czwartek, 6 listopada 2014

odc.106.: JAK NA ŚLUB


Mimo oczywistego zagęszczenia, jakie nieoczekiwanie nastąpiło w teoretycznie 8-osobowej windzie w 10-piętrowym budynku, nad głowami ludzi, upchniętych ciasno jak sardynki w radzieckiej puszce, potoczyła się swobodna pogawędka dwóch młodych ludzi.
Nonszalancki dwudniowy zarost, włos podgolony po bokach, z falującą grzywą, hipsterskie szaliczki, spodnie typu zwężane do dołu rurki, kurtki z pierdylionami kieszeni mniejszych i większych, wszystkie te elementy wyglądu dumnie prezentowali obaj rozmówcy. Wciśnięci między starowinkę z mikroskopijnym pieskiem pod pachą, a wielodzietną rodzinkę z wieloma torbami, pakunkami, grzechotkami i niezliczoną ilością szalików, po których deptali wszyscy zgromadzeni, chłopcy swobodnie omawiali trudy i znoje, jakie towarzyszą im w codziennym borykaniu się z miejską rzeczywistością.
- Nie da się.
- Ale co?
- Nie da się jednocześnie pracować i uczyć.
- Nie ma takiej opcji?
- No jak? 10 godzin pracy i 12 godzin nauki?
- To zostają Ci jeszcze dwie na sen, nie, hehe.
- No coś ty, nie da się tak. Powiedziałem starym, trawią teraz.
- No. Rzeczywiście przejebane. U moich to nie przejdzie.
- Acha. Może się uda, bo nie ma opcji, nie.
- No.
- A słyszałeś, co Kaśka u mnie wywija ostatnio?
- No, coś tam słyszałem, nie. Hehe.
- Taka sytuacja, ja siedzę normalnie w dresie, nie, a ona jak na ślub.
- I tak bez imprezy?
- No bez, tak po prostu. I codziennie, nie. Fryzura, paznokcie, wszystko, nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz