Przez Park Zachodni sunęła powoli para młodych ludzi. Dziewczyna w dopasowanym kostiumiku i butach nadających się bardziej do biura niż na parkowe alejki pełne wielobarwnych liści. Przybrała wyraz twarzy równie obrażony, co znudzony, czemu niechętnie towarzyszyły lekko skrzywione usta i wielkie ciemne okulary mimo zmierzchu. Chłopak w spodniach do połowy łydki, rozsznurowanych adidasach i wielkiej bluzie z kapturem zarzuconym na głowę, skutecznie kryjącym twarz, oczy i całą resztę. Szli powoli, jakby mimowolnie dostosowując się do rytmu, który nadawał delikatny jesienny wiatr i wirujące w jego takt, spadające z drzew liście. Usiedli na ławce nieopodal placu zabaw.
- Studia i reszta, sama wiesz, jak jest. Firma zajmuje tyle czasu – mimo kaptura głos chłopaka nie był bardzo przytłumiony, raczej tubalny przez niezły poziom basów. – Zdałem, co trzeba i zasnąłem.
- Dawno się nie widzieliśmy – Królowa Śniegu zbladłaby z zazdrości, słysząc ton dziewczyny. Powiało chłodem i grozą. – Myślałam, że jak wrócę z Niemiec, to się odezwiesz.
- No, w dupę. Przespane lato, nie.
- Acha. A co właściwie robiłeś?
- Spałem, do południa, nie. Potem robota, bo wiesz, samo się nie zrobi, nie. I tak do dwudziestej przy kompie zeszło. Codziennie. Słuchaj, ja nawet nie wiedziałem, kiedy weekend, nie.
- Jak ostatnio dzwoniłam, to odebrałeś na imprezie. Wyraźnie słyszałam, że dudniło, śmiechy, wrzaski. Więc nie mów mi, że tylko pracowałeś.
- A, no. Potem, wieczorem, to jakieś jedzenie, czasem bania z parafią i tak zeszło. A rano od nowa, nie. Trzeba korzystać z życia, to spałem, ile się dało. Jak się zaczną studia, to znowu będę miał braki.
- Już się zaczęły.
- No, nagle jebnął wrzesień, nie, dzieci do szkoły i w ogóle.
- Październik. Jest już październik!
- O kurwa. To dobrze, że się nie obudziłem na Boże Narodzenie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz