sobota, 16 sierpnia 2014

odc.79.: JESZCZE LEPIEJ


Ulewny deszcz i grzmiąca wściekle burza, malowniczo rzucająca piorunami, wspólnie i w porozumieniu rozgoniły tłum ludzi z placu Gołębiego przy wrocławskim Rynku, kiedy akurat chcieli zobaczyć paradę starych, zabytkowych samochodów. Auta wjeżdżały kolejno, jedno za drugim, dymiąc dumnie z rur wydechowych, ludzie przesuwali się w tam i z powrotem, pstrykając miliony fotek, niespecjalnie i niechętnie stosując się do wskazówek osób nadzorujących imprezę („proszę się odsunąć… dalej… jeszcze dalej… bo tu będzie stało auto, nie pan… PANI TEŻ SIĘ PRZESUNIE…”), po czym lunęło jak z cebra, zanim wszystkie eksponaty zaparkowały na swoich miejscach. Szczęśliwcy posiadający parasole i kurtki przeciwdeszczowe oraz kalosze, nie zostali zmuszeni do ukrycia się przed ulewą w okolicznych bramach, ogródkach restauracyjnych i w kawiarniach, ale mogli spokojnie zostać na miejscu, w lekko duszących oparach paliwa. Z przyjemnością i zazdrością oglądali archaiczne pojazdy, wśród których królowały wiekowe egzemplarze, np. amerykańskiego Mustanga, polskiej Warszawy i niemieckich Volkswagenów, piękne, lśniące, imponujące, pochodzące z zamierzchłych czasów, gdy ludzka ręka nie drżała przed śmiałym projektem i design przewidywał przestrzeń wewnątrz auta nieco większą niż dla mrówki lub trzech.
Przemoknięci nagłym oberwaniem chmury spacerowicze pochowali się w pobliżu, licząc na zakończenie lub chociaż przerwę w występach pokazowych burzowej aury. W ogródkach większości knajp na wrocławskim Rynku zajęto nie tylko wszystkie stoliki i krzesła, pod wielkimi parasolami i markizami, ale i wszelką przestrzeń między nimi. Rodziny z dziećmi, emeryci, studenci, biznesmeni, fani motoryzacji i przypadkowi przechodnie, przedstawiciele wszystkich warstw społecznych zjednoczyli się w chęci uniknięcia utopienia i w poszukiwaniu wolnego miejsca na przeczekanie ulewy.
W legendarnej kawiarni – cukierni Witaminka wszystkie stoliki na zewnątrz były zajęte, zaś wewnątrz ustawiła się kolejka dłuższa niż zwykle.
- W środku masakra – poinformował łysawy okularnik, strząsając wodę z parasola. – Wszystko zajęte i kolejka do kibla. A tu jak?
- No, jeszcze lepiej – rzuciła blondynka w czerwonej bluzce, która zapewne żałowała, że tego dnia nie założyła sztormiaka, tylko japonki. – Elka idzie. Ty, tamci wstają, lecimy!
Rzeczywiście, jeden ze stolików na zewnątrz opustoszał, mimo że deszcz nadal konsekwentnie kontynuował działalność. Okularnik i blondynka usiedli i natychmiast dołączyli do nich mokrusieńka, bardzo drobna dziewczyna z bardzo wysokim kolegą.
- Macie miejsca, jak dobrze! Zmokłam, kurde, no! To jest Jacek, a to wszyscy.
- Cześć, siadaj Elka, masakra, ale leje!
- Trzeba coś zamówić – okularnik wstał i zaczął przecierać szkła – to ja idę, ciasto wezmę, chcecie coś?
- Sernik. I herbatę.
- Hm, może kawę? Ciasto sam wybierz, tylko że ja się odchudzam, nie. A mają colę?
- Nie wiem, pewnie tak.
- O, jeszcze lepiej, to ja też.
- No, co tam u was?
- Nareszcie wynajęliśmy mieszkanie.
- A nie mieliście mieszkania?
- Nie, tylko pokój, a teraz sami będziemy.
- O, to jeszcze lepiej. I co, spoko jest?
- Taaa, tylko dużo sprzątania. Jakieś brudasy tam mieszkały. Całą noc czyściłam piekarnik, a Jacek mikrofalówkę.
- A co, sosy na ściankach, takie sprawy, co?
- Nie – odezwał się wreszcie wysoki Jacek, tonem grobowym. – Ktoś tam chyba kilka razy usiłował ugotować jajko.
- O, jeszcze lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz