Gadka w city odc.40: POLSKIE
DROGI
Na starym wózku inwalidzkim,
skrzypiącym jak skrzypce na deszczu, siedział wielki jak góra facet. Na głowie
miał kapelusz onegdaj zapewne kowbojski. Oprócz stóp i czubka nosa cały był
upchnięty w sprane, połatane chałupniczo jeansowe wdzianko, pamiętające czasy
dancingów i modę z wczesnych lat osiemdziesiątych. Facet sapał, jakby sam pchał
swój wózek. W objęciach czule piastował puszkę piwa.
Wózek wraz z wiszącymi na nim
torbami, z widocznym, ogromnym wysiłkiem, pchała pod górę drobna kobieta,
również odziana w jeans. Na plecach dźwigała plecak, częściowo w strzępach, a
na głowie resztki fryzury. Czerwona ze zmęczenia twarz, nosząca ślady wielu
takich spacerów i wypitych na zwilżenie gardła trunków, była pełna złości. Mimo
to kobieta nie odzywała się, pchając wózek z dużą determinacją.
- Pchaj środkiem, prosiłem cię
milion razy – burczał facet opryskliwie – tu są kurwa dziury. Ciągle się przez
ciebie spóźniam, ty głupia stara…
Kobieta nic nie powiedziała,
tylko pchała wózek, zaciskając zęby.
Facet upił łyk z puszki i
chrapliwie się zaśmiał.
- Te nasze jebane, polskie drogi.
Ciągle dziury, nierówno albo pod górę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz