środa, 11 stycznia 2017

Bez szufladek w archiwum GADKI kłopot gotowy

Noworoczne wyprzedaże jak co roku pozwalają na chwilę wytchnienia między mroźnym marszem do spożywczego a rundką po okolicznych lumpeksach, gdyż sprzyjają temu ceny z okazji okazji, promocji i rozprzedaży (czymkolwiek by nie były, kojarzą się z wyuzdanymi i rozpasanymi erotycznie wyprzedażami, czyż nie?).
Młodsi szukają czegoś wyjątkowego, a starsi czegokolwiek, na co ich stać, łącznie z możliwością otworzenia ust do kogoś innego niż odbicie w lustrze. 
Dziwnym trafem najstarsze odcinki cyklu z docinkami układają się zgodnie, wspólnie i w porozumieniu, parami lub w trójkąty, jak zawsze mające na celu wyłącznie relaks. Poniższe mają prawie 3 lata, choć dotąd publikowane były w szczątkowych wersjach.

Gadka w city odc.13: BEZ SZUFLADEK



- Patrz, szafka. Fajna, ale dziwna. Jak dla pojebanych, ani wzoru żadnego, ani koloru. Ale w końcu  to dla teściowej... Miśku, a biała pasuje? – Kobieta w fioletowym jaskrawym dresie przysiadła na jednym z krzeseł z ekspozycji sklepu meblowego na poziomie -1 w Domarze. Postukała nerwowo w wielki telefon w obudowie z cekinkami i zapatrzyła się na niewielką komódkę.
- Nie wiem.
– To dla twojej matki, nie mojej, to kto ma wiedzieć, Miśku?
- Ona wie. Nie ja. Nie trzeba było odbierać telefonu.
- Jak raz nie odbiorę to będzie tysiąc lat gadania, Miśku. Co chce twoja matka? Wolałabym coś bardziej… trendi, no, bardziej takiego jak wiesz, bo lepiej coś, co nie wszyscy mają. Ale twoja mama prosiła, żeby to było coś… Pamiętasz, Miśku?
- Nie.
- Bez szufladek, lita przestrzeń, no przecież mówiła kilka razy, Miśku.
Dres lila róż pani w typie 50+ pasował do właścicielki zapatrzonej w komódkę, jak słonica do małego Fiata, ale nosiła tę garderobę z dumą i wprawą. Precyzyjnie dobrane kolorystycznie trampki w kształcie szpilek, stały hit sklepów sportowych, pasowały do torebki barwy biskupiej w rozmiarze dobranym pod wystającego z niej pieska z różową kokardką. Całość wizerunku znakomicie uzupełniała twarz wskazująca na regularne nadużywanie solarium. Pani, nie pieska.
- Ochujałaś chyba.
- Co mówisz, Miśku? Nie podoba ci się?
-To ma szuflady. – Towarzyszący pani w dresie mężczyzna postury kilkupiętrowego biurowca (również w dresie i – słowo honoru – ze złotym łańcuchem na karku) nie był, zdaje się, fanem tego rodzaju mebli, czemu dał wyraz, chrząkając z dezaprobatą.
- A, o to mi chodziło. Nie wiedziałam co mi w tym nie gra, a to te szuflady. Miała być bez szuflad, Miśku. – Prosiaczkowata w barwie kobieta podniosła się ze stęknięciem, jakby właśnie wychodziła po treningu.
Spomiędzy półek wyjrzała nieśmiało twarz młodzieńca z obsługi sklepu, ale widok łańcucha ciasno opinającego byczy kark z trudem mieszczącego się w dresie natychmiast spowodował, że młody człowiek zmienił zdanie i nie zaproponował, że w czymś mógłby pomóc.
Piesek spojrzał na ukrywającego się nieudolnie sprzedawcę wzrokiem dość pogardliwym, po czym fuknął i schował się do torebki. Jego właścicielka ciężko oparła się o szafkę obok, a ta zatrzeszczała.
– To chodź tam, do windy, Miśku, bo mi nogi odpadną.
- Nic tu nie ma, po chu…steczki przyjechaliśmy.
- Zwariowałeś, sam se szukaj – zdenerwowała się i wyjęła z torebki fukającego pieska. – Moja Niunia musi się wysiusiać, prawda? – Zasepleniła do Niuni, która przyjmowała te względy ze wzgardą. – Sisiu sisiu. Nie do tolebki, prawda? Miśku, a może kupimy od razu ten stojak do kominka? Na pogrzebacz?
Złoty łańcuch błysnął, gdy mężczyzna odwrócił się i ruszył w stronę windy.
- Wyślemy kogoś. Bierz tego szczura i jedziemy, interesy mam dzisiaj. A jak mi naszcza do auta to zabiję jak psa.

Gadka w city odc.14: KŁOPOT GOTOWY


- A witam, witam. Co pani tak tu się chowa? W głowie się pomieszało, słyszałam? Dawno pani nie widziałam, pani rzadko wychodzi, słyszałam?
- Co? Co pani sąsiadka słyszała i od kogo? – Spytała niezbyt uprzejmie szczupła staruszka w rodzaju tych zasuszonych, z godnością cesarzowej, prychając na taką zaczepkę jak poirytowana kotka. Za nią przystanęła grubawa rówieśniczka, odziana w płaszcz koloru kałuży i spojrzała na półki z ozdobami, bibelotami, durnostojkami i uroczymi drobiazgami, które gromadzą się w mieszkaniach latami, przyciągając tony kurzu, wspomnień, spojrzeń i zapachów.
- A to wie pani, jacy są ludzie, ale ja to nie słucham tego, nie słucham, ja to tylko z… Troski – sapnęła z triumfem, odnajdując właściwe słowo wytrych. – Z troską, z sercem na widelcu, pani kochana sąsiadko, dzień dobry.
– Dzień dobry. Oglądam, prezentu dla synowej szukam.
Tęga staruszka omiotła półki wzrokiem, nie słysząc odpowiedzi.
- Tak, tak, ja też oglądam. Tak leje, że człowiek wchodzi tu, żeby się ogrzać, co? A gdzieś trzeba spacerować, lekarz kazał. Od rana leku na serce szukałam, już całe miasto zleciałam, wie pani, mam nadciśnienie i ledwo chodzę, nogi puchną. Ledwo człowiek z domu się ruszy, to już nogami powłóczy…
- A jednak całe miasto obleciane – mruknęła cesarzowa, odwracając się z powrotem w stronę półek.
- No, bo taka drożyzna w tych aptekach, ale wiadomo, kryzys. A spacerować trzeba, tak, tak… A co pani ogląda? Dla synowej, to kłopot wielki, zmartwienie takie, czy się spodoba, czy się nie obrazi? Pani chora była, słyszałam?
- Przeziębiłam się i miałam katar – ucięła szczupła – i przeżyłam, jak widać. O, a to ładne, jak by z secesji, ciekawe po ile to – wzięła z półki małe pozłacane kaczki wspierające metalowy świecznik i rozejrzała się za jakimś sprzedawcą, ale akurat nikogo nie było w pobliżu.
Gruba machnęła ręką.
- A, to drogie na pewno. A po co to pani, to ciężkie, kurzy się.
- Żeby mi gazety ze stołu nie frunęły, jak się przeciąg zrobi. Albo synowej. Też lubi czytać gazety.
- A, gazety. A to wie pani, ja już nie czytam, bo oczy mnie bolą. Ciągle mrużę, a lekarz mówi, żeby nie mrużyć. A ksiądz mówił w niedzielę, że w tych gazetach kłamią, to i po co oczy męczyć, wie pani.
- Nie wiem, nie męczę się czytaniem, bo nie słucham księdza. Bez męki mi lepiej, wolę poczytać. Muszę się dowiedzieć o cenę, pani wybaczy, do widzenia.
- A do widzenia, do widzenia, a na co to komu, a po co, a kłopot tylko gotowy…. – Mamrotała kobiecina do siebie, z przyzwyczajenia, pośród mebli ze sklejki, świątecznych ozdób w promocji i wykładzin w autka.

wtorek, 10 stycznia 2017

Z archiwum GADKI W CITY: lans miejski w 3 odsłonach

Dobry lans to podstawa miejskiej egzystencji u niektórych przedstawicieli ludzkiego gatunku. Akceptacja w grupie lub własnej głowie to szczytny cel i aby go osiągnąć, wskazane są odpowiednie fryzury, barwy wojenne zwane makijażem, a także strój adekwatny do sytuacji. Poza tym dbanie o siebie to niezła opcja na poprawę nastroju o tej porze roku.
Wobec tego maseczki na twarz, lakier na paznokcie i zapraszam do relaksującej lektury. Jeszcze ciepłe, z archiwum, po lekkiej stylizacji i drzemce dla urody, odcinki 10, 11 i 12.

Gadka w city odc. 10: SKROMNY PREZENT


Dwie fryzjerki z trwałymi godnie reprezentującymi główny profil działalności niewielkiego salonu urody i zabiegów rozmaitych z ciałem związanych, mieszczącego się na wrocławskim Szczepinie, zasiadły z kubkami parującej, aromatycznej kawy i szeptały w kącie salonu, co chwilę podnosząc głos, uciszając się nawzajem i klnąc jak bosman co najmniej. Młodsza o dekadę lub dwie trzecia dziewczyna z naturalnie jasnymi włosami, o policzkach rumianych jak dojrzały owoc i posturze podobnie apetycznej, w kuszącym fartuszku fryzjerskim, strzygła uszami w kierunku koleżanek z salonu, ale nie mogła uczestniczyć w pogawędce być może służbowej, bo miała akurat klientkę, której ścinała, farbowała i upinała włosy, parzyła kawę, podawała telefon, wysłuchiwała tyrad pouczająco-moralizatorskich. Generalnie od ponad 2 godzin tkwiła przy tej kobiecie i miała serdecznie dość uszczypliwych uwag. Bardzo chciała usłyszeć, o czym mówią koleżanki, co nieco rozpraszało koncentrację na tym, które pasemko ma być jaśniejsze, a które wpadać w ciemniejszy ton.
- …że niby koc to za mało, focha będzie miała albo gorzej i obrazi się…
-… ja chciałam kupić kosz…
-…kosmetyczka taka z kremami, próbkami, chujami, ale jak ma, to ma, efektów nie widać, bo ryj ma jak z dupy świni…
-…i wychodzi na to, że się wszystkie złożyły, a teraz ta pinda mówi…
Zadzwonił telefon, ale personel starszy stażem był zajęty rozmową, żadna nie przejawiła chęci do odebrania.
- Przepraszam panią, odbiorę i zaraz wracam – najmłodsza fryzjerka z ulgą odłożyła nożyczki i popędziła do telefonu.
- Tak, słucham, salon… - Zakryła słuchawkę i scenicznym szeptem syknęła do koleżanek, zawzięcie dyskutujących nieopodal – ja się drugi raz nie składam, pierdolę taki interes i włażenie w dupę. Szefowa niech sobie sama kupuje prezenty, może jeszcze kurwa wycieczkę na Karaiby jej kupcie, kurwa, mówiłam, że ten kosz z owocami spoko albo kosmetyki z mydlarni też spoko, skromny prezent. No zwariowałyście chyba, a jak szefowa ma focha, to ja jej kurwa w dupę maszynkę włożę i suszarką popchnę, to wreszcie pójdzie na tę emeryturę, a wy zagryziecie się o jej stołek!
W salonie na moment zapanowała rzadko spotykana tu cisza, z lekkimi akcentami pstrykającej, bzyczącej w tle świetlówki, o którą z uporem obijała się oszołomiona, tłusta mucha.
- Tak, słucham pana, przepraszam. Co? Coś szumi, powtórzy… Nie, to damski salon, panów nie obsługujemy.

Gadka w city odc.11: KARTON LANSU



- Jakim cudem stać cię na normalne fajki? – Pytanie było skierowane do świeżo wystrzyżonej, uczesanej, natapirowanej modnie dziewczyny w zielonym szaliku, wyraźnie kojarzącym się z kibicami wrocławskiej drużyny. Jej towarzysze w zielonych bluzach, czapkach i szalikach zarechotali, przytupując z zimna na przystanku tramwajowym. Zagadnięta zaciągnęła się papierosem i wzruszyła ramionami tak cienkimi, że studenci anatomii byliby zdumieni precyzją, z jaką ewolucja je udoskonaliła, by raczyły sobie radzić mając do dyspozycji mięśnie w postaci szczątkowej.
- Z normalnych chyba tylko bez filtra jeszcze mają cenę, taką kurwa do przyjęcia. Reszta kurewsko dużo kasy kosztuje, w chuj.
- Drogie są, kurwa dobre, no.
- Nie tylko mam normalne, to na dodatek, kurwa Marlboro. – Kandydatka na modelkę dla patologów rzuciła niedopałek na ziemię. – Dobry lans to dobra fajka. Nie wierzcie nikomu, kto kręci z tytoniu, leszcze.
Zaśmiali się wszyscy, najwyraźniej złotousta wzbudzała podziw głębią uwag o życiu.
- Kurwa, skąd masz? – Jeden z jej towarzyszy wyraźnie się zirytował. – Jak one w chuj kosztują, to skąd niby masz, nie pierdol.
- Skąd masz tyle siana, ja pierdolę. – Inni towarzysze również zgłaszali wątpliwości, co nieco nadszarpnęło wizerunek królowej, więc natychmiast zaprotestowała, godnie się prostując.
- Z akademików załatwiam, karton z paczkami po 8 zeta, kurwa. Jakby ktoś chciał, to załatwię, nie pierdol mi tu, że pierdolę, kurwa. Dobry lans mam, kurwa. Zobaczycie, że warto było czekać jak robiłam włosy.
Przez chwilę nikt się nie odzywał.
- Ty, sorry, nie. Kurwa, daj fajkę, nie, bo ten jebany tramwaj nie jedzie i czekamy jak te, no. Po osiem, ja pierdolę.

Gadka w city odc. 12: KOLORY FLAMENCO



Drzwi salonu kosmetyczno-fryzjerskiego brzdęknęły analogowo tradycyjnym dzwoneczkiem, gdy łysy tramwajarz mieszkający w pobliskim wieżowcu, niespodziewanie kończącym adresy kwalifikujące się do wrocławskiego Starego Miasta, wszedł do środka. Obok lady postawił małą suczkę z kokardką na podłodze i stwierdził, że dzisiaj to się nie godzi psa na zewnątrz wyrzucać.
- Ale ja musiałem, tak, tak, musiałem przyjść, bo ja po farbę jadę. Taka szara, taka dobra, tak, tak. Tanio będzie, bo ja załatwiam, tak, tak.
Fryzjerka z lokiem w eksperymentalnym kolorze cappuccino wyjrzała niemrawo zza kotary oddzielającej jej kącik socjalny, zawierający ekspres do kawy, stolik i krzesło, od reszty salonu.
- Co pan znowu wymyślił? Szefowej trzeba pytać. Jaką farbę? – Spytała bez entuzjazmu.
- Farbę, farbę, taka tu będzie pasować, jasna taka, szara, pasuje do tej, o, tu czerwonej, na kontrast panie pójdą, ja załatwię, taniutko będzie.
- No, ja nie wiem. My tu malowałyśmy kilka miesięcy temu, kolory flamenco. Szefowej trzeba pytać.
- Co? Czego?
- Wiosną malowałyśmy – kosmetyczka, która właśnie robiła klientce manicure odezwała się spokojnie, nie podnosząc wzroku znad precyzyjnego odsuwania skórek i natłuszczania ich oliwką. – Ładnie jeszcze jest. Chyba, że więcej kolorów flamenco pan znajdzie.
- Flamę?... Ale jaka to? Flamenco? – Trochę się zdziwił i zapatrzył na kosmetyczkę, młodą dziewczynę o urodzie blond piersiastej. – Do tego tu? Czy do tej szarej?
- W sumie to ja nie wiem, szefowej trzeba pytać. A gdzie pan tę tanią farbę znalazł?
- Zna się ludzi, wie pani, jak to jest. Tyle lat jeżdżę, to znam. Nie chcę się chwalić, ale znam dużo ludzi i mi mówią, wie pani – sąsiad wypiął wątłą klatę, piesek szczeknął krótko, jakby na potwierdzenie słów pana. Od lat jest motorniczym, typ społecznika, zasiada w radzie osiedla. Często zdarza mu się proponować, że coś będzie załatwiał, porozmawia w czyjejś sprawie i choć zdarza się, że nic z tego nie wyniknie, będzie z siebie bardzo zadowolony. Jak tylko wiosna zawita za oknem, facet jest gotowy do remontów, myje auto i przyczepę, lata, załatwia, tu zagai, tam zaczepi, z pieskiem się miota i rozmawia w windzie do siebie i otoczenia. Na przykład o tym, że miał kupić świetlówki, ale nie kupił, a nawet nic straconego, bo jutro jeszcze będą, to może i więcej kupi, bo warto mieć zapas.
- A pan tę szarą kupuje do domu? – Fryzjerka nadal wyglądała zza kotary i widać było tylko jej głowę, jak pacynki w teatrzyku dziecięcym. – Nie pasuje do domu, taka szara.
- Hmmm… - Zmieszał się i przyciągnął smycz z pieskiem, który radośnie obwąchiwał mały kosz na śmieci z obciętymi włosami. - Mam dzisiaj wolne, nie jeżdżę, a kolega dzwonił, że jest super tania farba, taka szara. – Powtórzył, nadal zmieszany – myślałem, że tu się przyda, paniom, że pomalować można…
- Bo taka szara to naprawdę w domu nie pasuje – kosmetyczka nadal nie patrzyła na sąsiada, zajęta pracą. Wysunęła lekko język z przejęcia i z dokładnością chirurga naczyniowego malowała paznokieć po paznokciu krótkimi, zdecydowanymi muśnięciami pędzelka. – Tutaj, rzeczywiście, jako kontrast, ale tylko z flamenco. Szefowej trzeba pytać.
- Kontrast?
- Wie pan, jaki? Taki ognisty. Jak… jak corrida. Taniec, krew, ciała wirują. Byk, szarżuje, kobiety mdleją…
Facet przełknął ślinę.
- Żeby się tam, wie pan, działo coś na tej ścianie. Ale to szefowej trzeba pytać.
- Acha – wyglądał na lekko ogłuszonego wizją flamenco, wirujących ciał oraz szarżującego byka. Wziął pieska na ręce. – Poszukam, pewnie, tak, tak, poszukam. Jak nie tam się znajdzie, to gdzieś indziej, tak, tak, ja znam ludzi, powiedzą mi.
- I żonę pan pozdrowi – mruknęła fryzjerka, dopijając kawę za kotarą. – Była wczoraj, włosy jej zrobiłam. Nowy kolor na wiosnę. Ognista kobieta.
Nie usłyszał, w drzwiach zderzył się z korpulentną kobietą w kanarkowym płaszczu.
- O, przepraszam – stęknął, piesek szczeknął krótko.
- Sąsiedzie, sąsiad to zawsze potrafi wziąć w obroty!...
I już go nie było, tylko brzdęknął dzwonek przy wejściu.

niedziela, 8 stycznia 2017

zagłuszone i odkurzone - z archiwum 7, 8 i 9

Tyle jest w mieście do zagłuszenia, jeśli człowiek chce porozmawiać jak człowiek. Wyją silniki samochodów, których kierowcy hojnie obdarzają bliźnich klaksonem, poza tym klekoczą i dzwonią tramwaje, autobusy na każdym przystanku głośno informują o swojej pozycji w czasoprzestrzeni międzyprzystankowej, a do tego społeczeństwo pokrzykuje i przekrzykuje wyżej wymienione źródła dźwięków uciążliwych, do telefonu lub pomimo tego.

Z archiwum dialogu miejskiego, prosto z gadką odświeżoną choć zagłuszaną, odcinki 7, 8 oraz 9.

⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼

Gadka w city odc. 7: POZDROWIENIA DLA CIOCI



- Halo? Honorata?? HALO?? – Zdyszany, lekko poczerwieniały staruszek ryknął znienacka, o mało nie wypuszczając przy tym telefonu. Zasapany, po gonitwie do „7”, rozglądał się za wolnym miejscem. Tramwaj ruszył z lekkim szarpnięciem.
- Przejeżdżam obok i dzwonię, żeby pozdrowić. TRAMWAJEM! No tak, ja wiem, że nie jesteś głucha, ale... I pozdrowić chciałem… Honorato, ja nie mogę wieczorem. Ja tylko chciałem zapytać o ciocię. Honorato, PROSZĘ CIĘ. A czy ciocia dzisiaj dobrze się czuje? Nie, NIE DAWAJ MI JEJ… Halo, ciociu… Tak… JESTEM W TRAMWAJU, od fryzjera wracam, pozdrowić chciałem – westchnął, zmęczony, odkaszlnął kilka razy. Szarpnęło nim nieco na zakręcie, chwycił mocniej torbę i usiadł, z wdzięcznością kiwając głową do chłopaka, który mu ustąpił miejsca. 
– OD FRYZJERA! – Wrzasnął, zmęczony jeszcze bardziej, rozkaszlał się, a cały tramwaj spojrzał na jego łysawą głowę i jaśniejące w wiosennym słońcu siwe, wątłe pasma. Niezbyt imponujące, ale zdaje się nie z winy fryzjera. - Jadę tramwajem i nie słyszę, jak ciocia mi mówi, że mnie nie słyszy! Bo nic nie słychać! 

Gadka w city odc.8: GŁUCHY PAZUR


- Ja nie wiem, gdzie ty trzymasz ten telefon – powiedziała z niesmakiem natapirowana, woniejąca połową Sephory kobieta z bardzo długimi paznokciami, które nieco jej przeszkadzały w obsłudze smartfonu. – Nic nie słyszę. NIE SŁYSZĘ CIĘ, rozumiesz? Co za absurd, no. Nie słyszę cię! – powiedziała zdenerwowana, trzymając wielki telefon przed sobą i stukając w ekran ze zniecierpliwieniem.
- NIE SŁYSZĘ CIĘ – krzyknęła, nadal mając aparat przed sobą. – I co ja mam zrobić? – Rzuciła w przestrzeń płaczliwie, po czym schowała telefon do torebki. – Porozmawiamy w domu – dodała mściwie.


Gadka w city odc.9: CZASEM PRZERYWA


Dwoje młodych ludzi w wieku wczesnostudenckim wsiadło do pociągu. Z bagażami, w nastrojach najedzonych i wypoczętych. Ponieważ do odjazdu było jeszcze kilka minut, rozmawiali przez okno z rodzicami. To chyba ich pierwszy rok wyjazdów z domu, bo rodzice mocno zdenerwowani, a młodzież podekscytowana. To mija po kilku latach wożenia słoików, ale na początku rzeczywiście cieszy perspektywa podróży, imprezy i ogólnie pojętej wolności od nakazów i zakazów. Ale od czego są telefony.
- Masz telefon? Naładowany? Jak nie, to dam ci moją starą Nokię…
- Mam, mamo daj spokój. Mam ten nowy od taty i jeszcze mój stary.
- Ale naładowałaś? Bo ja będę dzwonić. A ty też masz?
- Mam, mamo no. Siostra też ma, no. Tato weź jej powiedz.
- Rzeczywiście, daj im już spokój, telefony, każdy ma teraz telefon.
- Ostatnio, jak dzwoniłam, to coś przerywało, dlatego pytam.
- Mamo, bo czasem przerywa, no. Byłam na skajtałerze, to nie słyszałam.
- Mówisz tak od tygodni, ja chcę normalnie czasem z tobą porozmawiać.
- Codziennie dzwonisz, to czasem przerywa, no mamo, no.
- Daj im spokój, kochanie, mają telefony, nie żyją na pustyni. Była na skajtałerze, słyszałaś. No. A często ci przerywa? To może weź mój nowy, a ten mi daj.
- Ale tato, ja już mam twój nowy.
- Ja też chcę nowy, jak ona ma!
- Spokój! A ten stary twój mi daj. Często ci przerywa?
- Tylko jak mama dzwoni.
- To biorę. Mówisz, że na skajtałerze nie ma zasięgu?...

sobota, 7 stycznia 2017

Z niepublikowanego archiwum GADKI: 4, 5, 6

Rekonstrukcja, remastering, podrasowanie, wygładzenie - to owszem, dzieje się właśnie przy okazji wielkich porządków w archiwum i sprzyja konfabulacji, ale i tak można mieć pewność że około 95% rozmów przytoczonych we wszystkich 200 odcinkach jest prawdziwa.
Po raz pierwszy (na tym blogu i w takich wersjach) odcinki 4, 5 i 6, ku uciesze.
⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼⎼

Gadka w city odc.4: RAZEM, ALE OSOBNO


Wsiadła pierwsza, podczas gdy on się zamyślił, z oczami przekrwionymi, zaparowanymi okularami. Stał chwilę dłużej na peronie oławskiego  PKS i przepuścił kilka osób w kolejce do autobusu podmiejskiego, pamiętającego ustrój nie tak znowu miniony.
Gdy dołączył do niej, zapytał czy może się przysiąść, oficjalnie, jakby się nie znali. Podniosła zaskoczona głowę i roześmiała się.
Wysoki, zgarbiony na plecach i nosie, z burzą rdzawych loków w stylu afro na głowie. Dziewczyna w typie pozornie szarej myszy, w okularach z czerwonymi oprawkami i w trampkach. Jednym zgrabnym, wytrenowanym ruchem wyciągnęli smartfony, po czym dalsza część podróży była okraszona scrollowaniem treści i mizianiem wyświetlaczy, z uwagami rzucanymi półgębkiem, niby bez znaczenia, a jednak dramat czasem tkwi w detalu.
- Z czym masz kanapkę? Głodna coś dzisiaj jestem.
- Z serem.
- Z tym samym, co wczoraj?
- Trudno określić.
- Jak to, trudno określić?
- A jaki był wczoraj?
- Niedobry.
- Z innym chyba.
- Codziennie ci zjadam.
- To dlatego chudnę. Matka mówiła, że zmizerniałem.
- Świnia, chcesz powiedzieć, że ja nie chudnę?!
- Nie, ja tylko… Chcesz tę kanapkę?
- Nie.
- Masz. Popatrz tutaj.
- Nie.
- Obraziłaś się?
- Nie. Za co?
- Za wczoraj?
- O co?
- O ten ser.
- Co?
- No, o ser?
- Chyba zwariowałeś. Nie.
Cisza trwała ponad pół godziny, aż do rogatek Wrocławia.
- Nie o ser, tylko nie pojechałeś ze mną i co ty sobie myślisz.
- Byłem na uczelni.
- Nie kłam, rozmawiałam z Aśką.
- Acha. No to byłem z Aśką.
- I nic mi nie powiesz?!
- Mówię właśnie, nie?
- No to cześć.
Podniosła się, kiedy bus zwolnił przy pętli tramwajowej. Musnęła ustami jego policzek, podskoczył i oderwał na chwilę szklisty wzrok od telefonu.
- Idziesz już?
- No.
- Acha.

Gadka w city odc.5.: NA BRAMCE


Wysoki na ponad dwa metry, czarno odziany fan męczącego brzmienia, długowłosy, w teoretycznie skórzanej kurtce, mrużył oczy przed słońcem, odbijającym się od blaszanej wiaty na odludziu, zapomnianym przez bogów i pracowników czyszczenia miasta. Z włosów zebranych w niechlujny kucyk na kark faceta kapała woda, płynąca następnie orzeźwiającą strużką po plecach.
Głośno rozmawiał przez telefon,
- Stary, jesteś na chodzie skurwelu? No, wstałem i jadę. Ledwo żyję po wczoraj, no. Skurwelu, ale było, no. Dzwoniłeś do mnie rano? Nie dzwoń do mnie rano, kurwa. Nie wiem, co robię w piątek. Ni chuja nie wiem, skurwelu. Do 22 jestem w pracy na bramce, a potem się okaże. Kapie mi, kurwa, z włosów. Sam jesteś mokra Włoszka, skurwelu. Jebany tir mnie przypierdolił z kałuży, skurwelu, leje mi się na plecy, kurwa. I chuj, jak gorąco – ściągnął kurtkę. Splunął z niesmakiem. - Stary, zostaniesz chwile dłużej teraz w robocie? Bo wiesz, spóźnię się, no. I pogadalibyśmy od razu o piątku, mogę potrzebować za jakiś czas przysługi, więc kto wie... No i zajebiście, skurwelu, tak mi mów. Widzimy się zaraz i tak mi będziesz mówić…
Podjechał tramwaj. Gotycki wojownik schował telefon, jednym susem wskoczył do drugiego wagonu starego pojazdu i wyciągnął się wygodnie na ostatnim krzesełku, najwyraźniej planując drzemkę.

Gadka w city odc.6.: RÓŻNICA



- Co włączyła? Ja pindole, ale przecież jej nie wolno? Mówiłaś, że nie umie? Skąd ja mam wiedzieć, pytam czy JEJ mówiłaś, a nie czy mnie mówiłaś albo komuś innemu! Mam w dupie, że ma sto lat – niemłoda kobieta o bardzo zmęczonym wyrazie twarzy opadła z tobołami na siedzisko w niemłodym, hałaśliwie klekoczącym przy każdym zakręcie, popiskującym jak mysz w pułapce, odrapanym tramwaju  i kontynuowała – niech ma, ja pindole, dwieście, rozumiesz, ja mam w dupie. No, a gaz jest włączony? A kurki? Nie grzyby, jakie kurwa grzyby, ja pindole, na kuchence czy kurki są odkręcone, rany boskie, w piekarniku wszystkie patelnie są, rany boskie. No to pięknie, ja pindole… Co? No to nie mógł być piekarnik, bo jest na dole. I wszystko całe, no to co ona włączyła? A, ja pindole, to nie piekarnik, debilko, tylko nawiew, to różnica, czy palisz, czy wieje, no. Ja mam w dupie, że ją boli, mortadeli się zachciało, jutro Józek zawiezie ja do dentysty, ja pindole… A ja mam w dupie, ile kosztuje, ja pindole, trzeba dentystę, bo ją boli. Ja jej nie będę nosić po schodach, ona ma sto lat, niech jej wyrwie i po kłopocie, niech jej wszystko wyrwie, ja pindole, nie dam rady już tak fruwać na każde skinienie… Wysiadam dopiero przy Astrze, muszę jej tej mortadeli świeżej nakupić, tam chyba mają? Muszę, bo będzie jęczeć do nocy i rano od nowa, ileż ta kobieta ma siły w gębie, szkoda że jej w nogi nie poszło, ja pindole…

piątek, 6 stycznia 2017

NA POCZĄTKU BYŁA GADKA - odcinki 1, 2, 3...

Z przyczyn różnych, głównie natury ambicjonalnej z gatunku niespełnionych, rozpoczęły się niemrawe i kompletnie niesystematyczne prace, polegające na poskładaniu 200 odcinków w jedną książkową całość. 
Przy okazji niespodziewanie odnalazły się w archiwach pełne, lekko tylko podrasowane wersje pierwszych 20 odcinków, dotąd nieopublikowanych na tymże blogu. Pojawiły się kiedyś w okrojonej, mniej soczystej formie na GADKASZMATKA NA BIS, ale sadzę, że warto sobie przypomnieć, skąd wzięła się GADKA W CITY.

Oto trzy pierwsze odcinki, a wkrótce w porcjach pojawią się kolejne, aż do pełnej, relaksującej 20. 
A potem zobaczymy.

━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

Gadka w city odc.1: KONIEC NA DACHU



- Jak to, jesteś na dachu? A co ty robisz na dachu!? – Wrzasnęła do telefonu kobieta w średnim wieku, z blond lokiem pamiętającym regularne tlenienie i trwałą, choć minioną. Powiewając szalem koloru łąki przysiadła na murku okalającym skwer przed Galerią Dominikańską.
Na chwilę zamilkła, najwyraźniej słuchając wyjaśnień rozmówcy w sprawie powodów obecności na dachu, co w żadnym wypadku jej nie uspokoiło.
- Cóż to za pomysł! – Syknęła. – Natychmiast złaź i szukaj tych papierów! Będą potrzebne za godzinę, wszyscy przyjadą, a ty jak ten koniec na dachu? Nie koniec, kołek, tfu, kurwa, nie wiem co jest na dachu, komin?? Jak to wygląda? Dlaczego mi to robisz, zawsze coś, w zeszłym miesiącu kominek, wcześniej noga na strychu, a teraz dach… Bo pożałujesz! Co?! Jak to, już żałujesz? A gdzie poleciała drabina?! Nikt ci nie chciał potrzymać, to sam sobie postawiłeś… Oszalałeś chyba, natychmiast złaź z tego dachu. Jak to jak, normalnie złaź, bo jak skoczysz, to słowo daję, przyjadę i cię sama zabiję!!! – Ryknęła, aż przechodzący starszy pan z siatką ze sprawunkami mimowolnie się wzdrygnął, słysząc silnie wyczuwalny ładunek prawdomównej furii.

Gadka w city odc.2: DWIE TORBY



- Jak kaleka albo jakaś pogięta wyglądam z tymi torbami. Dwie torby, pojebana sytuacja. – Lamentowała brunetka w wieku gimnazjalnym, starannie wycierając w chusteczkę dłonie tłustawe od substancji pokrywającej frytki i kawałki kurczaka. Szczególną uwagą obdarzyła długie, perwersyjnie krwistoczerwone imitacje szponów, którymi były ozdobione jej palce.
- No, kurwa, właśnie. – Tę bogatą acz esencjonalną wypowiedź koleżanka brunetki wzbogaciła o odgłos picia coli przez słomkę, z efektem końcowym w postaci cichego czknięcia. Odgarnęła rudawe kłaczki z czoła, rozejrzała się po lokalu szumnie zwanym restauracją, oferującym menu konsekwentnie obfitujące w produkty silnie uzależniające. Jak na wczesną południową porę, było tam zaskakująco dużo ludzi młodych, którzy demonstrowali luz, lekceważenie dla spraw nieistotnych oraz skłonność do kupowania za drogiej kawy.
Ruda czknęła cicho raz jeszcze i powiodła rozbawionym spojrzeniem spod rzęs tak obciążonych tuszem, że trzepotanie wzbudziłoby tsunami na Odrze.
- Dlatego zostawiłam te jebane torby w domu. Lulu napisała wczoraj na fejsie, że dzisiaj testu nie ma. Kurwa, ale ta szkoła jest pojebana, przysięgam.
- No. I wiesz, tak sobie, wiesz, sobie tak pomyślałam, kurwa, że wiesz, im bardziej bym chciała być w klipie, tym jestem za mało tak jakoś. – Ciemnowłosa wyjęła lusterko, przejrzała się i głęboko zamyśliła. – I mam za mało rzeczy. Tej lazurowej, w panterkę, wiesz, nie wzięłam.
Ruda zdziwiła się i wyjęła różowy telefon z futerału z cekinami.
- Przecież masz dwie torby, bicz. A błyszczyk mój masz?
- No. Chyba. Poszukam, czekaj. - Zanurzyła się w przepastnych tobołach z wysypującymi się fragmentami odzieży. - I będę z tymi torbami teraz do wieczora, no. Zgubię.
- A ja im mniej chcę żeby mnie filmował, to jestem na każdym…  - Ruda stukała ze zniecierpliwieniem długim, fioletowym paznokciem w telefon. - Kurwa, no… Na każdym, no ciągle jestem.
- A mnie gówno widać. Dobrze, że dużo kręcą…
- Szkoda, że to tylko ludzie z klasy, a nie na serio, wiesz.
- Fejm to fejm, nie pierdol, że żal.
- Żalu nie ma, kurwa, ale można mieć ambicję, nie?
Dziewczyny badawczo rozejrzały się po McDonald’sie mieszczącym się przy wrocławskim Rynku, z nadzieją, że w pobliżu jest jakiś łowca talentów.
- Tamtego nie znamy? To wiesz kurwa, kolega tamtej.
- Jacha, to ten grubszy Mateo. Siedzi sam, patrz.
- Słyszałam, jak jego dziewczyna mówiła, że lepiej jest ani nie obiecywać, ani nie przychodzić.
- Najlepiej albo obiecać i nie przyjść, albo...
- Nie obiecać i nie przyjść?
- A on robi jedno i drugie, to go ta bicz zostawiła…

Gadka w city odc.3.: PANI WIOSNA



Biblioteczną senną ciszę w filii miejskiej nr 57 przy ulicy Szewskiej zakłóciło głośne wtargnięcie kolorowo ubranej niewiasty, sądząc po zapachu, który się dookoła niej unosił, nieco zaniedbującej higienę osobistą. Dama wkroczyła obwieszona szalami, koralami, paciorkami z drewna, szkła, metalu, bursztynu i cholera raczy wiedzieć czego jeszcze, z wielobarwnymi torbami pełnymi rozmaitych przedmiotów, przez cały czas gniewnie mamrotała do siebie coś, dość niewyraźnie, a niekiedy nawet nuciła.
Jedna z przemiłych pań bibliotekarek czmychnęła między półki z „Historią PRL” a „Przewodniki, podróże”, zaś druga nie mogła się nigdzie schować, bo siedziała za biurkiem w czytelni i z męczeńską miną udawała, że wcale nie planuje ucieczki.
- No, to teraz się zacznie – ciche szepnięcie dobiegło spomiędzy półek.
Czytelnicy siedzący przy kilku stolikach pochylili się głęboko nad przeglądanymi książkami i gazetami, zaś barwna postać energicznie dotarła do biurka i tonem nieznoszącym sprzeciwu oznajmiła, że szuka książki.
- Ale nie takie byle co, co teraz wydają! Ooo! Świat się skończy, a płomienie wszystko zeżrą. Ja wiem, ja wiem. Ja byłam tam i tam, wiem. W galerii byłam, to obrazy widziałam, nie ma ładnych, brzydota teraz, zbrodnie, kradzieże, grzechy same, ja wiem. Ooo! I koniec będzie.
Bibliotekarka przewróciła oczami, jakby wzywając ów koniec, który jednakowoż ani myślał nadchodzić. Westchnęła i zapytała, o jaką książkę chodzi.
- Pani mi doradzi, ja wiem. Ooo! Pokaże nam ta książka, pokaże. Wiem, rano było jasno. Strzeżcie się! – Ryknęła nagle, aż wszyscy podskoczyli. - Ooo!
- Jakiś alarm chyba zamontujemy, żeby było wiadomo – westchnęło szepnięcie między półkami.
- Strzeżcie się! Ooo! Rano było jasno!
- I wiosna idzie – powiedziała bibliotekarka za biurkiem uspokajająco – i coraz częściej nas pani odwiedza. Ja pani dam te albumy zaraz, te same, co wczoraj? – Wstała i delikatnie skierowała czytelniczkę do stolika przy oknie. – Zaraz przyniosę.
- Jasno, jasno. Ooo!
- Wiosna. – Bibliotekarka, do tej pory ukryta między półkami, wyjrzała z lekką obawą – Albumy o Azji. Jak jest zima, to ogląda albumy o Afryce. A w galerii obok rzuca warzywami, widziałam. Wiosna idzie.O.