja jestem, kurwa, człowiekiem tylko kurwa jestem, no ja pierdolę!

czwartek, 10 kwietnia 2014

Gadka w city odc.28: LUNCH NA 1. PIĘTRZE

Gadka w city odc.28: LUNCH NA 1. PIĘTRZE


Na rusztowaniu przy kamienicy, na wysokości pierwszego piętra, więc niezbyt wysoko, ale wystarczająco, żeby się stłuc przy nierozważnym upadku, dwóch facetów toczyło spór.
- Pod takim kątem, to ty se możesz, pod takim kątem – powiedział zdenerwowany koleś w wielkiej grubej kurtce. – Za luźno te deski, jak ja mam tu wiadro postawić, kurwa.
Jego kolega zapalił papierosa i usiadł na rusztowaniu, co nieco rozbujało całą konstrukcję i pogorszyło zaognioną sytuację.
- Co ty kurwa! – wrzasnął ten w kurtce. – Ludziom tu w okna dmuchasz, kurwa – ryknął prosto w czyjeś okno, na szczęście zamknięte. – Po wiadro trzeba iść, bo gówno tu zrobimy, kurwa!
- Nie bujaj, bo się wszystko zjebie, kurwa – syknął przez zęby ten z papierosem. – Sam idź, ja teraz mam kurwa przerwę. Lancz mam, wiesz co to, wieśniaku? Na dół wypierdalaj, twoja kolej!
- Lancz, kurwa – narzekał ten w kurtce, schodząc po drabinie. – Pierdolę twój lancz, fajki i to wiadro też pierdolę.

środa, 9 kwietnia 2014

Gadka w city odc.27: NIE CIĄGNIE MNIE

Gadka w city odc.27: NIE CIĄGNIE MNIE


Kolejka do kasy w markecie popularnej, dość taniej sieci. Śmiertelnie znudzona rzeczywistością gimnazjalistka, żująca gumę z ostentacyjnym lekceważeniem spraw przyziemnych, rozglądała się dookoła, a jej koleżanka, w typie przerażająco wesołej, wiecznie uśmiechniętej Barbie, szczebiotała i ćwierkała, strzelając olśniewająco białym uśmiechem na prawo i lewo. Było przy tym sporo wykrzykników, machania rękami i odgarniania jasnej grzywki.
- Patrz, ile tu batonów, no przegięcie, ile tu batonów.
- No.
-A wiesz, że mnie ostatnio w ogóle nie ciągnie do słodyczy. Fajnie, nie?
- No.
- Masakra! Kurde, no. Co ja mam zjeść na kolację?
- Nic nie jedz.
- Wiem! Zjem cukinie.
- Acha.
- A wiesz, ostatnio w ogóle nie ciągnie mnie do warzyw. Fajnie, nie?
- No.

Gadka w city odc.26: NISKI POZIOM

Gadka w city odc.26: NISKI POZIOM



Starsze od Abrahama małżeństwo zasiadło na ławce pod wiatą, kryjąc się przed popołudniowym słońcem. Usadowili się na ławce, objuczeni torbami. Przysiadł się dżentelmen w zbliżonym wieku, z twarzą pomarszczoną jak pognieciona gazeta, w czapce z daszkiem, również z tobołami.
- Ojojoj – powiedziała znacząco starsza pani. Jej mąż kiwnął głową w kierunku toreb faceta w czapce.
- Racja kochanie, duszno dziś. Pan z działki wraca? Robi pan tam coś? Uprawia?
- A, wie pan, ja po siedemdziesiątce jestem, to co ja tam mogę uprawiać, odpoczywam tylko. W ciszy.
- Oj, tak tak – powiedziała kobieta.
- Ale podlewam, bo sucho.
- Ano, rzeka sucha, niski poziom.
- Tak, bardzo niski poziom, wie pan.
- Byłem, patrzyłem, sucho, zimy nie było, niski poziom.
- Tak. A zimy nie było, wie pan, a kolej stała. Złodzieje, prezesi zarabiają i w umowach mają, wie pan, że jak ich zwolnią, to jeszcze więcej dostaną, to co się mają starać.
- Oj, tak tak.
- A państwo dopłaca. A ZUS?
- Oj, tak tak.
- Wie pan, a na działce sąsiad, to nogę stracił i dostał rentę na rok. Jego żona płacze, że za rok noga nie odrośnie i znowu lataj człowieku z papierami po doktorach.
- W telewizji mówili, że zabrali rentę takiemu sparaliżowanemu, wie pan. Miał stwardnienie, czy coś tam.
- Rozsiane. Oj, tak tak.
- Tak, stwardnienie, wie pan, ale jak telewizja pokazała, to oddali.
- Sucho tak, duszno. Niski poziom. O, nasz tramwaj, chodź, kochanie.
- Oj, tak tak.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Gadka w city odc.25: PTASZEK MIĘDZY SPOTKANIAMI

Gadka w city odc.25: PTASZEK MIĘDZY SPOTKANIAMI

 
- A masz tego ptaszka?
Pytanie zostało wypowiedziane tonem stanowczym, wręcz natarczywym i niestety bardzo piskliwie, co spowodowało, że kilka osób przeglądających sąsiednie wieszaki z ubraniami podniosło głowy. Dama w średnim wieku, z włosem rozwianym, ale natapirowanym na wieki, zdjęła ze stojaka torebkę i oglądała ją, jednocześnie przytrzymując ramieniem i brodą telefon.
- Tego, no wiesz. Co z synem zrobiłaś, z bibuły.
Cały lumpeks odetchnął z ulgą i lekkim rozczarowaniem.
- Potrzebny mi, wiesz. Mam prowadzić warsztaty dla rodziców i pomyślałam, że dla przedszkolaków to może być fajna zabawa. Acha. No, to proszę cię, zrób zdjęcie tego ptaszka i wyślij mi mejlem. Acha – torebka powędrowała w kąt, a dama wykopała ze stosu ciuchów bluzkę i triumfalnie sapnęła. – Nie, nie mogę po to przyjechać, bo jestem między spotkaniami, no, w ogóle miałam dzień przetartych spodni, nie dam rady, papatki, cmoki, no.


poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Gadka w city odc.24: DREADZIARZ I STARUSZKA

Gadka w city odc.24: DREADZIARZ I STARUSZKA


- Ojej – szepnęła staruszka w szarawym, wypłowiałym płaszczu i charakterystycznym berecie z małą antenką – te pana włosy, ta pana fryzura znaczy się, to chyba dużo pracy wymagało, artystycznej?
Pytanie okraszone sporą dozą podziwu i ciekawości było skierowane do młodego, około dwudziestoletniego chłopaka z dreadami, siedzącego w tramwaju tuż przed staruszką, która spoczęła na krzesełku za nim i chcąc nie chcąc, mogła się dobrze przyjrzeć misternie zakomponowanej fryzurze młodziana. Wcześniej na przystanku nie zwracali na siebie uwagi i można przypuszczać, że gdyby nie wymuszona komunikacyjna bliskość, tych dwoje nigdy nie zamieniłoby ze sobą ani słowa.
- Trochę tak – młodzian zastanowił się chwilę. – Ale właściwie tylko na początku, Jak raz się dobrze zrobi, to już się trzyma i wystarczy tylko trochę dbać.
- Acha. A to, co to tu jest? Ten budynek? – Wskazała za szybą na biurowce w okolicy pl. Orląt Lwowskich.
- Yy… Tam są firmy. I biura chyba.
- A można wejść pozwiedzać? Tak zobaczyć?
- Obawiam się, że nie – uśmiechnął się. – Tam w drzwiach jest ochrona.
- Tak, ma pan rację. Na pewno jest. Teraz to już nigdzie nie można wejść, popatrzeć, jak to ludzie mieszkają, pracują. A to co tu jest?
- Główna komenda policji.
- Ogromny budynek. Imponujący. O, tu mój przystanek. Do widzenia panu.
- Do widzenia.
- Miłego dnia.
Oboje się uśmiechnęli. Staruszka wstała niepewnie, chwyciła barierkę i powoli wyszła z tramwaju.