poniedziałek, 5 maja 2014

odc.45 DZIECI NIESTETY TEŻ


We wrocławskim Ogrodzie Staromiejskim w weekendy i święta zazwyczaj przebywają tłumy dzieci, wraz z towarzyszącymi im (prawie dobrowolnie) rodzicami, opiekunami, dziadkami i innymi osobami, które usiłują jednocześnie się relaksować i pilnować swych pociech. Nie jest to łatwe zadanie, ponieważ na maluchy czyha tu kilka straszliwych pokus, takich jak np. wata cukrowa (idealnie wpasowuje się we fryzurę, przykleja się do ubrań, rąk i twarzy, niekoniecznie własnej), karuzela z konikami (za drobną opłatą można wsadzić tam malucha, by natychmiast go zdjąć, bo zaczął ryczeć i przybrał zielonkawy wyraz buźki, sugerujący zbliżające się torsje), a także spory plac zabaw, który jednakowoż nie jest z gumy i nie może zmieścić wszystkich. Nie, naprawdę nie może. Nawet, jeśli poupycha się tam dzieci piętrowo i dociśnie kolankiem.
Na ławce tuż obok wspomnianego placu zabaw, wypełnionego śmiechem, piskiem, wrzaskiem i rozmaitymi odgłosami świadczącymi o pysznej zabawie, siedziało dwóch facetów, najwyraźniej ojców dzieci bawiących się gdzieś w tym tłumie. Jeden z nich trzymał kubek z napojem, piłkę i jakieś dziecięce wdzianko, a drugi łopatkę, wiaderko i torbę z chrupkami.
- Dwie, trzy stówy za pokój, to wiesz, taniocha. Krzysiuuu nie syp piaskiem, powiedziałem!
- No, nieźle. Z żarciem? Oliwier, nie wchodź pod górę tylko zjedź jak człowiek, bo zaraz stad pójdziemy!
- Ze śniadaniem, obiady to wiesz... I bar był długo czynny. NIE SYP!
- No, zajebiście. A słuchaj… BO ZARAZ ZAWOŁAM MAMĘ!
- Łeb mnie napierdala, daliśmy wczoraj czadu ze szwagrem, po całej nocy za kółkiem, myślałem że się dzisiaj wyśpię, a tu… ZEJDŹ! Krzyś!
- Ale taniocha, to najważniejsze, nie. A dzieci?
- Co? ZŁAŹ NATYCHMIAST, BO ZLECISZ!
- No, byliście sami?
- A, dzieci. No, niestety dzieci też musieliśmy wziąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz