wtorek, 13 stycznia 2015

odc.120.: KURCZĘ BLADE


W osiedlowym salonie fryzjerskim (niepozornym na pierwszy rzut oka, bo wtopionym między sklep spożywczy i punkt oferujący kasy fiskalne), szalenie popularnym w okolicy, codziennie prężnie działa wielogłosowy chór damski. Obsada zmienia się tam każdego dnia, rotacyjnie, według harmonogramu, a cały skład klientek wytrwale trenuje konwersowanie synchroniczne. Objawia się to prowadzeniem rozmów wielowątkowych, z kilkoma osobami jednocześnie, odpowiadaniem na pytania bez szczególnego przywiązania do konkretnej kolejności, za to z wieloma dygresjami, opisem skojarzeń, odczuć oraz przemyśleń własnych i cudzych, zasłyszanych od bliższych lub dalszych znajomych, a czasem i nieznajomych. Właściwie wszystko jedno… Zupełnie obce sobie lub znające się tylko z widzenia przedstawicielki płci pięknej, po przekroczeniu progu salonu fryzjerskiego, porzucają opory w dzieleniu się najskrytszymi sekretami i rywalizują w arcytrudnej dyscyplinie, jaką jest mówienie o obawach, lękach, marzeniach i wymianie plotek, chociaż oczywiście żadna z nich za skarby świata nie przyznałaby się do obmawiania bliźnich. Takie miejsca działają kojąco i zapewniają poczucie bezpieczeństwa, niemalże jak azyl dla uchodźcy, gdy oprócz zabiegów upiększających ciało, np. w postaci maseczki pielęgnującej, nowej fryzury i kunsztownego manicure można choć na moment uzdrowić zmęczoną duszę, zrzucając nadmiar słów z głowy. A tego właśnie potrzebuje prawdziwa kobieta - a kto wie, czy nie bardziej niż wspomnianego manicure - odrobiny luzu w głowie, by nowe myśli, frazy i słowa miały gdzie powstawać. Inaczej wybuchnie, jak wulkan na Islandii.
Pewnego styczniowego, wyjątkowo ciepłego (plus 11!) i słonecznego dnia, okazało się, że kondycja włosów jednej z klientek budzi spore zastrzeżenia, a nawet obawy.
- Suche są, wie pani, kurczę. Widzę tu tendencję do wypadania i bardzo suche, to ja tu pani coś chyba zastosuję, kurczę – fryzjerka o posturze 9-latki, w służbowym fioletowym fartuszku troskliwie przyglądała się włosom klientki, oglądając wątłe końcówki pod światło. – A jak się pani odżywia? Może, kurczę blade, jakieś witaminy?
Kobieta siedząca przed lustrem spojrzała na fryzjerkę ze strachem, jakby ta informowała co najmniej o zbliżającej się zagładzie cywilizacji.
- Witaminy? No, też. No, normalnie – odparła nieco płaczliwie – odżywiam się. Sery jem. I jajka. I owoce, marchewki też jem. I mięso jem.
- Te tutaj, co się kupuje, a co by daleko szukać, tu obok, o, to sztuczne – rzuciła lekceważąco starsza pani, siedząca na kanapie przy oknie, ze sreberkami folii aluminiowej na głowie, skrywającymi dojrzewającą farbę. – Trucizny i antybiotyki, mówię pani.
- I dlatego ma pani suche takie, kurczę, truje się pani. Ja to tylko wiejskie biorę, od teściowej mojej siostry – pouczająco dodała fryzjerka. W tym momencie drzwi do zakładu otworzyły się i do środka energicznie wkroczyła kobieta obwieszona torbami i pakunkami. Fryzjerka obejrzała się i spytała ze zdziwieniem – Zuźka, a co ty taka zgrzana, goni cię ktoś?
- Dobiją mnie te wyprzedaże! – Zakrzyknęła nowo przybyła dość dramatycznie i osunęła się na kanapę obok starszej pani z farbą.
Fryzjerka odłożyła na chwilę nożyczki i odsunęła kotarę oddzielającą część socjalną saloniku od oficjalnej. – Jadziaaa, kurczę, zrób kawę dla Zuźki, bo padła nam tutaj!
Z zaplecza rozległo się pytające mamrotanie.
- Z mlekiem. Mnie też zrób, ciśnienie dzisiaj takie, że zasypiam na stojąco. I dla klientek zrób, kurczę.
- Dzięki, kochana jesteś. Mąż zwariuje, jak mu to pokażę, kartę mi zabierze albo co. Chyba zostawię coś u ciebie, bo mu ciśnienie skoczy.
- Stać go, to niech wie, że żona tanio kupuje. Tylko to ciśnienie, kurczę.
- Ma za wysokie, ale nie bierze leków, bo mówi, że na życie nie ma lekarstwa.
- Doskonale go rozumiem! Ech też z nerw wyszłam, jak mnie dzisiaj rano ciśnienie sąsiadka podniosła – Jadzia wyjrzała z zaplecza – wymądrzała się znowu, znaczy się. Całe Psie Pole ją słyszało, wredny babsztyl!
- To ty, kurczę, kawy nie potrzebujesz?
- A, napiję się, bo potem o trzynastej robię klientce masaż, to muszę mieć energię. Ale wiesz, wkurzyłam się, bo baba mi mówi, jak mam dziecko wychowywać.
- Takie to, wie pani, najgorsze – staruszka ze sreberkami pokręciła głową – człowiek chce, czy nie chce, z butami wejdą w życie.
- Niech se poradnik napisze, to kurczę, chociaż zarobi.
- O, to dobre.
- Zuźka, tylko na paznokcie dzisiaj poczekasz, bo Kaśka się spóźni.
- Spoko, są korki, pewnie utknęła, co?
- Nie, też poleciała na wyprzedaże. Zwariować z wami można. Mnie tak nie stać na latanie, kurczę, po sklepach, ja tu pracuję. - Fryzjerka łypnęła surowo na koleżankę i wróciła do klientki z suchymi włosami.
- Na takie suche, kurczę, to ja tu nałożę odżywkę i pani chwilę z tym posiedzi. A paznokcie jak? Łamią się?
- Łamią – wstydliwie wyznała klientka, która najwyraźniej pragnęła zapaść się pod ziemię ze wstydu. Schowała dłonie pod pelerynę.
- Kaśce powiem i też nałoży odżywkę. Z lnem taką ma, no rewelacja, kurczę.
- U nas i tak jeszcze nie jest tak źle z tym mięsem – oceniła starsza pani.
– To znaczy, kurczę blade, lepiej kupować wiejskie, a nie te sztuczne, co tu pani kupuje. Teściowa siostry ma kury i kaczki, jajka. Te ze sklepu to chemia i bez smaku, kurczę.
- Z żółtym żółtkiem, nie z pomarańczowym?
- No pewnie, kurczę.
- Ale ja…
- Nie ma się pani co tłumaczyć, każdy chce kupić taniej – bezlitośnie przerwała starsza pani kiwając głową ze sreberkami. – Córka mieszka pod Berlinem, za pracą pojechali, wie pani. I teraz mi płacze, mamo, po co myśmy tu przyjechali.
- Tak drogo, kurczę?
- Drogo, oczywiście, no to chodzą do tych tanich sklepów, jak to u nas ludzie robią, te wszystkie teska, aldi, te niemieckie, wie pani. I jej córeczka, dwa latka, a od tych chemicznych świństw piersi jej rosną! Lekarz im powiedział, że to od tego, bo kupują niezdrowe jedzenie, toż to chemia sama. Chcieli tanie kupować, to teraz mają, wie pani, same kłopoty.
- Tak, kurczę, słyszałam o tym. Córka mojej kuzynki, mieszkają na Nowym Dworze, kurczę, ma 10 lat i już okres dostała. Ja myślę, że to przez te kurczaki, kurczę blade. I te marchewki, wszystkie są równe. Takie same, kurczę.
- Tam już się ludzie uczą, że jak kupują tanio, to jakość gorsza. A u nas myślą, że tanio to jakaś super hiper okazja i się potem dziwią, że chorują.
- Zuźka, nie każdego stać na delikatesy, kurczę blade.
- Jakbym miała teściową na wsi, to nie kupowałabym w delikatesach, jeszcze nie zwariowałam!
- A wie pani, z tymi marchewkami, to czytałam taki artykuł ostatnio, że je tak projektują, bo te nierówne się nie podobały.
- Bo kurczę, zapomnieli, jak jedzenie wygląda. Jadzia, co z tą kawą? Ziewam i ziewam, kurczę.
- Zaraz się zagotuje woda, to przyniosę. – Jadzia wyraźnie chciała włączyć się do dyskusji, bo nie schowała się tym razem na zapleczu. - Zapomnieli, masz rację, nawet wczoraj kupowałam w warzywniaku miód, to jakiś facet się dziwił, że kupuję taki z pasieki, scukrzony. Że on takiego nie kupi, bo to zepsute…
- Pewnie mu ciśnienie skoczyło, jak mojemu mężowi. Byle powód i skacze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz