- Nie myśl sobie, że ja tu tak kurwa sobie tylko stoję, nie – powiedział z dumą facet w czapce z daszkiem i wielkim telefonem, opierając się leniwie o barierkę przy przystanku autobusowym na nowodworskiej krzyżówce i niedyskretnie spływając potem w słońcu palącym miasto.
Facet pstryknął z wprawą niedopałkiem papierosa pod nadjeżdżające auta i podrapał się po brzuchu.
- Zarabiam, a co myślisz, od nocy do rana na zmianie robiłem, szkoda gadać. I zarabiam. W końcu to ja tu jestem mężczyzną, nie, kurwa. A ty? Opalaj mi się tam ładnie, no. Z każdej strony, tylko żeby cię nikt tam kurwa nie widział, bo wiesz, kurwa. No.
Rozłączył się i czknął bez entuzjazmu, co wzbudziło lekki niesmak na twarzy starszej kobiety, stojącej tuż obok.
Starsza pani obróciła się do męża, który kontemplował okoliczne bloki osiedla Nowy Dwór, budynki szare i kolorowe, mniejsze i większe.
- A co tam budują?
- Gdzie?
- O, tam. Trochę wystaje.
- A nie wiem. W tym mieście ciągle coś z ziemi wyrasta, jak grzyby po deszczu. A to nad kamienicą na Ruskiej dobudują coś szarego, a to coś innego, brzydactwa takie, że szkoda gadać…
- Aha. Ale to chyba już z pół wieku budują, bo jak jeździmy do twojej siostry, to od lat widzę.
- I dopiero teraz pytasz co to jest?
- No i sama widzisz, zapytałem i robisz problem, no szkoda gadać.
- To kościół – wtrącił się facet w czapce z daszkiem. – Budują go od 30 lat.
- Tak długo? – Zdziwiła się starsza pani – Myślałam, że w tym kraju kościoły powstają w mgnieniu oka, tylko świątyń prawdziwych nie ma – zakpiła.
Facet podrapał się znowu po brzuchu.
- Poprzedni proboszcz przegrał całą kasę w karty, bo był hazardzistą. I się przedłużyło to budowanie.
- W kasynie przegrał? – Zainteresował się starszy pan.
- Nie wiem, ku… No może w melinie, ale na pewno w karty.
- Co za historia, no proszę. – Starsza pani pokręciła głową i wyjęła z torebki chusteczkę, żeby wytrzeć czoło. - Nawet księży to nie omija. Ależ dzisiaj gorąc!
- A co ich ma omijać, też korzystają z życia, tylko po cichu.
- To może lepiej na głos nie mówić – doradziła milcząca dotąd kobieta siedząca na ławce pod wiatą, gdzie temperatura powietrza powodowała wrzenie mózgu i okolic.
- Racja – potwierdził starszy pan – bo czytałem, że na tych osiedlach to 80% głosuje na PiS. Jeszcze doniosą, komu trzeba i nieszczęście gotowe.
- A co tam jedzie?
- 142, skręca, to nie nasze.
- Aha. O, ale w tamten wsiadamy, to nasze.
Skwar się nasilał, jak to bywa w lipcu. Stosunkowo niedawno ukończony przystanek pękał w szwach, a kolejne autobusy gibały się i podskakiwały na zrytym koleinami buspasie, mimo że trasa powstała z okazji mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 roku. Przystanek przypominał rozgrzaną do granic możliwości scenę w antycznym teatrze, przez którą przewijali się kolejni aktorzy. Jedni znikają, pojawiają się następni, z monologami i dialogami, wygłaszanymi swobodnym językiem, bez skrępowania, okraszonym wyrazami i gestykulacją, a zamiast teatralnych masek mają spływający makijaż, ciemne okulary i zarost, mniej lub bardziej widoczny, w zależności od płci i tego, czym obdarzyła ich natura.
- Nie wiem czy zdążę – warknął wkurzony, ładnie zbudowany, nieudolnie brodaty blondyn ze sportową torbą na ramieniu, burgerem w jednej dłoni i telefonem w drugiej. – Zapierdalam teraz, to przez tę jebaną Dorotę i tę grę. Kurwa, odjebało wszystkim, że szkoda gadać! Jak to co, siostra zamknęła mnie w chacie na dolny zamek, to się nie otwiera od środka i nie mogłem wyjść, a ona kurwa nie odbierała, bo goniła pierdolone Pokemony po całym mieście. Co?! Odjebało wam wszystkim, jak nie przyjdziesz na trening z powodu gry, to trener cię kurwa zajebie! – Chłopak prychnął z wściekłością i kawałek posiłku pacnął mu na koszulkę. – Nożesz kurwa, no. Przez ciebie ujebałem się jak świnia. No jem teraz, przecież nie będę tak jak Piotrek, co po kardio jadł pizzę bez salami i mówił, że zdrowo bo hot-doga zje bez parówki i kebaba bez mięsa, kurwa jak będzie jadł samą kapustę, to mu kichy rozerwie, kurwa! Wegetariańskie parówki z miłością, kurwa, żeś wymyślił, gastrofaza z Gessler, kurwa, szkoda gadać. Masz zaraz włożyć dupę w auto i przyjechać na trening, Pokemon nie zając kurwa, jutro też będzie, podobno nawet w Oświęcimiu są, ogarniasz temat, że moja matka w to gra? Przyszła z pracy, kurwa i mówi, że nie było jej nawet żal, że pracuje w niedzielę i nawet lanczu nie wpierdoliła, bo grała sobie w Pokemona, bo u nich między budynkami są, potem po drodze też, a ja siedziałem w domu jak chuj, że szkoda gadać. Jedzie już mój autobus, widzimy się na treningu, bo inaczej w dupę sobie te Pokemony włóż, kurwa!
Blondyn zniknął z przystanku, za to w miejscu, gdzie przed chwilą stał młody brodacz, pojawiły się dwie kobiety. Obie ubrane bardzo podobnie, w ołówkowe spódnice, jasne bluzki z kołnierzykiem, w wielkich okularach przeciwsłonecznych i z torbami foliowymi pełnymi zakupów w rękach. Jedna bardzo opalona, a druga blada.
- Tam też było gorąco, ale inaczej.
- Ale ładnie wyglądasz, jakoś tak zdrowo, odpoczęłaś?
- Trochę, ale już jestem zmęczona, no szkoda gadać.
- Jak to, przecież dopiero wróciłaś do pracy?
- No tak, ale wcześniej myślałam, że zaraz tu wrócę i jeszcze o tym, co muszę najpierw zrobić, no i z dwóch tygodni na Krecie skorzystałam tylko na początku, a potem to już szkoda gadać, nie mogłam odpocząć, bo znowu byłam zmęczona.
- Ty ciągle jesteś zmęczona. Pewnie wolałabyś w ogóle nie chodzić do pracy…
- No jasne, że lepiej, ale co zrobić.
- A wiesz, ja to jak za długo siedzę sama w domu, to aż nie wiem w co mam sobie rękę włożyć.
- No, jedzie 122, to pa.
- Pa!
Obie ucałowały powietrze obok policzków i opalona odjechała, a blada została, kryjąc się przed promieniami słońca za plecami faceta w czapce z daszkiem, który tak się zapatrzył w telefon, że kompletnie przestał zwracać uwagę na mijające go w miejskim upale kolejne autobusy.