poniedziałek, 19 maja 2014

odc.53: ELEGANTKA ODSTRZELONA


Kontrast pomiędzy wyglądem obu dam był uderzający.
Pierwsza z włosem rzadkim i rozwianym, bardzo wysoka, żylasta jak Madonna od 20 lat i bardzo chuda, w szaroniebieskim, brudnawym fartuchu roboczym (takim, jakie nosiły panie teoretycznie sprzątające np. szkołę podstawową w czasach późnego PRL, a w praktyce pijące kawę z „wkładką” i plotkujące w kanciapie szatniarki całymi dniami), w obuwiu zdradzającym intensywną, wieloletnią eksploatację i głęboką niechęć do czyszczenia, z okiem jednym i drugim pomalowanym wedle mody obowiązującej w okolicy roku 1987, z klasyczną miotłą w dłoni, dzierżoną niczym oręż bojowy, służącą głównie do podpierania się podczas niekończących się pogawędek.
Jej znajoma była nieco niższa, starannie uczesana, z dyskretnym makijażem, w czerwonym płaszczu pieczołowicie wyprasowanym i bez śladu zagniecenia, w butach czystych jak marzenia pensjonarki, z klasyczną niewielką torebką pod pachą i parasolem w dłoni, z nieśmiałym spojrzeniem i uprzejmym uśmiechem.
- No fiu fiu, nie poznałam! Nie poznałam! Odstrzelona! Elegantka odchrzaniona! Fiu fiu, nie poznałam!
Słysząc ryknięcie z pełni płuc damy w fartuchu, kobieta w czerwonym płaszczu drgnęła i przez ułamek sekundy rozważała ucieczkę w przeciwną stronę, ale bardzo jej w tym przeszkadzał żywopłot okalający drogę miedzy blokami oraz smycz zagradzająca trasę ewakuacji. Smycz była trzymana z jednej strony przez staruszka w dresie, a z drugiej przez wściekle ujadającego jamnika, który demonstrował w ten głośny sposób nieżyczliwe uczucia wobec stada gołębi.
- Dzień dobry.
- No, no, ale elegancka, wystrojona! Aż nie poznałam dzisiaj, nie poznałam, taka odstrzelona, płaszczyk taki, no?
- Oj, zaraz tam, nie, zaraz elegantka – broniła się oskarżona nieśmiało. – To stary płaszcz, córka mi pofarbowała, żebym mogła jakoś wyglądać, wie pani. Czasem trzeba, żeby chciało się wyjść z domu. – Westchnęła. – To tak dzisiaj tylko, w sumie sama nie wiem dlaczego.
- Ależ dzisiaj, co pani mówi, fryzura nowa, nowa i szałowa, styl taki, jak z wielkiego świata, co też pani tak dzisiaj? – Głośne wrzaski były dość wyczerpujące, więc dama z miotłą wsparła się z ulgą na narzędziu zamiatającym i wyjęła z kieszeni fartucha wymiętą paczkę papierosów. – Zapali?
- Nie, dziękuję, nie palę. Poza tym, spieszę się, przepraszam, właściwie muszę już iść – to ostatnie prawie wyszeptała, rozglądając się za jakimś ratunkiem.
- Taa, elegantki nie palą – zarechotała kobieta w fartuchu, zanosząc się kaszlem godnym gruźlika. – A gdzie się spieszy? Dzisiaj to wszyscy się gdzieś spieszą. Ja to mam tyle roboty – zaciągnęła się głęboko i znowu rozkaszlała. – Tyle, khe, khe, roboty od rana, no nie uwierzy, no. Ale odchrzaniona, taka elegantka odstrzelona, to pewnie jakaś okazja, co?
Czerwony płaszcz zafurczał na wietrze, gdy kobieta obróciła się i podniosła kołnierz. Najwyraźniej miała już dość przesłuchania, bo w oku błysnęło jej coś na kształt odwagi.
- Bez okazji też można się elegancko ubrać, wie pani. To każdemu dobrze robi, jak się porządnie wystroi, umyje i uczesze. Tak od czasu do czasu. Do widzenia. – Rzuciła, odchodząc w stronę przystanku tramwajowego.
- Do widzenia – kobieta w fartuchu rozdziawiła usta ze zdziwienia i papieros wypadłby z ust, gdyby nie to, że przykleił się do szminki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz