Korytarz poczekalni w przychodni rozbrzmiewał
odgłosami pokasływań, kichnięć, odchrząkiwań i westchnień. W ten upalny dzień
pacjenci z ulgą ocierali spocone czoła i inne części ciała chusteczkami,
korzystając z miłego chłodu, jaki z urzędu oferuje państwowa służba zdrowia.
Wystrój przychodni to tradycyjna mieszanka barw zimnych, sugerujących sterylną
czystość oraz odcieni zielonych, tonujących nastroje społeczeństwa rozgoryczonego
jakością oferowanych tu usług.
Na tym dyskretnym tle mocno wyróżniał
się zachrypnięty głos czarnowłosej, opalonej dziewuszki z za mocnym makijażem, odzianej
w legginsy, białe kozaczki (sic!) i bluzkę ze sporym dekoltem. Na ramieniu
miała torebkę koloru czarnego, z przeraźliwie złotawymi ozdobami, silnie
przykuwającymi uwagę, co najmniej tak samo jak jej głośna rozmowa telefoniczna,
której musieli wysłuchać wszyscy zgromadzeni.
- …i powiedziałam jej, sorki
stara, nie. No, tak jej powiedziałam. Tej Gośce, nie, a komu. Sorki, stara, ale
do Hiszpanii nie ogarniesz, bo lecimy zaraz w lipcu, przed Francją, bo żeśmy se
bilety wykupiły. A co miałam jej powiedzieć? Nie, coś ty, stara, sorki.
Powiedziałam jej, że spoko, ale mnie to nie pasuje. A co, skłamać ją miałam? No
sama powiedz, no. Nie chciałam ją skłamać, ja świnia nie jestem, kurwa, czekaj
stara – musiała przerwać, bo otworzyły się drzwi do gabinetu lekarskiego i
połowa korytarza poderwała się z nadzieją. – E, to tylko pielęgniarka… Nie,
jeszcze czekam. No, tej lekarki jeszcze nie ma, na razie z kartami latają i nie
wiadomo czy mnie dzisiaj przyjmie, bo przede mną ponad dziesięć osób. A ja
muszę, sorki stara, ale ja muszę, bo kaszlę i kaszlę. Tak, no i szef mi kazał.
Stara, że mam przestać. Pojebany jakiś, mówi, że klientów straszę i do zupy mam
nie kaszleć, hehehe, khe, khe, khe – rozkaszlała się, jakby na dowód tych słów.
Siedzący tuż obok starszy pan, na
którego głowę nakaszlała, wymamrotał coś z oburzeniem, ale dziewczyna nie
zauważyła tego, pochłonięta rozmową.
- Sorki, stara, kaszlę kurwa i
kaszlę, nie, umrzeć można. Dobra, nie smęć, leczę się, nie. Ej stara, sorki,
ale się leczę. Teraz po zwolnienie przyszłam. Mejkapu prawie nie mam, żeby
wyglądać, wiesz, bo kaszleć to se każdy może, nie. I wiesz, stara – odrobinę ściszyła
głos, co w praktyce oznaczało, że przestała krzyczeć, ale i tak jej głos niósł
się swobodnie całą długością korytarza – Ja myślałam, że nic nam z tego wyjazdu
nie wyjdzie. Nie, stara, mówiłam ci, wiem że Hiszpania to mus, bo bilety już mamy, ale
tej Francji się bałam, bo nie byłam jeszcze nigdy. No, wiem, że ty też, nie,
ale promocja to wiesz, trzeba korzystać, nie. Rok temu w tej Hiszpanii to żeśmy
rządziły, staaara – westchnęła i kaszlnęła kilka razy. – I dałyśmy radę bez
języka, nie. Bałam się teraz tej Francji i nawet… Ale potem pomyślałam, nie,
sorki stara, języka nie znam, kurwa, ale na miejscu ogarnę, nie. Każdy tak
robi. Sorki stara, ale każdy, nie, po chuj się uczyć, jak potem lądujemy i nic
nie pamiętam, nie. Nie martw się, ty się ciągle czymś martwisz. Ta Gośka też mi
mówiła, że ty się ciągle czymś martwisz. Ja się nie martwię, nie. I co z tego, że
jest nudna. Co z tego, sorki stara, ale śpimy u jej brata, no to musimy ją wziąć
do tej Francji, a resztę ogarniemy na miejscu. Czekaj, bo ja jedenasta jestem i
tu pilnuję… JA ZA TĄ PANIĄ STAŁAM! - Na korytarzu zapanowało zamieszanie
wywołane pojawieniem się lekarki, która z surową miną zmierzyła kolejkę
oczekujących i z miną cierpiącej za miliony otworzyła drzwi gabinetu. Tłum
pacjentów przegrupował się i karnie ustawił według kolejności rejestracji. -
Lekarka idzie, no, to sorki, stara!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz