czwartek, 29 maja 2014

odc.57.: W SZOKU



Skwerek w pobliżu sklepu monopolowego, sporadycznie porośnięty trawą (regularnie zasilaną głównie moczem), krzewami o kondycji gruźlika po maratonie, drobiazgowo upstrzony śmieciami, nie różni się absolutnie niczym od takich samych skwerków na całym świecie. W takich miejscach zawsze można spotkać stałych bywalców, chwiejących się na wietrze w oparach procentów, prowadzących dyskusje mniej lub bardziej bełkotliwe, w zależności od stopnia upojenia, wspomagane żywą gestykulacją, przerywane jedynie wtedy, gdy na horyzoncie pojawi się nowy kompan biesiady lub potencjalny dobroczyńca, który być może na odczepnego rzuci grosz lub dwa i będzie można skoczyć po kolejne piwko lub coś mocniejszego. Rozmowy toczą się od świtu do późnej nocy, w każdych warunkach atmosferycznych, czemu sprzyja niewielki daszek między sklepem a skwerkiem, ale i tak należy podziwiać żelazną konsekwencję i godną zazdrości zdrowotną wytrzymałość dyskutantów. Rozmawiają o wszystkim: o życiu swoim i cudzym, aktualnych wydarzeniach w okolicy i na świecie, o tym, co ich nurtuje, o problemach i radościach, o bliźnich bliższych i dalszych. Dyskutują żywo i z zapałem, językiem barwnym i soczystym, co jakiś czas zawieszając się w zadumie i refleksji.

- W szoku jestem, kurwa. W szoku – zachrypiał głosem stuletniego jazzmana łysawy niski facecik w zastanawiająco czystych butach, jaskrawo kontrastujących z resztą stroju, delikatnie rzecz ujmując, mocno zaniedbaną. Trzymał butelkę piwa, z której co jakiś czas pociągał łyk, na zmianę z kolegami.

- Dlaczego, Kaziu? Daj no łyka, kurwa. – Zatroskał się przyjaciel postury niedźwiedzia w kurtce jeansowej z kwiecistym wzorem na plecach. Z tylnej kieszeni spodni wyjął sfatygowaną paczkę papierosów, postukał nią o dłoń. – Zapal, Kaziu.

- Dzięki, no – Kaziu zaciągnął się dymem i rozkaszlał, a kolega troskliwie poklepał go po plecach. – W szoku, nie, bo ta jebana woda tak szybko, nie.

- Mówwwię wwwam – nieco bełkotliwie włączył się do rozmowy trzeci mężczyzna, oparty o drzewo, zapewne dla lepszej perspektywy. – Żżze zzznowu kkkurwa bbędzie pow…powódź będzie, mmmówię wwwwam.

- A chuj tam, przecież już nie pada – zdziwił się niedźwiedź. – No kurwa, bez deszczu nie ma powodzi – dodał pouczająco i chlapnął sobie, ze smutkiem stwierdzając, że to był ostatni łyk, bo butelka nagle opustoszała. – Kaziu, no kurwa, trzeba kupić, bo się jebane skończyło.

- W szoku jestem, kurwa, mówię, tak szybko ta woda spadła i płynęła. A potem chuj, zniknęła, w szoku jestem, jebana woda.

- Jjja jjjuż nnnic nnnie mmmmamm.

Niedźwiedź przeszukał kieszenie i znalazł kilka monet.

- Pięćdziesiąt pięć, sześć, siedem – mamrotał, przeliczając pieniądze – bez dwóch groszy, kurwa, postarajcie się, kurwa.

- Mam pięć – oznajmił dumnie Kaziu. – I tak kurwa, szybko, nie, ten, no, strażacy pompowali z piwnicy, bo już na pierwszym schodzie ta woda była u nas, kurwa.

- I co, Kaziu, w piwnicy masz wodę? Kurwa, to tam wszystko pływa, nie?

- Heeeej żegluuujżeeee żżeglaaarzuuu całą nooockkkę pooo mmmorzu…! – Pełną piersią i nawet trafiając w melodię zaintonował spod drzewa mamroczący. – Heeeej!

- Nie drzyj się, kurwa, Janek, bo znowu psy wezwą i zajebią, no. Kaziu, skocz do sklepu, muszę go tu kurwa przypilnować, bo zajebią.

- Ej, kurwa, tu jest więcej, na dwa wystarczy – ucieszył się Kaziu. – No, jebany, mamy na dwa browary, w szoku jestem.

- Tylko żebyśmy nie czekali, kurwa, jak ostatnio. Już kurwa myślałem, żeś jebany do browaru pojechał po piwo, nie.

- …caaałą nnnooockę pppooo mmmooorzuuuu…!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz