Facet w modnej uszance, nadającej mu wygląd
psa Pankracego, ze smartfonem z trudem trzymanym w dłoni obleczonej w rękawicę,
która mogłaby z łatwości ochronić przed arktycznym powiewem, niespotykanym
wszak we Wrocławiu, krążył po Jarmarku Bożonarodzeniowym, usiłując przekrzyczeć
dźwięki muzyki, dudniącej kolędami w różnych wersjach, rytmach, stylach, ale z
podobnym, ogłuszającym natężeniem głośności. Uszaty błąkał się między
stoiskami, popatrując z nadzieją w stronę lady z gorącymi napojami, jakby
szukał luki w kolejce. Jak co roku, na Jarmarku można napić się pysznego
grzańca, więc zdeterminowany tłum ludzi żądnych boskich smaków i efektu
działania procentów kłębił się właśnie tam, gdzie patrzył facet z uszami. Mimo
że budki z grzańcem rozstawiono bardzo hojnie i obficie, mnóstwo ludzi
usiłowało dokonać zakupu w kilku wybranych, o tej samej porze, przyciągani tam
zapewne siłą przyzwyczajenia i wspomnieniami z ubiegłych lat. Tłoczyli się
licznie, polecając sobie nawzajem różne smaki grzańca i delektując się perspektywą
przyjemnego rozgrzania, co właściwie nie powinno dziwić w mroźne grudniowe
popołudnie.
- Na razie nie ma szans, poczekam
na nich, to razem staniemy w kolejce. Acha, no i co? Rozwódka? Eee, to czego ty
się spodziewałeś. Myk, myk i po wszystkim, nie. Spierdalaj do domu i nie dzwoń
do niej więcej, hahaha, klasyk, kurwa, nic już więcej nie ugrasz, człowieku. O,
kurwa, jaki wielki krasnal. Co? KRASNAL! A to bajki jakieś wyją, czekaj, wrócę do grzańców, tam mniej tego... No, a w pracy luz, tylko dzisiaj, to było, mówię
ci. Atmosfera się zrobiła, kurwa, świąteczna. No, szefowi odjebało, przecież ci
mówię, nie. Wkurwił się, bo mu zrobili kawał. No, pracownicy pochowali mu wszystko,
nie, laptopa, papiery, krzesło, wszystko, nawet jebany kubek od żony, paprotkę,
kable, pusto tam było, nie. Czujesz, wchodzi do gabinetu i kurwa pusto. Taki
dżołk mikołajkowy, ale nie skleił, że to dżołk i się wkurwił. Potem udawał, że
tylko udawał, że się wkurwił i że super dowcip, ale i tak wyszedł na debila. Co?
Nie, tu coś zjem. Jakieś kurwa holenderskie frytki, coś znajdę, pełno tu tego.
Ta, świąteczne jak chuj z majonezem. No... A, nie wiem, wiesz, z tymi
prezentami to zawsze mam zamot. Miałem kupić ojcu szlafrok w Biedronce, nawet spoko
taki. No i już stałem w kolejce do kasy, nie. Przede mną baba też kupowała w
takim samym opakowaniu i zaczęła się pluć, że ma napisane na pudełku damski, a
kasjerka mówi, że to męski, bo jej tak wybija tam na kompie, baba zaczęła
krzyczeć, no i kasjerka też krzyczała, żeby na nią nie krzyczeć. Patrzę, na
moim pudełku jak chuj napisane, że to męski. No wiesz, ciemny taki, ojcu by się spodobało
i nie musiałbym więcej szukać, nie. Ale baba już nie chciała tego swojego i od razu kurwa afera,
nie. I no, przyleciała jakaś jej tam kierowniczka, nie. Powiedziała, że może wycofać
z kasy, baba że dobra i szybciej, bo ona się spieszy. To kierowniczka z
kasjerką wycofują, a tam jeb, na kasie się wyświetla że szlafrok damsko-męski.
No to kurwa nie kupiłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz