czwartek, 26 czerwca 2014

odc.64.: TWOJA STARA


Beztroskość ogłuszającego śmiechu grupy chłopców w wieku hormonalnie podkręconym łamała się w miejscach naznaczonych śladami wyraźnej mutacji. U jednych było to słychać dość wyraźnie, jak u bardzo nieszczęśliwie pryszczatego, długokończynowego nastolatka o blond czuprynie z pozornie niedbałymi lokami, u innych nieco mniej dobitnie, jak u jego niższego, ale bardziej barczystego kolegi, z nażelowaną grzywką, postawioną stanowczo i trwale do pionu. Pozostali z grupy byli gdzieś po środku wieku kontrastów: grubawy, zakapturzony ziomal ze zmrużonymi oczkami, szczupły okularnik w sztruksowej marynarce i wyrośnięty brunet z cwaniackim uśmieszkiem, dumnie prezentujący pierwszy zarost w postaci kilku rachitycznych kępek na brodzie.
Stali na przystanku tramwajowym, marzli w czerwcowej mżawce i czekali na kumpla, który miał do nich dołączyć.
- … mówiłem, przekonywałem – żalił się okularnik, przecierając szkła wilgotne od mikroskopijnych kropelek złośliwej aury – i gówno, chuj, stary powiedział, że jak mam dwa miechy wolnego, to jeden mam pracować, żeby w drugim balować. I co ja mam kurwa zrobić?
- Do maka idź i weź frytki do tego - gruby ziomal zarechotał, a reszta dołączyła do niego bez przekonania.
- Taki jesteś cwaniak, kurwa, codziennie w maku siedzisz i wpierdalasz, bo twoja stara nawet nie umie ugotować zupki chińskiej – rzucił okularnik obrażonym tonem.
- Odwal się, twoja stara spaliła gorący kubek – odparł ziomal z godnością. – Nie mów o mojej starej. Jest spoko, nie jak twoje zjeby. Przynajmniej nie muszę tyrać w kurczakach w wakacje, tylko jadę do Turcji i będę pił drinki na plaży, kurwa.
- Ta, drinki, śniło ci się, chyba fantę albo szampana pikolo – skwitował łamiącym się wokalem długonogi blondyn. – Twoja stara nie da ci procentów.
- Gdzie ten Dżery, kurwa – złościł się sporadycznie zarośnięty brunet. – Spóźnimy się przez niego, jak zwykle.
- To wejdziemy na następny seans, wyluzuj gacie – uspokajał nażelowany, dyskretnie przeglądając się w szybie z reklamą. – Na drugiej sali jest za godzinę.
- To nie zdążę z powrotem na mecz, kurwa, ze starym codziennie oglądamy. I z bratem. No i czasem z jego kumplami z technikum. Fajnie jest, kurwa. – Brunet najwyraźniej celebrował rodzinne chwile. -  Moja stara robi zajebiste zapiekanki, a stary obstawia jak debil, wczoraj dwie dychy od niego wygrałem, no dzisiaj mam pewniaka, nie, Niemcy grają.
- A co, twoja stara nakrzyczy jak się spóźnisz? – Zakpił ziomal.
- Spierdalaj, twoja stara ma twarz jak sedes w cyrku, nie jak człowiek.
- A twoja jak kurwa pierwotniak, nie mów tak o mojej starej – grubas cały się zaczerwienił i zdenerwował. 
- Spokój, Dżery już zapierdala – zgasił pożar blondyn, popiskując co drugą głoskę. – Siemka, cwelu, stawiasz popcorn.
- Goń się, pedale – odparł Dżery – mniej chemii zjesz, to ci pryszcze znikną. Stara mnie zatrzymała, kurwa, sory, nie. Pytała jakie mam świadectwo, a skąd ja mam kurwa wiedzieć, za tydzień dostanę, nie. Niech się cieszy, że zdałem.
- A stary co? – Zainteresował się okularnik.
- W dupie ma, mówi że do roboty mam iść, jak nie zdam i że to lepiej dla niego, bo wyjebał jednego mechanika i szuka teraz. Ale stara się wkurwiła, że mam się uczyć, że siostra już się zmarnowała, stary zaczął wrzeszczeć i stara też, i znowu jest dym, to wyszedłem, nie.
- No, jak twoja stara coś chce, to nie ma… O, jedzie tramwaj, kaman!

niedziela, 22 czerwca 2014

odc. 63.: PIENIĄDZ, PIĘŚĆ I SYNOWA - CZYLI KTO RZĄDZI ŚWIATEM


Na przystanku autobusowym prawie w całości zajętym przez nieprzycięty od wieków żywopłot tłoczyło się kilka osób, głównie potencjalnych pacjentów oddziału geriatrii w pobliskim szpitalu. O ile jest tam oddział geriatrii, oczywiście. Tak czy inaczej, kobieta młoda, z widocznym ciążowym brzuszkiem, wyróżniała się z tłumu tak, jakby w wiosce Aborygenów pojawił się pełnokrwisty Wiking.
Kobieta przycupnęła na skraju ławki, odsunąwszy dyskretnie sfatygowany deszczem egzemplarz „Gościa Niedzielnego”, czym zwróciła na siebie uwagę staruszki w filuternym kapelutku, siedzącej obok.
- O, a pani w ciąży? – Zapytała starowinka błyskotliwie. Słysząc te słowa, do ławki przybliżyły się dwie kolejne damy w wieku świadczącym o dzieciństwie spędzonym przed II wojną światową lub w jej trakcie.
Młoda dziewczyna zarumieniła się, nie wiadomo czy z radości, czy z wysiłku, bo dźwigała dwie ciężkie torby.
- Tak – szepnęła nieśmiało. Przytuliła do łona torby i skuliła się, zasłaniając brzuch.
- To chłopak czy dziewczynka? Wie już pani? Badania zrobiła? – Surowo dociekała kobieta stojąca nad nią jak góra, z budową ciała o identycznym, imponującym obwodzie od góry do dołu.
Kobieta w ciąży nie zdążyła nic odpowiedzieć.
- Lepiej dziewczynka – zawyrokowała trzecia, starsza, potrafiąca skutecznie używać lokówki i różowawej farby do włosów. – Jak chłopak, to będzie wojna, a jak dziewczynka, to nie.
- Ja trzech chłopaków wychowałam – pochwaliła się góra. – Ale teraz sama jestem jak palec, samiuteńka.
- To żeś ich pani źle wychowała – pouczyła ją ta w kapelutku. – Ja mam córki i obie są ze mną, mężów i dzieci mają, a domy do mojego dobudowali. Obok są, mam na oku i nie robią głupot.
- Hałas u pani – z zazdrością stwierdziła różowa lokówka. – U mnie, jak przyjdzie syn, to tylko synowa gada, gęba jej się nie zamyka, a wnuczki pyskują
- A syn co?
- Nie mówi, bo się nie kłóci. Synowa za niego mówi, a on cicho jest. U nas synowa rządzi, a nie syn, chociaż ona z biednego domu. Mój mąż pracował na stanowisku, w domu wszystko było. Jak pierwszy raz przyszła, to oko jej zbielało, widziałam. A teraz się rządzi, bo pieniądze ma, to się rządzi. Zawsze mówi ona, a nie syn.
- Bo nie ma nic do gadania – oceniła góra. – Moi piękni, wyrośli jak drzewa, ale ich w świat wysłałam, żeby na wsi nie siedzieli. W mieście teraz mieszkają, studiować kończą, pracują jak się patrzy. A, Jezuśku, kurka, zapomniałam! Biletu nie mam, a tu gdzie kupię? Kiosku nie ma.
- Tu obok jest automat – odezwała się wreszcie dziewczyna w ciąży. – O, tam. Na kartę i na gotówkę. W kioskach nie ma już biletów, w automatach są.
- Teraz to sztucznie się karmi i młodzi lepiej rosną do góry, nie to co my. Sama natura – rozmarzyła się dama w kapelutku. – Śmietana, sery, prawdziwa świnia, tak, to było to. I nie wróci. A teraz proszki, koncentraty, jakieś sztuczne dosypują, nie wiadomo co. Głupie to rośnie teraz, pięścią myśli, bo pięść rządzi światem. I pieniądz.
- O Jezu – przeraziła się góra, stukając bez powodzenia w biletomat. – Nie działa. I co ja teraz zrobię? Ma któraś pani bilet? To kupię, bo tu już nie ma w kiosku. U nas na wsi to w kiosku jest wszystko, a tu w mieście nic nie ma i lataj tu, człowieku.
- Ja mam – odparła lokówka, grzebiąc w torebce. – Nawet dwa pani dam.
- Jezuśku, z nieba mi spadłaś, kobieto, jak jakiś anioł złoty!

wtorek, 17 czerwca 2014

odc.62.: KEBAB Z SYRENKĄ


 
- Podwójną cebulkę pani da i bez sosu – wydał dyspozycje zdecydowanym tonem ryży, tęgawy  chłopak w koszulce z motywem teoretycznie patriotycznym. Wraz z dwoma kolegami czekał na upragniony posiłek przy budce z kebabem, zapiekankami, hamburgerami i innymi wykwintnymi daniami, w przejściu podziemnym w centrum city.
- Te, Misiek, kurwa, bez sosu to chujowe będzie – powiedział z przekonaniem jeszcze bardziej okrągły, ogolony na prawie łyso kompan, który na tę okazję przywdział bluzę z napisem "Motherf**er football fan". – Już tu kiedyś wpierdalaliśmy, nie? Powiedz mu, Szklana.
Najchudszy z całego zgromadzenia, cały w barwach wrocławskiej drużyny piłkarskiej, Szklana nieznacznie skinął łysą głową. Odkąd stanęli przy budce z kebabem, nie przerywał absorbującej go czynności, jaką było gapienie się na plakat reklamujący wczasy w tropikach, pod palmami, z drinkami, w towarzystwie dziewcząt w bikini, absolutna okazja last minute. Autor reklamy wykazał się weną bardzo twórczą i w tle domalował syreny, baraszkujące wesoło na falach oceanu.
- Yhm.
- No, widzisz. Szklana też tu kiedyś jadł, no, spoko było. Ty se kurwa weź ten sos, Misiek.
- Ni chuja, nie wezmę. Kiedyś widziałem taki film, jak się koleś spuścił do sosu, nie. Sam se to jedz.
- Ja pierdolę, Misiek, ty to umiesz odebrać chęć na żarcie – westchnął najgrubszy. –  A taki byłem głodny, matka mało obiadu dała, bo się spieszyła do roboty, kurwa. Szklana, weź mu powiedz.
- Yhm. – Mruknął Szklana, po czym stuknął palcem w plakat. – Patrz, kurwa, taką syrenę to byś puknął, co? Ja bym puknął.
- Ni chuja, Szklana, przecież to w połowie ryba, nie. W płetwę będziesz ją pukał?
Szklana nic nie odpowiedział i zamyślił się głęboko. Koledzy stanęli przed plakatem.
- Ale cycki ma – zauważył Misiek, nagle wyraźnie ucieszony – i ręce, to cię wiesz, kurwa, wyręczy, hehehe.
Zarechotali zgodnie, patrząc na tropikalny raj.
- Dwa z sosem i raz bez sosu, z podwójną cebulą – komunikat wygłoszony beznamiętnym głosem wyrwał chłopaków z objęć piękności z płetwą.
- Te urlopy na pewno w chuj drogo – zawyrokował najgrubszy. – Lepiej zjeść i idziemy na browary. Trzeba się napić przed meczem, nie Szklana?
- Yhm.

piątek, 13 czerwca 2014

odc.61 KOBIETA SPORTOWA




Dzielny, uzbrojony po zęby szeryf z zapomnianego przez Boga i ludzi miasteczka na Dzikim Zachodzie nie powstydziłby się tego dumnego, rozkołysanego kroku, jakim wątły ochroniarz o posturze zabiedzonego dżokeja przemierzał alejki supermarketu. Odgarniając co chwilę z czoła niesforny lok barwy i kondycji wyblakłego siana, swobodnie toczył telefoniczną pogawędkę i co jakiś czas służbowo rzucał groźne spojrzenia klientom sklepu, którzy kompletnie nie zwracali na niego uwagi.
- On przyjdzie do ciebie. No. Przyjdzie do ciebie, do gabinetu, bo sprawę ma. Nie wiem jak wygląda, no kurwa, to znaczy wiem, czerwoną koszulę dzisiaj ma i takie zwykłe spodnie, nie. Przyniesie dokumenty tej swojej dziewczyny. Weź mu poradź coś, nie. Stary, jaka ona jest dziwna, wredota taka, nie. To znaczy ja ją strasznie lubię, mała taka, ma chyba ze trzy milimetry wzrostu, nie. Wygląda, jakby miała 10 lat, nie. Ale stary, ona taka ciągle nerwowa jest, kurwa, jak graliśmy ostatnio u Marka w planszówki, faceci kontra baby, to się tak wkurwiła, że przegrywają i mówiła, że ona nie przegrywa, nie. I podskakiwała, aż myślałem, że jej żyłka w mózgu pęknie, ale on mówi, że ona tak ma. On dzisiaj na bank przyjdzie do ciebie z jej papierami, no. Ale zajebista jest, stary. Ruda, loki ma takie jak sprężynki i ciągle się denerwuje. Tylko przejebane ma teraz, bo się uparła, że też chce, jak na deskę poszliśmy, kurwa, mówiłem, że jak nie umie, to się zabije. Ale się uparła, to weszła i na sztywnych nogach od razu zleciała, pierdolnęła tak o glebę, że miednica jej pękła i kość ogonowa i musisz ją obejrzeć, bo w szpitalu ją poskładali, ale cienko coś, wyje z bólu. I on ma te jej prześwietlenia i resztę, to przyjdzie do ciebie. Nie wiem kurwa, pytasz mnie jak on wygląda, przedstawi ci się, nie. Chyba normalny taki, tylko usta ma takie mięsiste, wielkie, jak taka kobieta sportowa. Poza tym normalny.

wtorek, 10 czerwca 2014

odc.60.: MILION TYSIĘCY PRZYCISKÓW


Tuż przed odjazdem pociągu do przedziału dla podróżnych z większym bagażem wpadło dwóch młodych jegomości. Zdyszani, rzucili plecaki na podłogę i przylgnęli zgodnie do okna, każdy z krótkofalówką w dłoni.
- Jakby nie te psy, to byśmy szybciej zdążyli, kurwa.
- Mówiłem ci, debilu, że czerwone jest, bylibyśmy szybciej.
- Ja pierdolę, stówa w plecy, no. Akurat cholerna policja. Co oni kurwa robią koło dworca?
- Czekają na takiego łosia jak ty, co leci na nich prosto na czerwonym. Co tam stoi?
Pociąg ruszył, chłopakami, szarpnęło, jeden upuścił krótkofalówkę.
- Uważaj, jeszcze tego brakowało.
- Nie widzę co to za wagony, kurwa, już ruszamy.
- Włącz się na pasmo.
- Nie zdążyłem złapać konduktora, to by mi powiedział. I szukaj teraz, kurwa.
Obie krótkofalówki zgodnie zaszumiały, ale nic nie dało się zrozumieć z trzasków. Jeden z chłopaków usiadł, zrezygnowany. Drugi otworzył puszkę piwa.
- Sam se szukaj, ja idę na fajkę.
- Do kibla idź, bo znowu mandat będzie. Specjalnie wziąłem wolne na dzisiaj, żebyśmy spisali, a tu stówa w plecy, no kurwa.
- E, same te co znam tu są, myślałem, że już  z nowego taboru mają.
- Dobra, zaczniemy spisywać od następnej stacji, a tu jak wieczorem wrócimy.
- Ta firma, ta wiesz, co te dodatki ci wysłałem, to oni teraz lepsze lokomotywy robią i mają od nich brać.
- A co się dziwisz, w tamtych było milion tysięcy przycisków. Ni chuja się nie mogłem połapać na symulatorze bez tych twoich dodatków.
- No. A tu przecież chodzi o prostotę, nie.
Zamilkli, kołysani miarowym stukotem pociągu, zapatrzeni w widoczne za oknem pola pełne czerwcowych maków.

środa, 4 czerwca 2014

odc.59: DUŻE DZIECKO


Dyskusja między półkami działu dziecięcego w prastarym domu handlowym w samym centrum wrocławskiego city trwała w najlepsze, mimo spacerujących w pobliżu potencjalnych klientów w różnym wieku. Najwyraźniej zgromadzona przypadkowo publiczność kompletnie nie przeszkadzała żadnej ze sprzedawczyń. Jedna oparła się wygodnie o półkę z puzzlami, a druga o stojak z resorakami i rozmawiały, a ich głos niósł się swobodnie i bez przeszkód.
- Żadna go nie zechce, nierób taki. Tylko by spał i jadł. 30 lat na karku, a ten trampki, spodnie jak z gimnazjum i włosy na żel, młodzika zgrywa.
- No, żadna by takiego nie chciała, takiego za męża, a wyobrażasz go sobie z dzieckiem?
- Jezuśku, zeżre słodycze, zabierze zabawki i nawet nie sprawdzi pieluchy, jestem tego pewna, jak wiesz, no.
- Masz rację, masz rację. Wczoraj dalej spał. Każdą nockę odsypia przez trzy doby. Trzy doby, rozumiesz? Mówi, że zmęczony jest. Znowu go z tej roboty wywalą.
- Nierób. A sprząta coś?
- A coś ty, nic nie robi w domu. Ani nie upierze swoich, ani nic. Mówi, że ma depresję, rozumiesz, nierób. Matka nasza teraz była tydzień, to prała mu i włosy rwała z głowy, mówię ci, rwała. Zamartwia się o niego, ale mówię jej, że on podrzucony jakiś chyba. Aż pojechała do siebie, bo powiedziała, że nie może na to patrzeć.
- Ależ to jest. Duże dziecko, nie?
- A daj spokój, jakie tam dziecko. Wypłatę weźmie, to chodzi tydzień wesolutki taki, potem nic nie ma i do końca miesiąca je bułki z mielonką albo nasze zabiera. I do opłat nie dokłada, kiedyś dokładał, a teraz drugi miesiąc już nic i od matki jeszcze pożyczył 200 zł. Łzy miała, zła była, ale mu dała, dziecku własnemu miała nie dać. A ja mam dosyć takiego brata, mówię ci.
- A twój mąż co?
- Nic, nie da przecież szwagrowi w mordę, choćby chciał. Dzieci patrzą i słuchają, a ten taki przykład daje, mówię ci.
- No tak, dzieci patrzą.
- Ale już niedługo, mówię ci.
- A co, co?
- Matka sprzedaje mieszkanie, dzielimy kasę i każdy na swoje. I dobrze, czekałam tyle lat aż podejmie decyzję. Aż nie wytrzymała ostatnio. Sprzedamy, grosza trochę odłożyliśmy, trochę kredytu może trzeba będzie, ale to nic, bo na swoje pójdziemy wreszcie. Po tylu latach, mówię ci.
- A pewnie, na swoim to zawsze super. Macie coś na oku?
- Jeszcze nie, mąż mówi, że znajdzie, jego głowa w tym, mówię ci.
- On taki zaradny, nie to co ten twój brat.
- Czasami go nienawidzę. Dziecko takie. Tylko duże. Z moimi ani się nie pobawi, ani nie przypilnuje, w telewizor się gapi tylko, taki nierób.
- A wiesz, on trochę podobał mi się kiedyś…
- Toś ty chyba z Księżyca na łeb spadła, a nie na dupę, mówię ci. Z daleka od niego. Przepije, przechleje, a potem goły i wesoły chodzi i bułkę z mielonką do końca byś jadła, mówię ci.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

odc.58: POGIĘTE = NIEOGARNIĘTE


 
Zasapany, zdyszany, wysoki, bardzo szczupły chłopak z małym, niedbale zarzuconym na ramię plecakiem, wbiegł po schodach, przeskakując co kilka stopni, wprost na przystanek tramwajowy i od razu trafił w objęcia pulchnej dziewczyny sięgającej mu nieco ponad łokieć. Pocałowali się czule, jakby nie widzieli się od miesiąca, tuląc się i ściskając.
Wreszcie dziewczyna postanowiła zakończyć ten wybuch czułości, odsunęła się nieco od lubego, spojrzała na niego krytycznie i zapytała, dlaczego dyszy jak pies i czy znowu zaspał.
- Tak, pączku, zaspałem – wyznał chłopak  ze wstydem, poprawiając okulary, które niesfornie zjeżdżały mu na nosie. – Wczoraj zasiedziałem się z Bartolem, wiesz jaki on jest.
- Dżizas, znowu ten pogięty koleś. – Dziewczyna przewróciła oczami. – Ciągle tylko gry, strzelanki i browary. Do niczego nie dojdzie, zobaczysz, mam dosyć tego typa, mówiłam ci.
- Przesadzasz, pączku. Mówiłem ci, że Bartol pisze swoją grę i musi ogarniać,co jest na topie, nie. Poza tym, najpierw się trochę uczyliśmy, nie, bo dzisiaj mamy test z rozszerzonej, wiesz, matmy. U was też jest?
- No. Nic nie umiem. Z polaka też nie, nie miałam czasu, ale najpierw jest wuef to ogarnę. Dwa wuefy chyba wystarczą, żeby coś ogarnąć, nie.
- Jasne, pączku – ucałował ją w czubek misternie upiętego na głowie koka – ty jesteś taka mądra, że aż nie wiem, no, taka mądra, na pewno ogarniesz.
- No. Gdzie ten tramwaj, no. – Rozejrzała się ze zniecierpliwieniem. – Znowu się spóźnimy i ta pogięta typiara od wuefu się przyjebie. Nienawidzę jej, łazi taka spocona w dresie.
- Nie denerwuj się, pączku, tramwaj zaraz będzie.
- I co, nie powiesz mi, że cały wieczór się uczyliście z tym typem, co?
- Nie, no nie, coś ty, pączku. Trochę graliśmy, ale konsola się zjebała, muszę ogarnąć chyba nową, ale ojciec się stawia, skąpy jest. Potem oglądaliśmy film, mówię ci, co za pogięty film. „Las Vegas Parano”, ale wiesz pączku, nie ogarnąłem go w ogóle. Pogięte takie, nie.
- Chyba nie znam, a o czym to? Fajne?
- A, słaby i pogięty taki. Oryginalny tytuł to „Fear And Loathing In Las Vegas” – chłopak wygłosił to z potwornym akcentem i niczym nieuzasadnioną dumą ze swojej znajomości języka obcego. – To o takich dwóch napierdolonych, pogiętych typach, nie. Biorą, ćpają, piją, wiesz, takie sytuacje, nie. Trochę nie ogarnąłem, pogięty taki.
- Dżizas – dziewczyna przytuliła się do ukochanego i szepnęła w okolicę dolnych żeber – mógłbyś coś normalnego oglądać, a nie takie pogięte filmy.