wtorek, 22 lipca 2014

odc.72.: ZŁODZIEJE



 
- BIM BAM BOM – obwieściły dźwięcznie głośniki na wrocławskim dworcu, sygnalizując kolejny komunikat. – Pociąg osobowy do… przez… planowany odjazd… odsunąć się od torów…
Pociąg stał spokojnie przy peronie, na którym w popłochu kłębili się podróżni, usiłując wepchnąć do wagonów niezliczone sztuki bagażu i pakunków, a także dzieci, przekąski, napoje, gazety i innych pasażerów. Wszyscy popychali się nawzajem, przepraszali, przydeptywali stopy, potrącali w przejściu i syczeli wymuszone uprzejmości przez zęby, zastanawiając się, dlaczego, do cholery, wszyscy inni ludzie też muszą jechać akurat teraz, właśnie tym pociągiem, do diabła ciężkiego.
Do odjazdu pociągu zostało jeszcze kilka minut i wyjątkowo nie przewidywano opóźnienia. W pierwszym wagonie, będącym częściowo lokomotywą,  pomieszczeniem dla konduktora oraz wielkim przedziałem dla podróżnych z wielkoformatowym bagażem tudzież z dziećmi, powoli formowała się kolejka spoconych ludzi, którzy z różnych względów usiłowali zakupić bilet u konduktora. Ten, z miną stoika maskującą skrajne zmęczenie spowodowane ponad 30-stopniowym upałem i perspektywą długiego, cholernie słonecznego dnia, stał w przejściu i wypisywał kolejne bilety.
- Tylko gotówka – mruknął, ocierając pot z czoła. Kobieta w czerwonej bluzce z hipopotamem, słabo skrywającej biust wielkości hipopotama, poczerwieniała z oburzenia.
- Ale ja płacę tylko kartą.
- Tylko gotówka – powtórzył konduktor. – Dopłata 8 złoty.
Hipopotam zafalował ostrzegawczo.
- To jakieś kpiny! – Twarz kobiety przybrała barwę wiśni, a głos siłę walkirii. Pomachała przed nosem konduktora kartą płatniczą – Wszystkie automaty nieczynne, nie mam tyle w gotówce, jaka dopłata, złodzieje!
- Za bilet kupowany w pociągu dopłata osiem złoty – beznamiętnie oznajmił konduktor, nie zwracając uwagi na furię hipopotama. – Kasy są czynne.
Kobieta zaczęła przeszukiwać po kolei kieszenie spodni, torebkę i portfel, nie przerywając wściekłego monologu.
- Ja jestem zajęta! Ja nie mam czasu stać w kolejce! A kto ma na to czas, no kto? Ja zawsze kupuję bilet w automacie, co to za Europa, to złodzieje! Ja kartą płaciłam zawsze, zawsze kartą, po to ją mam! Złodzieje, a ile za sam bilet, pan powie, bez dopłaty?
- Kasy są czynne, to jest dopłata. Normalni ludzie przychodzą wcześniej i kupują bilet w kasie.
- W kasie w jest kolejka! Złodzieje! Ja jestem zajęta! Co to za Europa! – Hipopotam eksplodował potokiem pretensji do świata.
- Pani nie krzyczy na mnie, bo wyproszę z pociągu! Tu są ludzie, proszę pani. Bierze pani z dopłatą albo wysiada, inni czekają – konduktor mozolnie wspiął się na szczyt cierpliwości i zapewne w kolejnym wcieleniu osiągnie stan nirwany.
Kobieta z hipopotamem i biustem uciszyła się nieco, ale nadal była bardzo zdenerwowana i mamrotała pod nosem, przeliczając monety. W końcu uzbierała potrzebną sumę i triumfalnie sypnęła ją na dłoń konduktora.
- A proszę, ja uczciwa jestem, co pan myśli. Co do grosza się zgadza, a co pan myśli.
Konduktor podał jej bilet i przeliczył kopczyk monet.
- Ja w pracy jestem, nie myślę, ja tu za ludzi odpowiadam, proszę pani. Dwa grosze reszty, proszę.
Hipopotam zignorował dwa grosze i oddalił się, fucząc z oburzenia, a przed konduktorem pojawił się chwiejnie facet, zionący procentami i wygnieciony do granic możliwości. Twarz brudna i zarośnięta, ciuchy poplamione, włos zmierzwiony. Towarzyszyła mu niestety woń straszliwa, która wymiotła pozostałą część podróżnych o kilka metrów. Konduktora też jakby cofnęło, ale mężnie skierował nozdrza w stronę okna.
- Dokąd?
- Panie kierowniku – chrapliwie zagaił wymięty, opierając się o przesuwające się drzwi – pan się zlituje i kredytowy do domu wypisze, panie kierowniku.
- Dokąd? Dokument ma?
Wymięty sięgnął do przeraźliwie brudnego plecaka, niemalże przewracając się przy tym odważnym ruchu.
- Mam, no kurwa, dowód mam, panie kierowniku. Do domu pan wypisze, prosiłbym.
- Miasto jak w dowodzie? Pan tam do korytarza przejdzie, tu dzieci są, zawołam pana.
- Panie kierowniku, dziękuję, no, kurwa – facet nadal chwiał się w drzwiach – okradli mnie, ledwo przyjechałem, bach, ledwo z Hiszpanii – niewyraźnie snuł wątek, rozsiewając zapach, którego nie powstydziłby się stuletni kanał ściekowy. – Myślałem, że tu chłodniej, a tu bach, kurwa, gorąco.
- Do korytarza proszę wyjść.
- Okradli mnie, panie kierowniku, ledwo przyjechałem, bach, kurwa, wszystkie pieniądze ukradli, złodzieje, a myślałem, że tu uczciwi…
- DO KORYTARZA PROSZĘ – konduktor podniósł głos. – To jacyś uczciwi złodzieje, forsę zabrali, a dowód zostawili.
- A, panie kierowniku, bo to nasi, kurwa, polscy złodzieje – bełkotał smrodliwy pasażer, grzecznie przesuwając się w głąb korytarza.
- Zawołam pana, jak wypiszę bilet. Proszę stanąć tam, dalej. JESZCZE DALEJ. Za oknem. Teraz muszę odjazd zrobić. Trzeba tu jakieś uczciwe powietrze wpuścić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz