wtorek, 28 października 2014

odc.104.: CHYBA OPADNIE


Przed osiedlowym warzywniakiem, niczym kolorowi szeregowcy, przysłaniając skrzynki skrywające codzienne dostawy jabłek, kapusty i marchewek, stoją w rzędach okrąglutkie chryzantemy. Dookoła kwiatów krążą starsze panie, dwójkami i trójkami, co i rusz nagabując zmęczonego sprzedawcę o kondycję, świeżość i wytrzymałość rzeczonego towaru.
- Będzie pan? Jutro pan będzie?
- Będę – stoicki spokój właściciela stoiska był godny podziwu.
- Ale o ósmej? O ÓSMEJ TRZYDZIEŚCI?
- Będę.
- A po co tobie o ósmej trzydzieści?
- Wiesz, Mireczko, bo jadę posprzątać na grobach, zięć mnie wiezie, to bym wzięła.
- Proszę nie dotykać, chyba że pani kupuje.
- A nie wiem, wie pan.
- Jak pani nie wie, to ja też nie wiem.
- A pan by kupił? PAN KUPIŁ?
- Tak, proszę pani. Ja kupiłem. Proszę nie trącać, bo się zniszczy i nie sprzedam.
- Ze zniczami bym wzięła, taniej by wyszło. A znicze to dzisiaj po ile?
- Nie mam zniczy, proszę pani. Tylko chryzantemy.
- E, bez zniczy to ja nie wiem.
- No a ile to postoi, ciekawa jestem. Mireczko, jak myślisz, postoi?
- Chyba opadnie.
- No sam pan widzi, chyba opadnie.
- Uhm. Kiedyś opadnie. – Sprzedawca zaprezentował światu wyraźnie rysujący się na twarzy szczękościsk, jako metodę walki ze stresem oraz irytacją.
- A ja pojutrze chyba pojadę, to nie wiem. Może jutro kupię.
- A po ile jutro będą?
- Po 20, tak jak dzisiaj. Tam jest cena.
- Koło Tesco to mają po dziewięć. Ale takie mniejsze.
- Mniej rozwinięte?
- Nie, mniej w ogóle.
- Mniej, no to taniej, ale Mireczko, czy to postoi?
- Chyba opadnie.
- Jak jutro postawię na groby, to i tak ukradną.
- W domu postaw, może podlej, to do soboty jak znalazł.
- Chyba, że opadnie. Jak pan myśli, do soboty postoi?

wtorek, 21 października 2014

odc.103.: PIERWSZY LEPSZY




- Albo idziemy, albo się cofamy w tym związku, mam dość czekania – oznajmił solidnie wkurzony baryton, dobiegający zza wielkiej reklamy przedstawiającej postacie z filmu o „Pszczółce Mai”, ustawionej naprzeciwko schodów ruchomych w Multikinie Arkady. – Ja nie jestem jakiś pierwszy lepszy. Co ty sobie wyobrażasz, kurwa?
Pytanie, zadane głosem rozmiaru huczącej dziko trąby powietrznej, zawisło w przestrzeni kinowej i baryton na chwilę umilkł, ale echa jego słów zaskoczyły nieco licznie zgromadzoną, przypadkową publiczność, składającą się głównie z rodzin podążających z kilkuletnimi pociechami na niedzielne przedpołudniowe seanse porankowe, pełne uroczych bajek o dzielnych lokomotywach, pięknych księżniczkach i rezolutnych pszczółkach.
Mała dziewczynka ciągnęła brata i mamę w stronę wielkiej reklamy i usiłowała namówić ich na wspólne zdjęcie z Mają i Guciem, ale ojciec rodziny usłyszał ten nadmiar negatywnych emocji i niecenzuralnych wyrazów, po czym stanowczo odciągnął małe stadko w stronę schodów ruchomych, mamiąc familię wizją kubełka popcornu i wielkiego napoju o barwie kałuży. Chwilę później, jadąc w górę w stronę sal kinowych i baru z przekąskami, mężczyzna z niepokojem spoglądał w stronę namalowanych pszczółek, marszcząc brwi w zastanowieniu, kto stoi za wielkim kartonem z niewinną Mają i jej wesołymi przyjaciółmi.
- Dla niektórych ludzi to byłoby niewyobrażalne, kurwa – baryton podjął temat, nie kryjąc wzburzenia. – NIEWYOBRAŻALNE! Znasz mnie i wiesz, że jestem cierpliwy. JESTEM, kurwa! Cierpliwy jestem! Ale tobie nic nie pasuje, ale nie wiem co, bo nic kurwa nie mówisz! Albo wręcz przeciwnie, nie dopuszczasz mnie do słowa!
Niewykluczone, że dla podkreślenia wagi tych słów baryton grzmotnął pięścią w reklamę, bo niebezpiecznie gibnęła się w stronę ludzi stojących przy schodach. Kilka osób spojrzało na Maję z dezaprobatą. Mały chłopczyk skorzystał z nieuwagi rodziców (zajętych dyskusją o tym, co jest bardziej tuczące - nachosy czy popcorn) i zakradł się, mijając plakaty reklamujące "Noc horrorów", w stronę uśmiechniętej kartonowej Mai, ale odskoczył z płaczem, gdy baryton ryknął, prawdopodobnie naruszając siłą wokalu konstrukcję budynku. Okolica zadrżała.
- NIE! Nie będę tu dłużej czekał! Pięć minut, jakie kurwa pięć minut? A godzinę temu nie było pięć minut? A wczoraj było pięć minut, ty zawsze masz pięć minut! Nigdy cię nie ma, to może ty nie chcesz tu być. Tak po prostu, bo ja już nie wiem. Znajdź sobie teraz drugiego takiego, co tak będzie na ciebie czekał. Cooo, pierwszy lepszy? PIERWSZY LEPSZY, kurwa? Będzie czekał? NA CIEBIE?!

czwartek, 16 października 2014

odc.102.: TEMAT RZEKA



Trzech młodych chłopaków w wieku szczególnie studenckim (który zdarza się tylko raz w życiu, trwa kilka lat i nie zostaje zapamiętany zbyt dokładnie przez szczególne okoliczności towarzyszące), mimo ciepłego dnia szczelnie oswetrzonych, wydżinsowanych, z plecakami, w okularach, z włosami przystrzyżonymi krótko i niedbale (prawdopodobnie maszynką w łazience w akademiku), jechało tramwajem przez city.
- Sześć razy już u niego byłem – wyznał brązowy sweter z goryczą – i pierdolę coś takiego! Pojeb za każdym razem zmieniał mi koncepcję.
- To po co do niego chodzisz? Ja bym się do …skiego nawet nie zapisał – pulower popielaty nie ukrywał wyższości sugerującej stopień wtajemniczenia w zawiłości uczelni, o którym nie śniło się jego kolegom. – Brat mi mówił, że jak trafisz na ...skiego, to mogiła, nie zrobisz ani projektu, ani obrony. Nie masz żadnych szans.
Brązowy spuścił głowę w zadumie.
- Ja jestem w połowie i też nie wiem, czy ogarnę – zwierzył się sweter niegdyś śliwkowy, obecnie barwy niesprecyzowanej. – Po chuj chodziłem z wydrukami? No? Promotor zdecydował, że to temat rzeka i zaczął robić notatki już na pierwszym spotkaniu. Ciągle każe coś czytać, dopisywać, kurwa, zwariować można. Głupi byłem, kurwa.
- No, głupi – zgodził się popielaty z miną noblisty. – Ja wpadam raz na pół roku do mojego i wystarczy.

poniedziałek, 13 października 2014

odc.101.: LEPSZE TŁO


- Tu mamy światło, zostajemy – powiedział stanowczo chłopak obwieszony m.in. dwiema koleżankami, wystylizowaną apaszką, dwoma aparatami fotograficznymi oraz ogromną torbą, z której demonstracyjnie wystawały ciekawskie ryjki obiektywów. – Szykuj się już, Sandra, bo ja zaraz będę miał tu wszystko gotowe, nie.
- No nie wiem – wyższa dziewczyna pyknęła balonem z gumy i odgarnęła blond włosy wystudiowanym gestem. – Tam wcześniej, na tamtej polanie koło golfa, chyba było lepiej. Taka wiesz, przestrzeń i w ogóle. Zresztą ten park to nie był mój pomysł, ja potrzebuję profesjonalnych strzałów, z lepszym tłem, z ludźmi w mieście, a nie…
- Nie znasz się – skwitował chłopak – jak chcesz mieć zdjęcia w dymie z grilla, między dzieciorami i rodzinkami, to spierdalaj na działki. I mówiłem ci już, kurwa, wypluj gumę, bo wyjdziesz nadęta, nie, jak ten, no…
- Jak balon bez kości policzkowych – rzuciła druga dziewczyna z blendą w dłoni, nieco niższa od reszty towarzystwa, z biustem, którego nie powstydziłaby się Pamela Anderson za czasów młodości. Tej pierwszej młodości. – Pospieszcie się, za pół godziny będzie już szaro i znowu trzeba będzie przekładać. Ja też chcę mieć tu zdjęcie, podoba mi się ten park. I kolory, wszystkie tu są.
Splunąwszy gumą w krzaki, dziewczyna zdjęła kusą kurtkę i wygładziła dłońmi spódniczkę niechętnie zakrywającą majtki.
Chłopak położył torbę pod wielkim drzewem i zaczął ustawiać statyw. Z kieszeni bardzo wąskich spodni, dzięki którym nogi zyskiwały obwód zapałki na całej długości, wyleciał mu na trawę smartfon.
- Kurwa – syknął – jebana jesień, wszystko mokre. – Schylił się zamaszyście i niechcący grzmotnął jednym z aparatów w plecy, aż zadudniło. Wymamrotał coś pod nosem, wytarł czule telefon o koszulkę i stęknął, widząc mokrą plamę na ubraniu.
- Następnym razem zrobimy w studiu, tu jest za dużo ludzi. I liści.
- Przecież ty nie masz studia, bo nie chcesz się z kimś dzielić przestrzenią?
- Moim zdaniem żal ci kasy, nie przestrzeni.– Drwiący ton niższej dziewczyny został pominięty milczeniem i grupka skupiła się przez chwilę na ustawianiu ujęcia. Blondynka oplotła się niczym bluszcz na drzewie, a biuściasta krążyła dookoła niej z blendą, wywołując wybuchy irytacji u fotografa, któremu najwyraźniej żadne ustawienie planu nie przypadło do gustu.
- Nieee – jęknął chłopak i zdjął apaszkę. – Tu wali słońce i grzeje, kurwa. A tam w tle są huśtawki. Kurwa, no. Huśtawki.
- I co z tego? – Zdziwiła się niższa za biustem. - Albo dobra, tu się przesuń, Sandra, jak chcesz mieć lepsze tło.
Modelka upozowała się zmysłowo przy drzewie, jakby planowała rozpoczęcie współżycia z jednym z konarów. Biuściasta poprawiła jej spódniczkę, która zaczepiła się o gałązkę odsłaniając więcej niż zgromadzeni sobie życzyli i spojrzała w dal.
- Słyszałam, że podobno nikt nigdy nie jest za stary na huśtanie.
- Puszczanie? – Chłopak na chwilę oderwał się od aparatu.
- Nie, HUŚTANIE. Tak mówiła moja ciotka. Ale ona jest po rozwodzie, więc nie ma wyboru.

środa, 8 października 2014

odc.100.: PODSTAWY


Wydawać by się mogło, że do pełnego pasażerów autobusu linii 612 nie zmieści się już nawet maleńka polna mysz, ale jakimś tajemniczym sposobem, którego kulisy znają tylko doświadczeni i zaprawieni w komunikacyjnych bojach mieszkańcy city, na kolejnych przystankach następne porcje jednostek ludzkich pakowały się do pojazdu i upychały wewnątrz. Zamknięte okna i klimatyzacja istniejąca wyłącznie w prasowych doniesieniach wspomogły zaduch wywoływany przez zapachy dziesiątek perfum, dezodorantów i wszystkiego tego, czym przed południem wonieje społeczeństwo upchnięte i przygniecione. Przekrój wiekowy pasażerów oscylował między wiekiem emerytalnym, a studenckim, jako że autobus zmierzał w kierunku wielgachnego szpitala, będącego jednocześnie ośrodkiem, w którym adepci sztuk medycznych pobierają nauki na ledwo żywych przykładach.
Gdyby któryś z pasażerów chciał powiedzieć choć słowo, musiałby przebić się wokalnie przez szum silnika, gwar głosów współtowarzyszy komunikacyjnej niedoli i ogólny szum, normalny o tej porze w city. Na tym tle wyróżniał się przedstawiciel pozornie wymarłego gatunku: facet w wieku około trzydziestu kilku lat, odziany w dres i sportowe buty, z pozłacanym łańcuchem, figlarnie błyskającym zza kołnierza i włosami zaczesanymi do tyłu, żywcem wyjęty z filmów o wiejskich mafiosach z lat 80. i 90. XX wieku. Facet chrypiał do telefonu tonem pełnym rozgoryczenia, z kontrastującą domieszką wyższości wywołanej doświadczeniem zdobywanym latami, w trudzie i znoju. Kiedyś, to były czasy.
- …taaa. Powiedział, że pierwszego rzucił pracę, ale się nie martwi. Bo od razu rozniósł CV i ma same pozytywne, nie, odpowiedzi. Że ma inne opcje i możliwości, nie musi u nas robić, ale chciałby tutaj i że dużo umie, nie. Pytał o pieniądze, czy duże są, czy małe, nie, to ja mu powiedziałem, że z tobą będzie o tym rozmawiał, a ja go muszę sprawdzić, podstawy, nie, sprawdzić co umie. No bo mówił, że dużo. Nie wiem, czemu rzucił robotę, nie mówił, co mnie to, nie, może to jego wywalili, sam wiesz, że różnie to, nie. Sam byś go zapytał, jakbyś chciał, jasne, nie moja rozczochrana, nie. To ja mu mówię, przyjdź jutro rano, a on, że od razu może zacząć, gajerek zrzucił i fartuch mu dać, no dobra. Myślę, podstawy sprawdzimy, nie. Pokazałem mu, gdzie ma robić, mięso, wszystko, nie. I mówię, jak do człowieka. Mówię, nie ruszaj tego, za nic nie ruszaj. Te palniki nie mają tu regulacji i muszą działać na full, bo jak ruszysz tym pokrętłem, to zgaśnie i dupa będzie, a nie mięso. Miał zrobić schabowe, przecież to są podstawy, nie. No właśnie, nie dałem mu nic trudnego, nie mógł spierdolić, nie, to podstawy. Wchodzę tam i patrzę, a mięso nierozklepane, na patelni zimny tłuszcz i wszystko nasiąka. Koleś stoi i myśli, a ja od razu widzę, że kręcił kurkami. Włączyłem, rozklepałem, obsmażyłem, ale i tak tłuszczem ciekło. Podstawy leżą, nie. Mówił, że nie słyszał jak mówiłem o tych palnikach i że wcześniej to on gotował w normalnej kuchni. Ja nie wiem czy on coś umie, człowieku, ale schabowego nie zrobił, nie.

niedziela, 5 października 2014

odc.99.: PRZESPANE LATO


Przez Park Zachodni sunęła powoli para młodych ludzi. Dziewczyna w dopasowanym kostiumiku i butach nadających się bardziej do biura niż na parkowe alejki pełne wielobarwnych liści. Przybrała wyraz twarzy równie obrażony, co znudzony, czemu niechętnie towarzyszyły lekko skrzywione usta i wielkie ciemne okulary mimo zmierzchu. Chłopak w spodniach do połowy łydki, rozsznurowanych adidasach i wielkiej bluzie z kapturem zarzuconym na głowę, skutecznie kryjącym twarz, oczy i całą resztę. Szli powoli, jakby mimowolnie dostosowując się do rytmu, który nadawał delikatny jesienny wiatr i wirujące w jego takt, spadające z drzew liście. Usiedli na ławce nieopodal placu zabaw.
- Studia i reszta, sama wiesz, jak jest. Firma zajmuje tyle czasu – mimo kaptura głos chłopaka nie był bardzo przytłumiony, raczej tubalny przez niezły poziom basów. – Zdałem, co trzeba i zasnąłem.
- Dawno się nie widzieliśmy – Królowa Śniegu zbladłaby z zazdrości, słysząc ton dziewczyny. Powiało chłodem i grozą. – Myślałam, że jak wrócę z Niemiec, to się odezwiesz.
- No, w dupę. Przespane lato, nie.
- Acha. A co właściwie robiłeś?
- Spałem, do południa, nie. Potem robota, bo wiesz, samo się nie zrobi, nie. I tak do dwudziestej przy kompie zeszło. Codziennie. Słuchaj, ja nawet nie wiedziałem, kiedy weekend, nie.
- Jak ostatnio dzwoniłam, to odebrałeś na imprezie. Wyraźnie słyszałam, że dudniło, śmiechy, wrzaski. Więc nie mów mi, że tylko pracowałeś.
- A, no. Potem, wieczorem, to jakieś jedzenie, czasem bania z parafią i tak zeszło. A rano od nowa, nie. Trzeba korzystać z życia, to spałem, ile się dało. Jak się zaczną studia, to znowu będę miał braki.
- Już się zaczęły.
- No, nagle jebnął wrzesień, nie, dzieci do szkoły i w ogóle.
- Październik. Jest już październik!
- O kurwa. To dobrze, że się nie obudziłem na Boże Narodzenie…