wtorek, 16 września 2014

odc.94.: APOKALIPSA BYŁA WCZORAJ


Pojazd rodem z poprzedniego tysiąclecia, rozklekotany do granic możliwości, niezamierzenie przewiewny przez potworną nieszczelność, mknął hałaśliwie przez Wrocław, telepiąc nielicznymi pasażerami i atmosferą wewnątrz. Archaiczne wagony starej „17” sunęły dostojnie po szynach, przecinając miasto na pół w linii niemal prostej od Arkad do ulicy Karkonoskiej. W porównaniu z nowymi tramwajami, ten wyglądał jak na siłę wyjęty z zasobów muzeum transportu miejskiego, ale w środku zamiast pajęczyn w oknach i zmurszałych siedzeń, zamontowano kamerki monitoringu, a także zupełnie zwyczajne siedzenia i nowoczesny, choć chwilowo uszkodzony biletomat (podstępnie nie przyjmujący gotówki, co nadal wprawia obcokrajowców w niemy stupor i zadumę).
Dwóch matuzalemowych z wyglądu dżentelmenów, pasujących wiekiem do wagonu siedemnastki, odzianych mimo gorącej, dusznawej pogody w marynarki, koszule, wyprasowane na kant spodnie, muszki (tak!) i lśniące, wypastowane buty, przekrzykiwało huk tramwaju i własne niedobory słuchu, a ich dyskusja była tak bogata w wątki, że można podziwiać ich erudycję i ubolewać nad brakiem stosownego oczytania wśród mimowolnych słuchaczy, którzy (gdyby się skoncentrowali na czymś innym niż ekrany smartfonów) mogliby naprawdę sporo skorzystać z darmowego wykładu. Panowie używali zdań zawierających podmiot i orzeczenie, co obecnie nie zdarza się tak często. Kolorytu słowom tych panów dodawał akcent, wyraźnie przedwojenny, z charakterystycznym miękkim „l”, jakiego dziś już się często nie spotyka poza seansami „W starym kinie” lub emisjami przedstawień Teatru TV sprzed lat 80. Obaj wyglądali, jakby mieli co najmniej po sto lat albo i więcej. Siedzieli jeden przed drugim, wykrzykując do siebie kolejne zdania i kołysząc się w rytm jazdy.
- Wróciłem ostatnio do Greya. I mam sporo nowych przemyśleń. – Dżentelmen łysy jak kolano, z cerą pamiętającą czasy Mojżesza, westchnął i otarł czoło kraciastą chustką. - Na ten przykład nie chciałbym być w jego skórze.
- Masz na myśli ten pornograficzny bestseller dla pań? – Zdziwił się starszy pan z przyczesanymi białymi pasmami. – Nie spodziewałem się, że gustujesz w takiej literaturze. Ale cóż, z wiekiem gusta się zmieniają.
- Ależ co ty mi tutaj insynuujesz, Gustawie! Oscar Wilde, „Portret Doriana Greya”, świta ci coś, czy już kompletnie straciłeś rozum?
- Ach, o tym mówisz. Tak, znam tę powieść i przyznaję, że nieco mi ulżyło, Henryku.
- Ten obraz… Trudno mi to wyrzucić z myśli. Niezwykle sugestywne opisy. Gdy teraz sam doświadczam starości, odczuwam to jeszcze mocniej.
- Zawsze byłeś wrażliwy na literaturę piękną, podziwiałem to w tobie.
- A ty nie borykasz się codziennie z kłopotami, Gustawie? Nie chciałbyś być wiecznie młody?
- Kiedyś tak myślałem, przyznaję. Nie wypieram się też marzeń o życiu wiecznym. Ale wiesz, odkąd porzuciłem nauczanie, zacząłem bardziej interesować się tym, co teraz dzieje się na świecie i niestety doszedłem do bardzo smutnych wniosków.
- Niestety, marzenia o życiu wiecznym mogą być przerażające. Wczoraj, gdy oglądałem informacje w telewizji, wydawało mi się, że Apokalipsa nastąpiła już dawno temu, a teraz musimy sobie radzić i czekać aż Bóg się nad nami zlituje.
- Apokalipsa była wczoraj, cóż to za niezwykła myśl, Henryku. Smutna myśl.
- Zastanów się nad tym, Gustawie: kiedyś ludzkość poszukiwała leków na choroby, a tymczasem okazuje się, że bogate kraje mają je od dawna, ale rezerwują dla siebie, nazywając to fazą eksperymentalną, zamiast ratować ludzkie życie. Idąc dalej, zauważ że w przeszłości wysyłaliśmy rakiety w kosmos, z nadzieją na napotkanie innych cywilizacji, zaś teraz rakiety niosą Wszechświatowi wyłącznie kolejne śmieci, bomby i elementy szpiegujące.
- Nie warto żyć wiecznie, masz rację. Pamiętasz powojenną młodzież, jak słuchali wykładów? Jak fascynowali się ci młodzi ludzie teoriami wielkiej matematyki, astrofizyki, biologii? Teraz tylko łomot i wulgarne reakcje. Niekiedy wydaje mi się, że gdzieś już kiedyś czytałem o tym, co jest teraz, w teoriach wielkich matematyków, którzy przewidzieli dzisiejsze wojny walutowe.
- Tak, na przykład tę między Chinami a USA. To niezwykłe, że o tym wspominasz, Gustawie, bo sam niedawno o tym rozmyślałem. Powtarzalność i przewidywalność tych procesów nie daje mi spokoju.
- Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Putin przeprowadza testy, jak w laboratorium. Sprawdza, odmierza kolejne dawki, próbuje i niedługo będzie już wiedział, na co może sobie pozwolić.
- Rosjanie mają w genotypie takie postępowanie, tę zaborczość i pychę. Na szczęście jestem już za stary, żeby znowu bać się tamtej strony.
- Ludzie boją się tego, co jest daleko, zamiast dostrzec zagrożenie tuż obok. Henryku, a czy pamiętasz tę primadonnę sceny warszawskiej i łódzkiej?
- Tę z opery?
- Tak, miała głos jak anioł. Tyle lat śpiewała arie, a w zeszłym miesiącu zmarła na raka gardła.
- Żyjmy jeszcze, Gustawie. Nie wiadomo ile mamy czasu. Jadę zobaczyć się z prawnukami, dostałem zaproszenie na obiad na ich działce.
- To wspaniale, wypocznij i nie dręcz się już myślami. A ja wysiadam zaraz tutaj, przy radiu, idę odwiedzić dawnego studenta. Wypijemy kawę, a musisz wiedzieć, że on robi wyśmienitą, z kropelką szkockiej.
- Wypij za nasze zdrowie, Gustawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz