środa, 1 lutego 2017

odc. 201.: RĘCE OPADAJĄ


Zimowe oblicze miasta ubogo i niechlujnie prezentuje się w city, gdzie sól, której z uporem maniaka służby miejskie, ciecie i rozmaici nadgorliwcy systematycznie używają do zasypywania chodników i dróg, wnika w przestrzeń i niszczy nie tylko potencjalne zaspy śniegu, zwały lodu oraz inne miłe dla oka mroźne efekty specjalne. W rezultacie mokra, zimna, brudna breja molestuje obuwie, sięgając niekiedy do kostek i ochlapując przechodniów z kałuż, na które niestety często nie zwracają uwagi kierowcy samochodów oraz autobusów miejskich. Na szczęście istnieją we Wrocławiu miejsca piękne zimową porą, enklawy brutalnego uroku z naszkicowanymi mrozem śnieżnobiałymi gałązkami, nietkniętymi ludzką stopą ni spalinową odśnieżarką zaspami, zastygnięte w zamarzniętym nieruchomym pięknie, jakby brały udział w plenerowym mannequin challenge. Wystarczy minąć Pasaż Grunwaldzki i pomknąć tramwajem lub czymkolwiek innym w stronę Parku Szczytnickiego albo dowolnie wybranego z wielu wrocławskich skupisk zieleni, które ostały się jeszcze, pomimo zamiłowania gatunku ludzkiego do smrodliwych pojazdów na czterech kółkach oraz wycinania drzew, czynności popularnej w czasach dobrej zmiany, połączonej ze strzelaniem do fauny ginącej, ścigania osobników płci każdej, legalnie manifestujących poglądy - ale o tym kiedy indziej.
- Nie chcesz dzisiaj wyjść? ALE NA PEWNO? I CO, TAK W DOMU?... – Dopytywał przez telefon młodzieniec, coraz głośniej, bo przejeżdżające w pobliżu auta nie sprzyjały cichej pogawędce. Cienka kurteczka, czapka czołgisty ZSRR, wielobarwny szalik, musztardowe kuse spodnie, gołe kostki, na widok których myśli zamarzają, wiosenne trampeczki i niemrawy zarost czyniły go typowym przedstawicielem współczesnej młodzieży w wieku studenckim. Jego kompan ubrany był zastanawiająco podobnie, jakby obowiązywał ich dress code z jakiegoś tajnego klubu, nakazującego członkom narażanie kończyn dolnych na odmrożenie.
Na przystanku komunikacji miejskiej przy ulicy Kochanowskiego, tuż obok ściany zieleni, ale z towarzyszeniem huku aut, nowocześnie łączącym autobusowy z tramwajowym, z nieśmiertelnym kioskiem z prasą, przekąskami, napojami, wyrobami nikotynowymi i odrapaną wiatą, śnieg przebywał w postaci szaroburych i brązowawych kopczyków, upchanych po kątach, a także świeżej warstewki, która radośnie przyprószyła miasto przed południem i nadal nadciągała nieregularnymi falami, w miarę jak nad miasto napływały kolejne ołowiane chmury. Wraz z wiatrem nasilał się przenikliwy ziąb, który kłócił się z gołymi kostkami młodzieńców oraz dziewcząt stojących pod wiatą, tuż obok kobiet odzianych w wielgachne futra, zapewne sprzed kilku dekad, podobnie jak właścicielki.
- A, Netlixa oglądasz, no kumam. Ale wiesz, może jednak? WIEM, ŻE JEST SMOG, PRZECIEŻ NIE NA SPACER, TYLKO DO LOKALU. Bym wziął. Ciebie. – Dukał po jednym słowie, bo zęby zaczęły znacząco szczękać o siebie. Kolega łypnął okiem spod swojej czapki i prychnął.
- No dobra. To pa, będę dzwonił. – Rozłączył się. – No ręce opadają.
- Zmieniłeś się stary. W swojego ojca się zmieniłeś.
- Pierdolisz, sam miękniesz jak cipa jak ta twoja do Ciebie dzwoni. Tiu tiu i jak plastelina jesteś.
- Mówię, jak jest. Nie oceniam, kurwa, tylko stwierdzam fakt.
- Kiedyś bym ją pewnie ostro przeruchał na drugiej randce. Ale wiesz, teraz chcę głębokiej relacji. Z matką mnie pozna, z ojcem, z siostrą, może wreszcie coś będzie na dłużej niż dwa tygodnie. – Chłopak westchnął, jakby bagaż doświadczeń kilkudziesięciu lat obciążał mu barki i myśli, gdy w rzeczywistości wąs ledwo mu się sypał pod nosem. - Może masz rację, zmieniłem się…
- A pamiętasz, jak obracałeś na promie tę dziwkę z Norwegii?
- Chciała brać ślub, pamiętam, kurwa. A czy ja wyglądam na służbistę?
- Na artystę raczej, nie służbistę.
Wybuchnęli śmiechem, przerywanym kaszlem oskrzelowym zza obydwu kolorowych szalików.
Wesoło było również dziewczętom pod wiatą, podskakującym z zimna, podobnie jak chłopcy błyskając gołymi kostkami znad półkozaczków.
- …no i teraz mam szlaban na alkohol.
- Od kiedy?
- No odkąd tak mi się niechcący cofnęło przy rodzicach jak wróciłam.
- Przejebane, a myślałam, że nic, bo nie było widać.
- Po mnie nie widać jak się nie odzywam. Po moim kuzynie zawsze można poznać, bo robi się niemiły. Matka wyszła do przedpokoju, było późno, on zjebał jej piżamę i wtedy puściłam pawia.
Wzrok kobiety w futrze zgasił dalszą część młodocianej wymiany zdań i dziewczęta zatopiły się w telefonie jednej z nich. Jedna z kobiet zerknęła na tablicę z wyświetlonymi godzinami odjazdu kolejnych środków transportu publicznego.
- Zaraz będzie. Albo wsiądziemy w inny i zaraz się przesiądziemy, ale ogrzejemy się przynajmniej na sekundę.
- Jezusie jak zimno.
- Masz naklejkę WOŚP, byłaś?
- Nie, to z zeszłego roku, ale nie ściągam, żeby się odczepili.
- No, ja w tym roku poszłam z dziećmi na plac Nowy Targ.
- Jak było?
- Jakieś koncerty, hałas, pełno śniegu, ludzi, wszędzie ci z puszkami, jakieś stare auta i mój zwariował, poleciał tam i z synem pół godziny siedzieli, nie mogłam ich odciągnąć, motory jakieś, gry i zwariować można.
- No, wszystko dla tych ludzi tam zrobili.
- Ręce opadają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz