piątek, 29 czerwca 2018

odc. 214.: KRÓTKA PIŁKA



Podduszające afrykańskimi temperaturami skwarozy słoneczne, jakie nam funduje początek wakacji, nieco namolnie, acz uroczo przeplatane są gradobiciem oraz czyszczącą miasto, kanalizację, auta i pozornie niewinnych przechodniów ścianą wody zwaną niegdyś letnim deszczem, wraz z grzmotami, jakich nie powstydziłby się Zeus (zapewne ku uciesze małżonki Hery). Kiedyś przeplatał kwiecień, a teraz czerwiec też, a co ma sobie żałować. Jak wiadomo, nie tylko karaluchy potrafią się do wszystkiego przyzwyczaić – ludzie też. Tak też praktykują mieszkańcy wrocławskiego city, którzy rzadko ze stoickim spokojem, a częściej z objawami słabo tłumionej furii przyjmują na klatę spektakularne awarie komunikacji miejskiej, korki wywołane remontami i paraliżem głównych arterii miasta, jak również żenującą porażkę reprezentacji kraju na mistrzostwach wiadomych, do czego jednak nie warto wracać, bo nic się nie stało.
- Nie wiem dlaczego do tego wracasz. W kółko, ciągle, po chuj tak wracać? Dla mnie to zamknięty temat i nie ma co tego ciągnąć. Krótka piłka, nie to nie, nie będzie więcej żadnych kurwa telefonów! I bardzo bym chciał kurwa wiedzieć, co ty tam z nim robiłaś, jak nie miałaś na sobie prawie nic!
Tu publiczność (zgromadzona na przystanku autobusowym przy placu Strzegomskim z okazji kolejnego utknięcia tramwajów w malowniczym sznureczku) wstrzymała oddech w oczekiwaniu na ciąg dalszy oraz opis wspomnianego prawie nic.
Wykrzyczał te słowa facet łysy jak niektóre kolana, przebywający w zestawie urlopowym, czyli koszulce z napisem „Keep calm & keep calm”, zdecydowanie za krótkich, odsłaniających część ud spodenkach i japonkach. Był bardzo blady, jak ktoś, kto dopiero zaczyna przygodę ze słońcem po kilku dekadach spędzonych w krypcie. Opierał się o wiatę przystanku i bardzo głośno tłumaczył, dlaczego nie warto już do tego wracać.
- A ja to poruszam, bo zastanawiam się, jak to będzie, kiedy mnie znowu posmyrasz po głowie. Jego też smyrasz?! – Usiłował warknąć, ale zamiast tego wyrwał mu się lekko zrozpaczony skowyt. Westchnął. – Jedzie coś, może wsiądę. Nie wiem, kurwa, bo wszyscy teraz chcą…
Faktycznie, prawdę mówił i może warto mu z tej okazji coś polać, bo wyglądał na odwodnionego. Wraz z nim do autobusu nr 132 usiłowało wsiąść tak na oko pół miasta, co z racji gabarytów pojazdu oraz wyraźnego defektu tegoż (nie jest z gumy), wielu osobom po prostu się nie udało.
Poirytowany i częściowo zrezygnowany tłum ruszył więc chodnikiem w kierunku placu JP II, w podgrupach, jakie często można spotkać w mieście, typu człowiek idący, częściowo wyprostowany, czule wpatrzony w telefon.
Na przystanku została spora grupa ludzi. Stale dołączali też nowi, którzy szczęśliwie wydostali się z tramwajów nadal tkwiących w awaryjnym szeregu lub po prostu akurat skończyli pracę w pobliskim wrocławskim Mordorze.
- Teraz to kiła i mogiła, patrz, kurwa – powiedział pryszczaty chłopak z plecakiem, w koszulce z wizerunkiem zespołu, którego członkowie mogliby bez charakteryzacji zagrać w ekranizacji którejś z powieści Lovecrafta.
- No, jak auto MPK stoi na torach, to wszystko chuj strzelił. Posiedzimy tu. – Przytaknął kolega o podobnie wulkanicznej karnacji, również ubrany w t-shirt odstraszający płeć jakąkolwiek i bojówki moro, po czym przysiadł na murku za przystankiem. – To mówisz, że teraz jest inaczej?
- No. I teraz, bez tego, to jakbym odkrywał wszystko na nowo. Niby znam, ale jakby mi spadły łuski z oczu. Wszystko smakuje zupełnie inaczej.
- Lepiej?
- Kurwa, o wiele lepiej. Teraz będę musiał się jakoś przyzwyczaić, żyć od nowa jakoś, kompletnie inaczej.
- Mówiłem ci, że to krótka piłka. Tak działa nowa jakość. Jakbyś się przesiadł z Golfa do S-klasy, niby jedziesz, ale to inna jazda, kurwa. Diabeł tkwi w szczegółach…
- No.  
- Dobra, dość pierdolenia, chodź na następny przystanek. Może coś się ruszy.
- Albo coś zjemy po drodze.
- O, to bardziej.
Na przystanku nadal nie ubywało ludzi, mimo że kolejne autobusy co chwilę dzielnie pochłaniały kolejne porcje pasażerów. Zaczął mżyć lekki deszcz, co mocno zagęściło sytuację pod wiatą rozmiarów nikczemnych, jakby produkowano je w celu zmieszczenia tam tłumu chomików, nie kilku osobników gatunku ludzkiego. Część społeczeństwa zrezygnowała z prób wmanewrowania się pod dach i pozostawała na orbicie przystanku, dzielnie wystawiając twarz i inne części ciała na coraz bardziej mżące warunki atmosferyczne.
- Zawsze tak jest – wyjaśniła piękna dziewczyna w czerwonej sukience i zaciągnęła się papierosem.
- Jak yyy jest? – Towarzyszący jej facet bardzo starał się skoncentrować na słowach dziewczyny, ale kompletnie nie sprzyjały mu okoliczności, częściowo odsłonięte przez dekolt sukienki. Wysoki, przystojny brunet, fajnie ubrany, nerwowo przełykał ślinę i nie odrywał oczu od sylwetki z kształtami.
- Spieszysz się, ubierasz, lecisz, a tu awaria i krótka piłka… Nieważne. Dzisiaj to chyba pójdziemy do ciebie?
- A… Aha, no… Tak. Dobrze – ocknął się, nagle bardzo ucieszony, po czym rzucił okiem na papierosa. – Chyba, że będziesz jeszcze dzisiaj palić.
- Może później jeszcze jednego, tak na kolację. Przed deserem.
- A…. Aha. Tak. Dobrze… To co, idziemy?
- Kawałek możemy się przejść, ale nie za długo, bo jak zmoknę, to będzie mi wszystko widać.
Dziewczyna zgniotła niedopałek obcasem, podczas gdy jej towarzysz usiłował odzyskać oddech. Na szczęście udało mu się i poszli, a mżawka w parującym latem mieście była przez chwilę odrobinę bardziej naelektryzowana niż zwykle.

środa, 6 czerwca 2018

odc.213.: POZA ZASIĘGIEM



Można pomyśleć, że świat zwariował i aby dojść do tego wniosku wcale nie trzeba koniecznie  wcześniej zapoznawać się z treścią medialnych doniesień ani dogłębnie analizować opracowań naukowych dotyczących rzekomych, acz niezaprzeczalnie odczuwalnych zmian klimatycznych. Wystarczy rzucić okiem niedaleko, ot, przez okno. A tam dumnie w stylu letnim zamiast wiosennie prezentują się kwitnące lipy, które już od końca maja postanowiły dać upust chęci prezentowania miastu swych walorów, więc kwitną sobie, półtora miesiąca przed terminowym planem, który, jak sama nazwa wskazuje, przyzwoitość nakazywałaby wykonać dopiero w lipcu. Ludzki kalendarz sobie, a natura sobie, bo niezbadane są ścieżki, prawdaż.
Zatem skwaroza w pełni, co skutkuje przepięknymi kwiatami, relaksującymi piknikami, niestrawnością po obfitych grillach, ale też radością z okazji owoców, bo przecież można oszaleć ze szczęścia, gdy człowiek się wypcha truskawkami, które podobno sprzedawcy sprowadzają z drugiego końca świata i tylko podpisują, że to nasze.  Tylko patrzeć, aż pojawią się truskawki „rzemieślnicze” lub „kraftowe”, skoro są już takie piwa, lody i inne naganne rozrywki. Społeczeństwo świętuje kolejne fale upałów i długie weekendy cieszącymi oko widokami, takimi jak np. dekolty (głównie damskie, bo co do męskich, to zdania są co najmniej podzielone oraz nadal dyskusyjną jest kwestia dlaczego owłosione biusty męskie mogą się legalnie prezentować światu, podczas gdy powaby dam winny być zakryte).
Na szczęście są jeszcze na tym zwariowanym, nietrzymającym się kalendarza świecie zjawiska w miarę stałe, stabilnie występujące, takie jak na przykład beztroska i niefrasobliwe podejście do rzeczywistości, cechujące głównie osobniki młode. Młodości, podaj mi skrzydła, chciałoby się zakrzyknąć, gdy się stoi w korku…
Na przejściu dla pieszych przy skrzyżowaniu nieopodal placu JP II przystanęły dwie odrobinę pogniecione, śliczne dziewczyny, stylowo podfarbowane na siwo i różowo, z drobną ilością kolczyków tu i ówdzie oraz z plecakami, sugerującymi młodzieńczą wędrówkę podczas długiego weekendu. Zdaje się, że usiłowały strojami zamaskować dojrzewającą kobiecość, na szczęście bez powodzenia, bo obcisłe t-shirty i kuse spodenki, choć wyplamione i naddarte, jednak odsłaniały to, czego zakryć nie mogły.
- Chodzimy po tym Wrocławiu trzeci dzień…
- Czwarty. Przedwczoraj przespałaś w hostelu na kacu, to ci się pojebało.
- Czwarty. I rzadko trafiamy dwa razy w to samo miejsce. A może już tu byłyśmy? Kurwa, znowu jesteśmy poza zasięgiem, nic mi tu nie łapie i nie ogarniam gdzie jestem. A ty?
- Nie wiem. Tam coś pisze, czekaj… Jana… Pawła…
- Jakiego Pawła?
- Jana. Skąd mam wiedzieć, jak jestem poza zasięgiem w centrum miasta!
- Ale to nie może być tutaj, bo to już raz było tam.
- Chyba, że z drugiej strony, bo tam inaczej to wygląda.
- A „20” tędy jedzie”?
- Nie wiem. A może wsiądziemy w cokolwiek i zobaczymy?
- Bo twoje życiowe motto brzmi „na przypale albo wcale”…
- Jedzie coś, lecimy!
Ruszyły ostro, skokiem, co zostało nagrodzone dopędzeniem wagonu i dostaniem się do środka, przy milczącym aplauzie soczystych spojrzeń dwóch chłopaków, którzy dopiero w tej chwili się zmaterializowali i odkleili od wiaty na przystanku, aby w milczeniu zbadać oczami walory oddalających się dziewczyn. Chłopcy nawet nie mrugnęli i w ogóle zaprezentowali zero oznak życia dopóki dziewczyny były na horyzoncie, najwyraźniej dusząc w sobie chęć natychmiastowego pognania za krągłościami, które wraz z właścicielkami odjechały w siną dal lub w kierunku Pilczyc, jak sugerował napis na pojeździe.
Jeden z młodzianów głęboko westchnął, nie wiedząc, że niniejszym oddaje hołd wielkiej polskiej tradycji romantycznych uniesień, po czym wystudiowanym gestem odgarnął prawie sarmacką grzywkę i zerknął badawczo na kumpla, który odkleiwszy wzrok od dziewczyn, natychmiast zatopił się w czeluściach telefonu.
- Bądź Januszem swojego losu. – Powiało sentencją, a raczej skrótem myślowym obrazującym chwilową niemożność przekucia młodzieńczych pragnień w czyny, co na szczęście niektórym jednostkom przechodzi z wiekiem.
- Kurwa, znowu mam nieogar poza zasięgiem… Ty, Janusz, sam to wymyśliłeś? – Prychnięcie znad telefonu, lekko podszyte irytacją.
- No, jakby. – Lekkie zbicie z tropu.
- To słychać… - Męska, szorstka czułość.
- Spierdalaj. – Cięta riposta.
-…bo nawet dobre. O, już łapie, no. – Czyli jednak pakt o nieagresji i można z powrotem kontemplować kształty pobliskich osobniczek płci wręcz przeciwnej albo bezpiecznie grzebać w telefonie. Tam bezpieczniej, pszczoła nie użądli, tramwaj nie ucieknie ani dziewczyna nie spojrzy śmiało i bezczelnie, aż człowieka coś wzburzy hormonalnie od gardła po sznurówki. Wszak lato dopiero przed nami.