Jedne więzi się zacieśniły śródpandemicznie, inne zniknęły, jakby tych osób nigdy się nie znało, nie spędzało z nimi godzin, dni i tygodni. Swoista weryfikacja tego co ważne, w okolicznościach niekiedy tragicznych, gdy mnóstwo ludzi straciło pracę, zdrowie, nadzieję, to pewnego rodzaju powrót do korzeni w głowie i sercu. W dresie, na kanapie, można odkryć, że ma się dzieci i/lub współmałżonka, że domownicy są ciekawymi ludźmi, o których dobre samopoczucie naprawdę warto zadbać. Kto wie, może tego rodzaju opamiętanie jest potrzebne naszemu gatunkowi i planecie? Ale za jaką cenę?…
Naród rzucił się wiosną kupować działki w miastach, spacerować latem z błyskawicą i potężnie wkurwionymi kobietami, a także jesienią sporty uprawiać i miłość przez cały rok. Sąsiadów poznajemy po brwiach wystających znad maseczki, zdawkowe mruknięcia „bry” często zastąpiła wymiana zdań na temat jakikolwiek, choć i tak zawsze wraca się do tego, co każdy sądzi o koronawirusie, szczepieniach, poczynaniach rządu, protestach kobiet i tym, co można, a czego nie, podczas gdy rządzący plączą się w zeznaniach, rozporządzeniach i najwyraźniej podejmują decyzje dotyczące obostrzeń na podstawie wyników losowego rzutu kostką do celu.
Na pewno można i warto pomagać tym, którzy od marca stracili możliwość normalnego egzystowania. Branża turystyczna leży i kwiczy, podobnie jak wiele innych i tutaj trudno pomóc w konkretny sposób. Inaczej ma się sytuacja gastronomii, której co prawda nie da się uratować w całości, ale na pewno każdy kolejny posiłek zamówiony na wynos z którejś z okolicznych restauracji, baru, pizzerii itp. jest na wagę złota – dosłownie. Lokalne grupy pomocowe na portalach społecznościowych kipią od wymiany informacji o tym, gdzie warto zamówić posiłek na święta, Sylwestra lub zwykły leniwy obiad. Niekoniecznie codziennie i nie za miliony monet, ale są jeszcze w centrum Wrocławia miejsca, gdzie gotuje się smacznie, prosto, niewyszukanie, a także z duszą oraz rozsądnym podejściem do ilości przypraw.
Dzień przed Wigilią w szkolnej stołówce, która oprócz serwowania posiłków pracownikom i uczniom w roku szkolnym oferuje obiady w cenach, które zachęcają nawet skromnych emerytów z osiedla, można było odebrać potrawy ze świątecznego menu. Na drzwiach było napisane, że wewnątrz należy zachować dystans, mieć maseczkę zakrywającą usta i nos, a także prośbę, by zdezynfekować dłonie.
W środku, wtem, kolejka, złożona z dwóch seniorów oraz kobiety w ciąży.
- Mnie tu boli, o tu – tłumaczył jeden z panów, unosząc idealnie wyprasowaną nogawkę spodni, by pokazać kobiecie w ciąży żylastą chudą łydkę – i dlatego muszę siedzieć, a panienka się tam oprze, tak.
Kobieta w ciąży nawet nie zdążyła się odezwać, bo stojący przy okienku weteran w szarym płaszczu i zdeptanych mokasynach gromko wyraził niezadowolenie. Jednorazowa pobrudzona maseczka swobodnie zwisała mu z kieszeni.
- Ja tu zrobię porządek! Mało tego, ja tu… - nie dokończył, bo się rozkaszlał, po czym wytarł usta maseczką i oparł się ciężko o ladę. Kobieta w okienku mruknęła coś zza maseczki w pączki, po czym odetchnęła i odezwała się z podejrzanym spokojem w głosie.
- Tłumaczę panu, że dzisiaj można tylko odbierać świąteczne menu, śledzia tylko mam ekstra. Dwie porcje, z jabłkiem i w śmietanie.
- Ale ja tu po obiad…
- Obiady będą dopiero w poniedziałek w przyszłym tygodniu.
- Jak to – właściciel bolącej żylastej łydki włączył się do rozmowy – a jutro?
- Jutro Wigilia, nieczynne – westchnęła zmęczona kobieta z makijażem, którego rozmazanie dawało efekt jakby miała barwy wojenne. – Pan bierze śledzia czy nie, bo tu ludzie czekają, kto następny?
Wyprasowany senior poderwał się z krzesła i bezceremonialnie podskoczył do okienka, jakby ból magicznie mu minął. Kobieta w ciąży nawet się nie odezwała, spokojnie oparła się o parapet i w milczeniu słuchała barwnej wymiany zdań.
- A co mi po samym śledziu, pani, mało tego, ja tu codziennie przychodzę i jeszcze nie było, żeby nie było!
Starszy pan w płaszczu zakaszlał i odszedł od okienka, ale nie kwapił się do wyjścia. Z rezygnacją owinął się płaszczem i usiadł na krześle przy stoliku, na którym leżała kartka z napisem „Nie siadać”.
- A to ja bym tego śledzia i moje zamówienie, barszczyk i karp, pierogi, uszka, bo wie pani, ja jutro jadę do córki, będą sami najbliżsi, jakieś 15 osób…
Kobieta zza lady poszła na zaplecze spakować zamówienie, a siedzący emeryt głośno odkrztusił i westchnął.
- A ja jutro sam, jak ten palec z butem…
- Oj, Edziu – panowie najwyraźniej się znali – a synowie nie przyjadą?
- A przyjadą, ale pojutrze, z rodzinami przyjadą, niecała dziesiątka nas będzie, już nakładłem gotówki do kopert i gdyby żona żyła, to już dziś gotowałaby ucztę, a tak, to mnie wystarczy tu obiad kupić, bo z tego baru codziennie…
- No ale Edziu, dziś nie ma nic, to ty może lepiej idź do sklepu? O, pani już jest, kochana pani, to ja tu płacę…
Pan z kantem na spodniach grzecznie wziął torbę z potrawami, przyjemnie pachnącą kapustą z grzybami, podczas gdy Edziu nabrał sił i wdał się w spór z kobietą wydającą zamówienia, bo nie chciał przyjąć do wiadomości, że dziś nie ma nic poza daniami uprzednio zamówionymi, a jutro bar nieczynny.
- No kto to widział, ja tyle wolnego do samej emerytury nie miałem! W dupach się poprzewracało! – znowu się rozkaszlał, charknął, aż kolega się odsunął i kobieta w ciąży też nagle znalazła się przy drzwiach na drugim końcu sali.
- Pan się uspokoi, jeszcze trochę uszek zostało ekstra, to panu sprzedam – kobieta zza lady nie w takich bojach brała udział i wiedziała, jak spacyfikować pacjenta, ale niestety dodała tekst, który na niektórych od marca działa gorzej płachta na byka albo błyskawica na niektórych – tylko tę maseczkę pan założy, bo nie można tu kaszleć.
Edziu na chwilę ucichł, zmęczony kaszlem, ale szybko doszedł do siebie, wyrwał z kieszeni maseczkę, potrząsnął nią demonstracyjnie i ryknął:
- I co to w ogóle za czasy, że każą twarz zasłaniać, jak złodziejowi? Przecież ksiądz wczoraj mówił, że pandemia tylko rozum odbiera, jak kto nie wierzy!! - znowu opadł na krzesło.
Tego było już za dużo dla kobiety
w okienku.
- Panie, jak pan chce tu jeszcze obiady kupować, to albo założy maseczkę, albo pójdzie gdzieś, bo tu kobieta z brzuchem i mało tego, żaden jej miejsca nie ustąpi, a jutro Wigilia i nastrój psuje, jak kaszle!!
Zapadła cisza, na chwilę wszyscy zamarli, po czym wyprasowany pan wziął Edzia pod ramię, mruknął coś, że on też musi do sklepu i wyszli.
Kobieta w ciąży spokojnie podeszła do lady i wymieniła zmęczone świąteczne spojrzenie z właścicielką makijażu wojennego, wyraźnie widocznego znad maseczki w pączki.
- Na kiedy pani ma?
- Na połowę marca 2021.
- Ale ja pytam na którą godzinę pani ma zamówienie.
- Och, na 13, tylko jestem wcześniej, bo potem…
- Nie szkodzi, już szykuję. A jak termin porodu w 2021r, to będzie dobrze…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz