- Co tobie właściwie jest, co? – Zapytała oskarżycielsko zażywna dama przytrzymująca telefon między podbródkami, bo w dłoniach dzierżyła stos ciuchów, wśród których filuternie wyróżniało się wściekle różowe futerko, na oko za małe o co najmniej dwa rozmiary. – Kichasz, kaszlesz, rzygasz czy srasz?
Rozpoczęcie sezonu jesiennych dolegliwości chorobowych, przeziębień, zasmarkanych bakcyli i depresyjnych stanów emocjonalnych część mieszkańców Wrocławia postanowiła uczcić zakupami, polegającymi na przykład na spędzeniu godziny lub dwóch w galerii handlowej w city lub na przekopaniu kilku ton ciuchów w osiedlowym wielkim szmateksie, w którym codziennie jest jakaś promocja. A to dla seniora, a to dla studenta, a to dla dzieci, ale nigdy dla zwyczajnych ludzi, jeśli ktoś nie jest więc emerytem, żakiem lub niemowlęciem, pozostaje mu jedynie czyhać na największe obniżki czyli 70% ceny lub ruszyć na wyprzedaże po złotówce, co też społeczeństwo czyni regularnie, stadnie i niekoniecznie w zgodzie z otoczeniem.
Dama ze stosem, futerkiem i telefonem stała w kolejce do przymierzalni i prowadziła rozmowę obfitującą w opisy czynności fizjologicznych oraz barwy płynów ustrojowych, nie bacząc na zniesmaczenie słuchaczy.
- Tydzień temu Aneta też tak miała, lało się z niej z obu stron – współczujące westchnienie kosztowało damę z futerkiem niemalże upuszczenie części stosu, ale dzielni obroniła łup. – Czekaj, bo mi się spierdoli na ziemię i ktoś mi to ukradnie. A co ty myślisz, już jedna chciała tę bluzkę i takie futerko mam, trochę ciasne, ale zajebiste że chuj! No baba chciała wziąć, ale byłam szybsza. Nie jestem w Lidlu, tylko w lumpie, wiesz że ja się lubię ubrać… No, aha, tak no miałam to ostatnio, migrenowe takie, z grypą żołądkową i bolało jak chuj i rzygałam dalej niż… A na żołądek to nie wiem, herbaty się napij – doradziła. – Lekarz ci powiedział? Kurwa, co oni wiedzą o życiu i kobietach, tyle co wyczytali w telewizji. Bicz no mnie też mówili, że będę chora, bo jestem gruba i co, chuj, zdrowa jestem, jak…
- Skandal – rzuciła sucho stojąca w kolejce wysoka kobieta z twarzą pozbawioną uczuć, zmarszczek i życia, jak mumia bez bandaży – naprawdę, Kazimierz, zrób coś. Skandal!
Kazimierz nie mógł nic zrobić, nawet gdyby chciał, bo po szpiczasty czubek nosa przykryty był kilkoma płaszczami w różnych odcieniach piaskownicy biorącej udział w konkursie na sobowtóra jesiennego bagna. Prawdopodobnie miał problem z widocznością, bo obrócił się tyłem do mumii, delikatnie manewrując spoczywającą na nim górą odzienia i wymamrotał coś niezrozumiałego.
- Tu jestem, ośle – skarciła go mumia z niesmakiem – nie wierć się, bo upuścisz, a jeszcze nie wiem, który fason, trudno się zdecydować w takim otoczeniu…
- Do kabiny tylko pięć wieszaków – powtarzała pracownica szmateksu każdej klientce. – Tak, widzę, że pani ma więcej, ale do kabiny tylko pięć…
- Kończę już, bo zaraz moja kolej, a tu się ludzie pchają i krzyczą, bez kultury takie, mówię ci, pilnować muszę. I mam takie ciuchy, że ci oko wypadnie. Może dam ci taki pasek, co kupiłam tydzień temu, wiesz, z takim tym, wytegowany taki. Miałam dać Anecie, ale to kurewska bicz, bo powiedziała kierowniczce, że poszłam na fajkę, chociaż sama się pierdoliła na magazynie z dostawcą od soków… Lecz się, bo jutro trzeba oblać weekend.