sobota, 30 sierpnia 2014

odc.86.: ZACZNIE SIĘ JAZDA



W sklepie zwanym papierniczym w domu handlowym ASTRA każdy czegoś szuka, jak to zwykle bywa w końcówce sierpnia. Rodzice, dzierżący w dłoniach listy zakupów i wytycznych od nauczycieli, usiłują odnaleźć stosowne zeszyty (jak to, nie gadaj, przecież ona lubi wszystko z Hello Kitty, co ty mi tu mówisz, te monstery są obrzydliwe, poważnie nasza córka chce jakieś zombie?), pisaki, piórniki (ale tatoooo z zeszłym roku miałam brzydki piórnik, teraz chcę ten, ale tatoooo), piłki pingpongowe (nie martw się, nie połknie, to do zabawy w przedszkolu, nie wiem do jakiej zabawy konkretnie, KUP TO I WYCHODZIMY) i plastelinę. Dzieci testują wytrzymałość zabawek i sprzedawców oraz elementów wystroju wnętrz (pani powie synkowi, żeby nie stukał tym o podłogę, to kosz na śmieci, a nie młot pneumatyczny), podrostki wykłócają się z rodzicami (nie mogę mieć tego plecaka, tato, sam se to kup, ja chcę tamten, wszyscy się będą śmiali, tatoooo).
Chaos, hałas, szał ciał i uprzęży, apokaliptyczne nastroje, właściwie brakuje tylko Wagnera w tle do kompletu i wzmocnienia efektu.
- Moja malutka wnusia już idzie do zerówki – rozczuliła się starsza pani o aparycji spaniela, zwracając się do stojącego za nią w kolejce młodego faceta, który mruknął coś z uprzejmym uśmiechem.
- Nasz syn też – ożywił się markotny dotąd pan w szarym swetrze. Jego żona, wyższa o pół głowy, niechcący pacnęła go papierem kolorowym w ucho.
- Ależ żuczku, to było w zeszłym roku, jak zwykle nie nadążasz. Juruś idzie już do pierwszej klasy – oznajmiła tonem pełnym dumy.
- No, to teraz zacznie się jazda – westchnął młody facet. – Co roku to samo. Nie ten piórnik, nie ten plecak, złe zeszyty.
- O, racja – wtrąciła postawna dama z ryzą papieru pod pachą i obróciła się tak, że zrzuciła naklejki ze stojaka, co wywołało nieżyczliwe spojrzenie sprzedawczyni. – O, przepraszam, zaraz pozbieram. Moja córeczka w zeszłym roku miała dwa komplety podręczników. Dwa, takie wydatki, no nie do pojęcia!
- Jak to dwa?
- Jeden ze spisu sprzed wakacji, a drugi kupiliśmy we wrześniu, bo zmieniły się wytyczne.
- Co pani powie?
- U nas na zebraniu nauczycieli podobno dyrektorka krzyczała, że u niej, proszę państwa, to tak nie będzie. Żuczku, czy to jest to, o czym mówił Juruś? – Żona szarego swetra sięgnęła na najwyższą półkę i wydłubała stamtąd bibułę kolorową. Machnęła nią mężowi przed nosem, ale ten wzruszył tylko ramionami z rezygnacją. 
- W jakiej to szkole? – Zainteresowała się staruszka przypominająca spaniela.
- No, tej tutaj. Ja nie będę plotek powtarzać. I ta od muzyki się popłakała, bo czuła się winna.
- Nie, no to jakaś paranoja – mruknął młody facet.
- Gdzie pan dostał to pióro? – Zaciekawiła się dama z ryzą, wskazując na kieszeń koszuli młodego faceta, z której wystawała końcówka ładnego pióra.
- Od dziadka, wieki temu dostałem.
- Teraz takich nie robią, porządna robota – westchnął szary sweter. – Latami można używać, a teraz co?
- Teraz co roku trzeba nowe kupować. Zacznie się jazda. Albo kilka razy w roku, moja córka ciągle coś rozwala – dodał młody facet z goryczą w głosie. - Bez trzymanki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz