poniedziałek, 25 sierpnia 2014

odc.84.: MIĘDZY LUDZI


Na ławce na placu Solnym, z malowniczym widokiem na Rynek, obserwując przechadzających się ludzi, siedzą dwie damy, prawdopodobnie urodzone na początku poprzedniego stulecia, ale wszak damom nie będziemy wypominać wieku, prawdaż. Obie wyglądają jak barwne motyle na szarej łące, tak inne od lansu prezentowanego zazwyczaj przez emerycki szyk i styl.  Ta szczupła rozgląda się mrużąc oczy, w przepięknym kapeluszu, butach na lekkim obcasie i sukience, z ramionami okrytymi zwiewnym szalem, możliwe że nawet zbyt lekkim, zważywszy pogodę dość rześką (jak na koniec sierpnia). Swobodnie ćmi papieroska w długiej szklanej lufce, noga na nogę. Druga w szacie obszernej, skrywającej obfite kształty, kolorowej, kojarzącej się z artystyczną bohemą, w wygodnych butach, ze stylową laską w dłoni, w wielkich ciemnych okularach. Uczesane, zadbane, pachnące perfumami, aż miejscami nierzeczywiste, a jednak są, siedzą i zwyczajnie sobie gawędzą.
- Radzę sobie, zupełnie sama sobie ze wszystkim radzę. Gotuję, piorę, zapisuję, żeby nie zapomnieć, jak radziłaś.
- To dobrze – dym z papierosa ulatuje w górę jak balonik. – Nie można ciągle liczyć na innych, bo odchodzą, wyjeżdżają, wiesz sama dobrze, jak to jest z innymi ludźmi, moja droga.
- Masz rację. Czasem syn wpadnie, przywozi ciężkie zakupy, ale ostatnio jak był, to mnie nie było i wyobraź sobie, chciał mi zrobić awanturę, bo wniósł torby na piąte piętro, zamiast najpierw zadzwonić.
- Przecież on jest po drugim zawale, lepiej było zadzwonić. Tyle pięter.
- I tak mu właśnie powiedziałam, Heniu, nie krzycz, bo znowu serce naruszysz. No, szkoda zdrowia, synku. Chciał mi prawnuczkę przywieźć, ale kazałam na niedzielę lepiej, bo przecież jestem zajęta i dziś, i jutro.
- Słusznie. Mnie też chcieli, dwóch prawnuków, wyobrażasz to sobie? Odmówiłam, może za tydzień albo w parku w sobotę, jutro wykluczone, a przecież ja muszę na spotkanie iść, z tym pisarzem, w bibliotece. I proszę cię, ty nie zapomnij, kolację mamy pojutrze.
-  Oczywiście, mam zanotowane, moja droga. Moja kotka nie znosi dzieci.
- Doskonale ją rozumiem. A dlaczego Henio krzyczał? Nie mógł tych zakupów u sąsiadów zostawić? Przecież się znacie, tyle lat już.
- Myślał, że ja ciągle będę w domu. Z tą nogą po operacji. A ja mu tłumaczyłam, kochanie, ja muszę wychodzić, bo oszaleję i umrę. Muszę iść między ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz