Nieopodal dworca PKS na
przystanek pełen ludzi podjechał autobus, na którego wyświetlaczu nie było
widać absolutnie nic. Za przednią szybą obok kierowcy tkwiła mocno pognieciona
kartka z wydrukowanym numerem linii autobusowej i nazwą przystanku końcowego, niestety było to
możliwe do zauważenia dopiero po dłuższej obserwacji pojazdu z zewnątrz.
Większość
pasażerów najpierw zapakowała się do środka, a następnie dociekała, mniej lub
bardziej uprzejmie zapytując kierowcę oraz ludzi siedzących już wewnątrz, cóż to za
autobus i dokąd zmierza.
Autobus najwyraźniej zmierzał w
stronę pętli zwanej Krzyki, dzielnie brnąc ulicą Borowską. Na jednym z
kolejnych przystanków pierwszymi drzwiami wsiadły dwie kobiety, owinięte
szczelnie garderobą w kolorach ziemistych. Jedna w czapce z reniferem, druga w
szarym berecie.
- Co to za autobus? Nic tu u pana
nie widać! – Ryknęła ta z reniferem, pełną piersią, najwyraźniej zwracając się
do kierowcy. Ten nic nie odpowiedział.
- Tu ma pani kartkę – facet siedzący
w pobliżu pokazał jej, gdzie konkretnie ją ma. – I tam pisze przecież.
- Nie widać, tam nic! Co to za byle jaki
autobus! Byle jak nas traktuje to miasto – burknęła druga, poprawiając beret
zjeżdżający jej na czoło. – I jeszcze każą płacić za takie byle jakie
jeżdżenie.
- A to jeździ w ogóle?!
Autobus ruszył z lekkim zrywem, a
damy zderzyły się obfitymi frontami, po czym złapały się poręczy i rzucając
gniewne spojrzenia, kolebały się w rytmie zgodnym z resztą zawartości pojazdu.
- Patrz, tu też gówno widać –
Kobieta w berecie zwróciła uwagę na milczący wyświetlacz wewnątrz autobusu.
Najwyraźniej w pojeździe siadła część elektroniki.
- Taa, pojazd widmo, kur… -
Burcząc coś do siebie, kobieta z reniferem na skroniach bezskutecznie usiłowała wsunąć bilet do kasownika,
wygładzając mały kawałek papieru, próbując z obu stron, wreszcie zrezygnowała.
- Taaa i to też nie działa. I ja mam płacić karę, jak NIE DZIAŁA?! – Ryknęła do kierowcy. – A JAK PRZYJDĄ
KANARY I KAŻĄ PŁACIĆ, TO CO??
Pojazd majestatycznie zwolnił i
zatrzymał się na światłach. Kierowca odwrócił się do pasażerki i zmierzył ją
wzrokiem, wyrażającym rozmaite odczucia, których z racji przebywania w pracy nie mógł zwerbalizować.
- Skoro kasownik dzisiaj nie
działa, to żadnej kary pani nie dostanie. Nie ma strachu. – Odpowiedział ze
złością, najwyraźniej na granicy wybuchu, a na koniec dodał - przejazd gratis, peroszsz.
Kobieta z reniferem zamiast
aureoli zbaraniała na moment.
- Yyy. Dziękuję.
Koleżanka pociągnęła ją za rękaw.
- Chodź, tam jest miejsce. Nie
denerwuj się tak, coś źle wyglądasz. – Usiadły zaraz za kierowcą.
- Taaa, bo chyba choroba mnie
bierze. – Zdjęła czapkę z reniferem i westchnęła. – Głowa, gardło, wiesz.
- To powinnaś robić tak jak ja.
Codziennie rano i wieczorem piję herbatę z prądem.
- Z prądem? Nie rozumiem.
- No wiesz, z wódką.
- Przed pracą? Nie mogę tak, coś
ty.
- E tam, co to jest 25 ml, a
nawet i pięćdziesiątka, na cały kubek herbaty. A zdrowie mam i się trzymam – na
potwierdzenie swych słów klepnęła się w klatę, aż zadudniło i beret znowu się
zsunął.
- Coś ty, nie mogłabym tak, przed
pracą.
- Przecież się nie upijesz, to
jak lekarstwo.
- Nooo taaa, ale ty robisz na komputerze, to
sobie tak możesz, a ja robię na maszynach, odpowiadam za to, nie, to nie mogę.
Rano nie mogę, ale wieczorem się napiję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz