We wrocławskim aquaparku w
weekend nie ma tłumów tylko i wyłącznie bladym świtem, gdy w kolejce do kasy
stoją przedstawiciele geriatrii cierpiącej na bezsenność oraz rodzice
młodocianych budzików, wstających wraz z pierwszym pianiem koguta.
Dialogi toczą się leniwie, nieśpiesznie,
na dowolne tematy. Obcy ludzie zwierzają się sobie z sekretów i wstydliwych
przeżyć, jakby negliż kąpielowy uzasadniał porzucenie codziennych oporów i
barier. Nastrój ten, podsycony atmosferą słonecznego weekendu, swobodny i
sprzyjający pogawędkom raczej luźnym, najwyraźniej udziela się otoczeniu:
pracownikom basenów, aquaparkowej kawiarni, baru z pączkami i ekipie
sprzątającej. Bul, bul, bul, płyną dialogi.
AKT I
Basen solankowy, umieszczony na
zewnątrz obiektu, jest najczęściej wypełniony ludźmi w wieku raczej podeszłym,
którzy z lubością obwieszczają otoczeniu swe schorzenia i nastawiają obolałe części
ciała pod dysze wodne o różnej sile rażenia, delektując się wspaniałym masażem.
Starszy, łysy jak kolano facet o imponującym zaroście na plecach, doholował się
do jednej z dysz, po czym zakotwiczył jak tankowiec na rafie, tuż obok damy w
zbliżonym wieku, usiłującej jednocześnie moczyć całe ciało w wodzie i nie
ochlapać ciemnych okularów wielkości wiaty przystankowej oraz fryzury
teoretycznie bardzo trwałej.
- O, to to to – wysapał facet –
nikt tak jak woda nie wymasuje, nie sądzi pani? Nikt, a proszę mi wierzyć, znam
wszystkie masaże.
Kobieta mruknęła coś, odwracając
się do niego piegowatymi plecami, ale łysego to nie zraziło.
- Pani to, za przeproszeniem,
zdrowo wygląda, nie to co ja. Mam taki kręgosłup, że aż się za głowę złapał.
Ten lekarz, wie pani. Trzy godziny trwało, jak tam siedziałem, żeby zrobić
zdjęcie, oglądali je, komisja cała. Chciałem się dorobić, to się dorobiłem.
Tak. Tyle to trwało, zanim była diagnoza, aż się tam kawy napiłem, na papierosa
wyszedłem. A ten lekarz, wie pani, to sensowny. Porządny taki. Nie to, co inni,
nie wiadomo skąd są. Ten dobry, młody, kilka lat w Stanach siedział… A, to do
widzenia – ocknął się, widząc, jak kobieta z trwałą odpływa w stronę wyjścia.
AKT II
Jacuzzi chlupotało wesoło,
burcząc dyskretnie bąbelkami, gdy dwie młode dziewczyny, obie w kolorowym
bikini, krótkich fryzurkach i opalenizną wprost z łóżek turbo, z chichotem wskoczyły
do środka. Obie oparły stopy ze starannym pedicure na brzegu basenu i ułożyły
się wygodnie.
- I co, będziesz świadkować?
- Nie mam wyboru, w końcu to
siostra się hajta, nie.
- Jasne, ale to zawsze trochę
słaba sytuacje, kurwa. Ale nie łam się, może będzie fajna biba, poznasz kogoś,
nie. A co założysz?
- Nie wiem właśnie, muszę kupić
coś, ale nie wiem co. Nic nie ma fajnego, nie.
- No, masakra, nie.
- No. Połazimy później po galerii,
to coś znajdziemy.
- Dobra. A resztę załatwiłaś? Bo
wiesz, jak ślub jest, kościelny to pełno tego do załatwiania.
- No, byłam u spowiedzi, ale
sytuacja była, myślałam, że kurwa padnę, nie.
- O kurwa, i co?
- I mówię, że nie byłam dwa lata, proszę
księdza. A on mówi, no nie wierzę, czujesz gościa? Mówi, że szału nie ma.
AKT III
Ziewając tak, że o mało nie
połknęła na raz wszystkich pączków, ciemnowłosa dziewczyna w służbowym stroju
składającym się z bluzki polo, spódniczki nad kolano i fartuszka kelnerki, sennie
oparła się o blat baru i obserwowała bez entuzjazmu nadciągające tłumy ludzi
spragnionych wymoczenia się w basenach. Ruda koleżanka w identycznym stroju
szturchnęła ją łokciem.
- Obudź się, królewno, bo znowu
szef zobaczy i poleci ci po napiwkach.
- W dupie go mam, niech se wsadzi
te grosze. Mam dosyć tej roboty, rok tu jesteśmy i co, kurwa, nic z tego nie
mamy. Cała niedziela w dupę. Spałam dwie godziny, bo impreza u nas była.
- Kawy się napij – poradziła ze
współczuciem ruda. – I wiesz, był tu wczoraj ten koleś, wiesz który, ten co
pytał o ciebie.
Ciemnowłosa obudziła się
momentalnie i oko jej błysnęło.
- I co? Mówił coś o mnie?
- No, coś mówił, że cię kojarzy.
Ze szkoły chyba, nie, że do dwójki chodziłaś…
- Chyba do jedynki, nie.
- No, właśnie. I mówił twoje imię
i nazwisko. No, a skąd ja mam kurwa wiedzieć, jak ty masz na nazwisko, jak ciebie nie
ma na fejsie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz