- Dźgnęła mnie pani – poskarżył się
z pretensją w głosie facet w przemoczonym płaszczu. Rzeczywiście, stojąca przed
nim w kolejce do bankomatu kobieta trzymała złożony, długi parasol jak dzidę i
niespecjalnie zwracała uwagę na to, że może kogoś uszkodzić.
Odwróciła się i zmierzyła lodowatym
spojrzeniem rozmówcę.
- Przepraszam – wycedziła przez
zaciśnięte wąskie usteczka, nienawykłe do okazywania uprzejmości. – Nie mam z
tyłu oczu, wie pan. Wystarczy się odsunąć.
- Macha tym pani i zaraz znowu
mnie pani dźgnie – burknął mokry od deszczu facet, dość płaczliwie. – Albo kogoś
przed panią.
Przed wąskoustą stały jeszcze
dwie osoby, a przy samym bankomacie utknęła staruszka, której najwyraźniej z
trudem przychodziła sprawna współpraca z urządzeniem.
- Zacięło się? – Spytała ze
współczuciem młoda kobieta z kilkuletnią córeczką kryjącą się w fałdach jej
długiej spódnicy. – Zdarza się. Jak pani chce, to pomogę – zaproponowała, ale
staruszka pokręciła głową i szczelniej zasłoniła ekran bankomatu.
- Dobrze chociaż, że tu nie
mokniemy – westchnął przemoczony facet. – Do suchej nitki przemokłem, do, za
przeproszeniem majtek.
Parasol lodowatej poruszył się
niebezpiecznie.
- No co też pan. Nie musi pan od
razu opowiadać o majtkach. Obcym ludziom! I trzeba było się przygotować,
parasol wziąć. Przecież telewizja mówiła, że będzie padać.
- I powódź ma być – wtrąciła dama
na obcasach ze skręconymi od wilgoci włosami. – Co roku to samo.
- No tak, no tak – potwierdził jej
mąż, przecierając okulary i łysinę wielką chustką. - A wczoraj, wiedzą państwo,
co powiedział Kaczyński na wałach?
- Pewnie, że to wina Tuska –
zakpiła młoda kobieta i pogłaskała córkę po główce. – Jeszcze chwilkę, kochanie
i pójdziemy na zakupy, mamusia musi wziąć pieniążki.
- Ależ co pani – żachnął się łysy.
– Że rok temu Czesi spuścili wodę. To ich wina, ze zbiorników, specjalnie
spuścili, mówię pani. Kaczyński powiedział, że w tym roku też spuszczą i będzie
powódź.
- Co roku to samo, no tak –
dodała jego żona.
Facet w przemoczonym płaszczu
westchnął i przewrócił oczami ze zniecierpliwieniem.
- Jasne, to niech Kaczyński
załatwi, żeby rzeka płynęła w drugą stronę. Jak zemsta, to na całego,
sprawiedliwie będzie, to teraz im się przeleje.
Starsza pani uporała się właśnie
z obsługą bankomatu, wzięła banknoty i z ulgą ustąpiła miejsca kobiecie z
dzieckiem.
- Udało się, pierwszy raz –
szepnęła nieśmiało. – Ale się udało.
- A, już myślałem, że się
zacięło, no – ucieszył się łysy.
- No, jak na emerytkę to nieźle
się pani powodzi – dodała zimno kobieta o ustach szerokości szpilki i machnęła
parasolem w kierunku banknotów, które staruszka trzymała w dłoni.
- Nie pani sprawa, ile mam –
oburzyła się starsza pani i schowała pieniądze do portmonetki z czasów Bieruta.
– Ja pani w kieszeń nie zaglądam. Co za…
- Ej, no, znowu mnie pani
dźgnęła! – Facet w płaszczu trzymał się za brzuch.
- Lepiej, żeby nam się teraz nie
przelewało – mruknął łysy, ale żona z loczkami szarpnęła go za rękaw i zamilkł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz