- BIM BAM BOM – obwieściły dźwięcznie
głośniki na wrocławskim dworcu, sygnalizując kolejny komunikat. – Pociąg
osobowy do… przez… planowany odjazd… odsunąć się od torów…
Pociąg stał spokojnie przy
peronie, na którym w popłochu kłębili się podróżni, usiłując wepchnąć do
wagonów niezliczone sztuki bagażu i pakunków, a także dzieci, przekąski, napoje,
gazety i innych pasażerów. Wszyscy popychali się nawzajem, przepraszali,
przydeptywali stopy, potrącali w przejściu i syczeli wymuszone uprzejmości
przez zęby, zastanawiając się, dlaczego, do cholery, wszyscy inni ludzie też
muszą jechać akurat teraz, właśnie tym pociągiem, do diabła ciężkiego.
Do odjazdu pociągu zostało jeszcze
kilka minut i wyjątkowo nie przewidywano opóźnienia. W pierwszym wagonie,
będącym częściowo lokomotywą, pomieszczeniem dla konduktora oraz wielkim
przedziałem dla podróżnych z wielkoformatowym bagażem tudzież z dziećmi, powoli
formowała się kolejka spoconych ludzi, którzy z różnych względów usiłowali
zakupić bilet u konduktora. Ten, z miną stoika maskującą skrajne zmęczenie
spowodowane ponad 30-stopniowym upałem i perspektywą długiego, cholernie
słonecznego dnia, stał w przejściu i wypisywał kolejne bilety.
- Tylko gotówka – mruknął,
ocierając pot z czoła. Kobieta w czerwonej bluzce z hipopotamem, słabo
skrywającej biust wielkości hipopotama, poczerwieniała z oburzenia.
- Ale ja płacę tylko kartą.
- Tylko gotówka – powtórzył konduktor.
– Dopłata 8 złoty.
Hipopotam zafalował ostrzegawczo.
- To jakieś kpiny! – Twarz
kobiety przybrała barwę wiśni, a głos siłę walkirii. Pomachała przed nosem
konduktora kartą płatniczą – Wszystkie automaty nieczynne, nie mam tyle w
gotówce, jaka dopłata, złodzieje!
- Za bilet kupowany w pociągu
dopłata osiem złoty – beznamiętnie oznajmił konduktor, nie zwracając uwagi na
furię hipopotama. – Kasy są czynne.
Kobieta zaczęła przeszukiwać po
kolei kieszenie spodni, torebkę i portfel, nie przerywając wściekłego monologu.
- Ja jestem zajęta! Ja nie mam
czasu stać w kolejce! A kto ma na to czas, no kto? Ja zawsze kupuję bilet w
automacie, co to za Europa, to złodzieje! Ja kartą płaciłam zawsze, zawsze
kartą, po to ją mam! Złodzieje, a ile za sam bilet, pan powie, bez dopłaty?
- Kasy są czynne, to jest dopłata.
Normalni ludzie przychodzą wcześniej i kupują bilet w kasie.
- W kasie w jest kolejka! Złodzieje!
Ja jestem zajęta! Co to za Europa! – Hipopotam eksplodował potokiem pretensji
do świata.
- Pani nie krzyczy na mnie, bo
wyproszę z pociągu! Tu są ludzie, proszę pani. Bierze pani z dopłatą albo
wysiada, inni czekają – konduktor mozolnie wspiął się na szczyt cierpliwości i
zapewne w kolejnym wcieleniu osiągnie stan nirwany.
Kobieta z hipopotamem i biustem
uciszyła się nieco, ale nadal była bardzo zdenerwowana i mamrotała pod nosem,
przeliczając monety. W końcu uzbierała potrzebną sumę i triumfalnie sypnęła ją
na dłoń konduktora.
- A proszę, ja uczciwa jestem, co
pan myśli. Co do grosza się zgadza, a co pan myśli.
Konduktor podał jej bilet i
przeliczył kopczyk monet.
- Ja w pracy jestem, nie myślę, ja
tu za ludzi odpowiadam, proszę pani. Dwa grosze reszty, proszę.
Hipopotam zignorował dwa grosze i
oddalił się, fucząc z oburzenia, a przed konduktorem pojawił się chwiejnie facet,
zionący procentami i wygnieciony do granic możliwości. Twarz brudna i
zarośnięta, ciuchy poplamione, włos zmierzwiony. Towarzyszyła mu niestety woń
straszliwa, która wymiotła pozostałą część podróżnych o kilka metrów.
Konduktora też jakby cofnęło, ale mężnie skierował nozdrza w stronę okna.
- Dokąd?- Panie kierowniku – chrapliwie zagaił wymięty, opierając się o przesuwające się drzwi – pan się zlituje i kredytowy do domu wypisze, panie kierowniku.
- Dokąd? Dokument ma?
Wymięty sięgnął do przeraźliwie brudnego plecaka, niemalże przewracając się przy tym odważnym ruchu.
- Mam, no kurwa, dowód mam, panie kierowniku. Do domu pan wypisze, prosiłbym.
- Miasto jak w dowodzie? Pan tam do korytarza przejdzie, tu dzieci są, zawołam pana.
- Panie kierowniku, dziękuję, no, kurwa – facet nadal chwiał się w drzwiach – okradli mnie, ledwo przyjechałem, bach, ledwo z Hiszpanii – niewyraźnie snuł wątek, rozsiewając zapach, którego nie powstydziłby się stuletni kanał ściekowy. – Myślałem, że tu chłodniej, a tu bach, kurwa, gorąco.
- Do korytarza proszę wyjść.
- Okradli mnie, panie kierowniku, ledwo przyjechałem, bach, kurwa, wszystkie pieniądze ukradli, złodzieje, a myślałem, że tu uczciwi…
- DO KORYTARZA PROSZĘ – konduktor podniósł głos. – To jacyś uczciwi złodzieje, forsę zabrali, a dowód zostawili.
- A, panie kierowniku, bo to nasi, kurwa, polscy złodzieje – bełkotał smrodliwy pasażer, grzecznie przesuwając się w głąb korytarza.
- Zawołam pana, jak wypiszę bilet. Proszę stanąć tam, dalej. JESZCZE DALEJ. Za oknem. Teraz muszę odjazd zrobić. Trzeba tu jakieś uczciwe powietrze wpuścić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz