Jednakowo zmoknięci, ukrywali się
pod wiatą przystanku tramwajowego na skrzyżowaniu Podwala i Świdnickiej, bo
sierpniowa mżawka zamiast przelecieć nad city i udać się het, postanowiła na
dobre zakotwiczyć nad Wrocławiem i rozwinąć się w irytująco siąpiący deszcz. Podobnie
przygarbieni, zapewne ze względu na podeszły wiek, ale różniący się strojem i aparycją
jak Madonna i Patti Smith, wbiegli do tramwaju i zgodnie zajęli miejsca,
podejmując przerwaną na moment rozmowę.
Łączyło ich przecudowne „l”,
zmiękczone śpiewnie, jak niegdyś np. u Holoubka.
Dzielił stosunek do wyglądu
zewnętrznego. Wyższy usiadł przy oknie i bębnił palcami po szybie, wystukując
jakiś rytm, z krzaczastymi siwymi brwiami, rozczochraną resztką bujnej przed
półwieczem fryzury, w koszuli z podwiniętymi rękawami i w wygniecionych spodniach
oraz przydeptanych sandałach. Ten nieco niższy, ze śladami walki z nadwagą,
idealnie odprasowany, w kremowych mokasynach, w krótko przyciętej brązowej peruce,
mocno kontrastującej z białymi bokobrodami, które nikczemnie wystawiały właścicielowi
świadectwo wieku i męskiej próżności.
- A ty się gdzieś wybierasz? Czy
wróciłeś? Jakie masz plany? – Serii pytań towarzyszyło odruchowe wygładzenie
nieistniejącej fałdki na nogawce.
- Jeszcze nigdzie nie byłem,
wiesz. Ale chciałem się wybrać do Warszawy. Ty, zdaje się, tam jeździsz? –
Krzaczaste brwi wsiadły do windy i wjechały na górę czoła.
- Jak jest premiera, to tak, nie
omijam. Kiedyś też utrzymywałeś kontakt.
- Teraz już nie. Sam nie wiem. A
J…ski jeszcze żyje?
- I to jak, przecież on ma
dopiero 76 lat!
- Dopiero?
- Dopiero!
Obaj ryknęli śmiechem i otarli
łzę.
- I dopiero teraz się żyje. A on
żyje, pracuje…
- Jak to pracuje? A nie jest na
emeryturze?
- Jest, ma zlecenie na
konsultanta do spraw baletu, pracuje, żyje…
- Dalej w tym służbowym
mieszkaniu, z tą swoją?
- Nie, ona już dawno wyprowadziła
się do Trójmiasta, kupiła mieszkanie w kamienicy i tam ma swoje lata już, 83 skończyła, wyobraź sobie i
fortepianu podobno jeszcze uczy.
- A N..icka? Masz z nią kontakt?
- Sam kiedyś miałeś.
- Ja co twoich kontaktów nie
wypominam, zauważ, tylko grzecznie pytam o starych znajomych.
- No, jakby N..icka usłyszała, że
mówisz o niej per stara, oj miałbyś za swoje!
- Czyli żyje?
- Żyje, ciągle jeździ do Paryża,
tam ma jakiegoś przyjaciela.
- Mój Boże, toż już w latach
sześćdziesiątych miała tam przyjaciela, to ten sam?
- A wiesz, że chyba tak. Bywa tu
tylko raz, dwa razy w roku, jak jest w operze premiera, jak ją z kwiatami
zaproszą.
- A ty masz plany jakieś?
- Waham się. Nie wiem czy
Zanzibar, czy Kuba, czy Dominikana, namawiają mnie, wiesz.
- Ależ co ty mówisz, Afryka teraz
taka niebezpieczna. Zawsze byłeś lekkomyślny. Umrzeć tam chcesz?
- Nie, dopiero teraz się żyje.
- Ano tak, racja, ty masz z
czego. Nadal wynajmujesz?
- A nadal, teraz jedno Francuzom
z tej firmy takiej, no, wyleciała mi nazwa... A co, miałem jak ty, liczyć do końca
życia na służbowe pokoje, że mnie nie wywalą?
- Mnie nie wywalili.
- Bo nie mogą, ale jak zmienią
prawo, to wywalą.
- Nie dożyję, tak ich zrobię na
szaro. Ale masz rację, oczywiście, mogłem inwestować. Lokale kupować,
inwestować, wynajmować…
- Wszystko przepuściłeś, kasyna,
balety, a mówiłem, niestałyś, przehulasz, pożałujesz.
- Ale ja nie żałuję – brwi niczym
ruchoma dżungla opadły nad roześmianymi oczami. – I nadal żyję, nie umarłem.
- No tak, pewnie. I żonę jeszcze
masz, jak cię znam, to kochankę też. A co dzieciom zostawisz?
- Nic, same się dorobią. A ty?
- Zapomniałeś, że ja nie mam dzieci,
tylko siostrzeńców. Ale jeszcze poczekają!
Roześmiali się znowu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz