środa, 6 czerwca 2018

odc.213.: POZA ZASIĘGIEM



Można pomyśleć, że świat zwariował i aby dojść do tego wniosku wcale nie trzeba koniecznie  wcześniej zapoznawać się z treścią medialnych doniesień ani dogłębnie analizować opracowań naukowych dotyczących rzekomych, acz niezaprzeczalnie odczuwalnych zmian klimatycznych. Wystarczy rzucić okiem niedaleko, ot, przez okno. A tam dumnie w stylu letnim zamiast wiosennie prezentują się kwitnące lipy, które już od końca maja postanowiły dać upust chęci prezentowania miastu swych walorów, więc kwitną sobie, półtora miesiąca przed terminowym planem, który, jak sama nazwa wskazuje, przyzwoitość nakazywałaby wykonać dopiero w lipcu. Ludzki kalendarz sobie, a natura sobie, bo niezbadane są ścieżki, prawdaż.
Zatem skwaroza w pełni, co skutkuje przepięknymi kwiatami, relaksującymi piknikami, niestrawnością po obfitych grillach, ale też radością z okazji owoców, bo przecież można oszaleć ze szczęścia, gdy człowiek się wypcha truskawkami, które podobno sprzedawcy sprowadzają z drugiego końca świata i tylko podpisują, że to nasze.  Tylko patrzeć, aż pojawią się truskawki „rzemieślnicze” lub „kraftowe”, skoro są już takie piwa, lody i inne naganne rozrywki. Społeczeństwo świętuje kolejne fale upałów i długie weekendy cieszącymi oko widokami, takimi jak np. dekolty (głównie damskie, bo co do męskich, to zdania są co najmniej podzielone oraz nadal dyskusyjną jest kwestia dlaczego owłosione biusty męskie mogą się legalnie prezentować światu, podczas gdy powaby dam winny być zakryte).
Na szczęście są jeszcze na tym zwariowanym, nietrzymającym się kalendarza świecie zjawiska w miarę stałe, stabilnie występujące, takie jak na przykład beztroska i niefrasobliwe podejście do rzeczywistości, cechujące głównie osobniki młode. Młodości, podaj mi skrzydła, chciałoby się zakrzyknąć, gdy się stoi w korku…
Na przejściu dla pieszych przy skrzyżowaniu nieopodal placu JP II przystanęły dwie odrobinę pogniecione, śliczne dziewczyny, stylowo podfarbowane na siwo i różowo, z drobną ilością kolczyków tu i ówdzie oraz z plecakami, sugerującymi młodzieńczą wędrówkę podczas długiego weekendu. Zdaje się, że usiłowały strojami zamaskować dojrzewającą kobiecość, na szczęście bez powodzenia, bo obcisłe t-shirty i kuse spodenki, choć wyplamione i naddarte, jednak odsłaniały to, czego zakryć nie mogły.
- Chodzimy po tym Wrocławiu trzeci dzień…
- Czwarty. Przedwczoraj przespałaś w hostelu na kacu, to ci się pojebało.
- Czwarty. I rzadko trafiamy dwa razy w to samo miejsce. A może już tu byłyśmy? Kurwa, znowu jesteśmy poza zasięgiem, nic mi tu nie łapie i nie ogarniam gdzie jestem. A ty?
- Nie wiem. Tam coś pisze, czekaj… Jana… Pawła…
- Jakiego Pawła?
- Jana. Skąd mam wiedzieć, jak jestem poza zasięgiem w centrum miasta!
- Ale to nie może być tutaj, bo to już raz było tam.
- Chyba, że z drugiej strony, bo tam inaczej to wygląda.
- A „20” tędy jedzie”?
- Nie wiem. A może wsiądziemy w cokolwiek i zobaczymy?
- Bo twoje życiowe motto brzmi „na przypale albo wcale”…
- Jedzie coś, lecimy!
Ruszyły ostro, skokiem, co zostało nagrodzone dopędzeniem wagonu i dostaniem się do środka, przy milczącym aplauzie soczystych spojrzeń dwóch chłopaków, którzy dopiero w tej chwili się zmaterializowali i odkleili od wiaty na przystanku, aby w milczeniu zbadać oczami walory oddalających się dziewczyn. Chłopcy nawet nie mrugnęli i w ogóle zaprezentowali zero oznak życia dopóki dziewczyny były na horyzoncie, najwyraźniej dusząc w sobie chęć natychmiastowego pognania za krągłościami, które wraz z właścicielkami odjechały w siną dal lub w kierunku Pilczyc, jak sugerował napis na pojeździe.
Jeden z młodzianów głęboko westchnął, nie wiedząc, że niniejszym oddaje hołd wielkiej polskiej tradycji romantycznych uniesień, po czym wystudiowanym gestem odgarnął prawie sarmacką grzywkę i zerknął badawczo na kumpla, który odkleiwszy wzrok od dziewczyn, natychmiast zatopił się w czeluściach telefonu.
- Bądź Januszem swojego losu. – Powiało sentencją, a raczej skrótem myślowym obrazującym chwilową niemożność przekucia młodzieńczych pragnień w czyny, co na szczęście niektórym jednostkom przechodzi z wiekiem.
- Kurwa, znowu mam nieogar poza zasięgiem… Ty, Janusz, sam to wymyśliłeś? – Prychnięcie znad telefonu, lekko podszyte irytacją.
- No, jakby. – Lekkie zbicie z tropu.
- To słychać… - Męska, szorstka czułość.
- Spierdalaj. – Cięta riposta.
-…bo nawet dobre. O, już łapie, no. – Czyli jednak pakt o nieagresji i można z powrotem kontemplować kształty pobliskich osobniczek płci wręcz przeciwnej albo bezpiecznie grzebać w telefonie. Tam bezpieczniej, pszczoła nie użądli, tramwaj nie ucieknie ani dziewczyna nie spojrzy śmiało i bezczelnie, aż człowieka coś wzburzy hormonalnie od gardła po sznurówki. Wszak lato dopiero przed nami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz