Stylowo zamglony o poranku plac Nadodrze oferował przenikliwy listopadowy ziąb, wilgotnawe powiewy jesienne i fruwające w rytmie wiatru śmieci z resztkami mokrych
liści, frywolnie wirujące to tu, to tam. Grupki przechodniów i pasażerów
przemykały pospiesznie przez plac, lawirując między tramwajami i autobusami, poszukując
właściwej linii, a przede wszystkim unikając kontaktu wzrokowego z kimkolwiek i zmarznięcia gdziekolwiek.
Na przystanku w pobliżu nasypu
kolejowego stało kilku młodych ludzi, między innymi śniady chłopak w arafatce
na szyi, ze smartfonem w dłoni. Z jego telefonu rozlegała się bollywoodzka melodia,
do której leniwie bujało się zgromadzone towarzystwo.
Pod wiatę wtarabaniła się para
starszych ludzi, poruszających się krokiem zawianej kaczki na statku podczas
sztormu. Chybotliwy sposób przemieszczania się wynikał częściowo z
zaawansowanego wieku, a trochę też z efektów ubocznych spożycia napojów
wysokoprocentowych. Pan i pani trzymali się siebie kurczowo pod ręce, tocząc
przy okazji głośną pogawędkę.
- Ttty masz ślipia lepsze, ttak –
zachrypiał mężczyzna nieco bełkotliwie – to pppowiedz, co tam ttteraz jedzie.
NNo, zzzobacz. Nnno, nnna tablicy. Świeci się, tttam.
Kobieta spojrzała lekko
nieprzytomnie we wskazanym kierunku.
- Siódemka. Albbbbo ósemka. Albo
nnnnie wwwiem.
- Acha. Ddo nas czy dddo pętli?
- Nnie wiem. Okaże się. Sssiadaj
sssobie nnna ławce. Nnnogę masz chorą, ssiadaj, nno..
- Nnnie chcę – zaprotestował mężczyzna.
– Ttam narzygane, zobbbacz.
Kobieta wyjrzała zza towarzysza i
ze smutkiem potwierdziła.
- Kkktoś nie zdążył. Zdarza ssię.
- Ppoza tym, jja nnnie siadam na
zimnym. Ławka nnna pewno zimna. Mój pies ttak siadał.
- Ten, cco zdechł?
- Nno. Sssiadał na zimnym, jak to
ppies. I ppprzeziębił się, na pppłuca pppposzło.
Oboje zasmucili się na chwilę i
zamyślili, ale zaraz ich uwagę przyciągnęła orientalna muzyka, dobiegająca z
telefonu śniadego chłopaka.
- Lla lla laaaa – usiłował zanucić
mężczyzna – lla laaa.
- Cicho bbądź. Pppatrz, ksiądz
iddzie.
Rzeczywiście, minął ich
franciszkanin w charakterystycznym habicie.
- A kkto go ttam wie, czy to ksiądz.
Mmmoże się przebrał. Niech nam żyyyyje, nnniech nam wzraaasta, ten nasz ksiądz
pederaaastaaaa – zaśpiewał głośno starszy mężczyzna, starając się trafić w bollywoodzki
styl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz