Tramwaje stały grzecznie jeden za
drugim wzdłuż ulicy Legnickiej, jak oddział zdyscyplinowanych dżdżownic. Tkwiły
w korku spowodowanym awarią zwrotnicy na placu Jana Pawła II, co skutecznie
przyblokowało spory kawałek city. Grupki zdenerwowanych pasażerów okupowały
przystanki w oczekiwaniu na zakończenie tej komunikacyjnej apokalipsy, a
motorniczy (z miną pt. „nie takie rzeczy się widziało”) wypuszczali wszystkich
z pojazdów. Chodniki zaroiły się od zmarzniętych, niespodzianie
wytrąconych z rytualnego porannego letargu ludzi z telefonami. Każdy usiłował
się gdzieś dodzwonić, zawiadomić o prawdopodobnym spóźnieniu, poprosić o
przełożenie spotkania lub usprawiedliwić nieobecność.
Młody chłopak z zawieszoną na
ramieniu torbą, przechylającą całość sylwetki na lewo, szedł dziarsko i
energicznie objaśniał rozmówcy, jaka jest jego życiowa sytuacja.
- Mam dużo czasu. Ja zawsze mam
dużo czasu, bo wcześniej wstaję niż ta cała reszta. Miałem trening a teraz idę
na uczelnię. Co? Nie, na chwilę tylko, bo sam wybieram, na czym siedzę, a co
omijam. Potem wracam się przekimać, bo reszty wtedy nie ma w domu. Pierdolę
siedzenie na uczelni, to marnowanie czasu, mówię ci. Niczego tam nowego nie usłyszę.
Sam decyduję o sobie i nie będą mi mówić, co mam robić. Będę najlepszym
couchem, zobaczysz. Trzeba mieć cel, jasny cel. I dążyć do niego. Krok za
krokiem to dla innych, pierdolę to. Dla mojego mózgu to dobry trening, selekcja
danych to podstawa, dlatego ja od razu będę miał to, czego chcę. Co? Nie, na
razie chodzę tam, bo inaczej ojciec by się czepiał, a ja chcę mieć spokój.
Pokażę mu szybko indeks z zeszłego roku, to nie ogarnie, że to ten sam, nie.
Pierdolę, nie będę żadnej sesji zdawał. Na razie jest kasa i to się liczy, a
potem pomyślę. Co? A, to tu, to tam i jeszcze na razie mam chatę Marka do
dyspozycji, jakby się coś zjebało, bo on wróci z jukeja dopiero jakoś wiosną.
No. Trening i cel, mówię ci. Co? A Seweryn nie może się tym zająć? Siedzicie
tam to niech twój mąż się tym zajmie, ja to pierdolę, przyjadę tylko na
Wigilię, a potem spadam. Za dużo pytań. Ojciec zadaje za dużo. No, z tobą kurwa
nie rozmawia, bo nie ma o czym, masz studia, masz robotę, dziecko i męża, to
zwaliłaś ojca na mnie, cwaniara. Dlatego wyjechałem, nie. Co? Jakich prezentów?
Pojebało cię chyba, jak zapłacę za trening, to nie zostanie mi na jakieś głupie
prezenty. Dobra, NO DOBRA, skończ już, bo smęcisz, kupię mu coś, no. Raz na
rok, niech się ucieszy, nie. Co? Nie skarpety? To co mam kurwa kupić?!
Kilka metrów za cynicznym
młodzianem szedł starszy pan, wspierając się na delikatnym ramieniu młodszej kobiety.
Szli szybko i zgodnie, pochyleni do przodu, pod wiatr, rozmawiając dość głośno ze względu
na wycie karetki, która nie mogła przedrzeć się przez sznur aut przed
światłami.
- Takie spotkanie, popatrz,
Teresko. Popatrz! A myśmy się nie widzieli… No… To już tyle lat…
- Tak, panie Wojciechu, to już
chyba z dwadzieścia lat!
- A na święta to do rodziców
pewnie? Do Opola?
- Tak, jak co roku, tak. I tak
będzie nas dużo, bo jeszcze siostra męża i jej rodzina, cały dom będzie pełny.
- A pewnie, pewnie, to ważne,
żeby rodzina była razem w święta, to ważne. A siostra też przyjedzie?
- Nie, ma swoje sprawy, zresztą
bilety drogie teraz, to mówi, że wiosną przyleci.
- A tak, tak, teraz to po całym
świecie ludzie się rozjechali… Mówisz, Teresko, że siostry nie ma w Polsce, a
mnie się zdawało, że ją widziałem niedawno.
- Niemożliwe, panie Wojciechu.
Wyjechała dwa lata temu.
- Jesteście do siebie podobne?
- Nie, zupełnie nie. Jest wyższa
i ma inne oczy.
- A ja właśnie widziałem taką…
No, jakby twojej postury, Teresko, oczy jakby twoje i pomyślałem, że to może
twoja siostra. Powoli sobie przypominałem jak wyglądasz, twoich rodziców, taki
sobie zrobiłem trening pamięci.
- To nie mogła być ona, poza tym,
to naprawdę nie jesteśmy podobne. I nos ma inny.
- Wiesz, Teresko, jakiś czas temu
spotkałem moją sąsiadkę jeszcze z Opola. I ona mi mówi, panie Wojciechu,
wczoraj się widzieliśmy, a ja się panu kłaniałam, a pan mnie chyba nie widział.
No jak to, pytam ją, gdzie się widzieliśmy, skoro ja poważnie chorowałem i
byłem w domu od tygodnia albo i dłużej, nigdzie nie wychodziłem. I okazało się,
Teresko, że ona widziała w galerii mojego brata i sądziła, że to ja. Nigdy bym
nie powiedział, że mamy z bratem w sobie coś podobnego, ale może z zewnątrz coś...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz