środa, 4 czerwca 2014

odc.59: DUŻE DZIECKO


Dyskusja między półkami działu dziecięcego w prastarym domu handlowym w samym centrum wrocławskiego city trwała w najlepsze, mimo spacerujących w pobliżu potencjalnych klientów w różnym wieku. Najwyraźniej zgromadzona przypadkowo publiczność kompletnie nie przeszkadzała żadnej ze sprzedawczyń. Jedna oparła się wygodnie o półkę z puzzlami, a druga o stojak z resorakami i rozmawiały, a ich głos niósł się swobodnie i bez przeszkód.
- Żadna go nie zechce, nierób taki. Tylko by spał i jadł. 30 lat na karku, a ten trampki, spodnie jak z gimnazjum i włosy na żel, młodzika zgrywa.
- No, żadna by takiego nie chciała, takiego za męża, a wyobrażasz go sobie z dzieckiem?
- Jezuśku, zeżre słodycze, zabierze zabawki i nawet nie sprawdzi pieluchy, jestem tego pewna, jak wiesz, no.
- Masz rację, masz rację. Wczoraj dalej spał. Każdą nockę odsypia przez trzy doby. Trzy doby, rozumiesz? Mówi, że zmęczony jest. Znowu go z tej roboty wywalą.
- Nierób. A sprząta coś?
- A coś ty, nic nie robi w domu. Ani nie upierze swoich, ani nic. Mówi, że ma depresję, rozumiesz, nierób. Matka nasza teraz była tydzień, to prała mu i włosy rwała z głowy, mówię ci, rwała. Zamartwia się o niego, ale mówię jej, że on podrzucony jakiś chyba. Aż pojechała do siebie, bo powiedziała, że nie może na to patrzeć.
- Ależ to jest. Duże dziecko, nie?
- A daj spokój, jakie tam dziecko. Wypłatę weźmie, to chodzi tydzień wesolutki taki, potem nic nie ma i do końca miesiąca je bułki z mielonką albo nasze zabiera. I do opłat nie dokłada, kiedyś dokładał, a teraz drugi miesiąc już nic i od matki jeszcze pożyczył 200 zł. Łzy miała, zła była, ale mu dała, dziecku własnemu miała nie dać. A ja mam dosyć takiego brata, mówię ci.
- A twój mąż co?
- Nic, nie da przecież szwagrowi w mordę, choćby chciał. Dzieci patrzą i słuchają, a ten taki przykład daje, mówię ci.
- No tak, dzieci patrzą.
- Ale już niedługo, mówię ci.
- A co, co?
- Matka sprzedaje mieszkanie, dzielimy kasę i każdy na swoje. I dobrze, czekałam tyle lat aż podejmie decyzję. Aż nie wytrzymała ostatnio. Sprzedamy, grosza trochę odłożyliśmy, trochę kredytu może trzeba będzie, ale to nic, bo na swoje pójdziemy wreszcie. Po tylu latach, mówię ci.
- A pewnie, na swoim to zawsze super. Macie coś na oku?
- Jeszcze nie, mąż mówi, że znajdzie, jego głowa w tym, mówię ci.
- On taki zaradny, nie to co ten twój brat.
- Czasami go nienawidzę. Dziecko takie. Tylko duże. Z moimi ani się nie pobawi, ani nie przypilnuje, w telewizor się gapi tylko, taki nierób.
- A wiesz, on trochę podobał mi się kiedyś…
- Toś ty chyba z Księżyca na łeb spadła, a nie na dupę, mówię ci. Z daleka od niego. Przepije, przechleje, a potem goły i wesoły chodzi i bułkę z mielonką do końca byś jadła, mówię ci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz