niedziela, 15 lutego 2015

odc.125.: OSTATNI GROSZ


- Tłumaczę pani. TAK. Ci oszuści, którzy wysyłają te maile, nie wiedzą, że pani ma konto w naszym banku. I nie znają pani ani pani męża. NA PEWNO. Proszę pani, już pani tłumaczyłam – w głosie pracownicy banku dało się wyczuć leciuteńką nutkę zniecierpliwienia, pokrytą fasadą profesjonalnej uprzejmości – oni te maile wysyłają do różnych ludzi, jak popadnie, tam gdzie mają adres… Nie, nie pani domowy adres, mailowy adres…
Mimo, że rozmowa była prowadzona w kącie sali, za przepierzeniem dzielącym niewielkich rozmiarów przestrzeń osiedlowej filii banku na dwie części (jedną z trzema stanowiskami obsługi oraz drugą, służącą zapewne jako zaplecze socjalne dla pracowników lub jako sejf na grubą kasę), i tak wszyscy zgromadzeni słyszeli każde słowo. Pracownica banku usiłowała zachować spokój, klienci w kolejce również. Takich starań nie podejmowała zapewne osoba, której kolejny raz tłumaczono, że nie powinna klikać w linki w mailach od nieznanych sobie nadawców i że bank nie próbuje jej oszukać.
- Bardzo dziękujemy pani za to zgłoszenie telefoniczne, od rana mieliśmy już kilka takich telefonów, tak – pracownicy banku wyrwało się krótkie, nieco sarkastycznie zabarwione westchnienie. – Zapewniam panią, że dokładamy wszelkich starań, żeby każda osoba…
Osoba najwyraźniej poczuła się zapewniona, bo zakończyła rozmowę i pracownica banku z ulgą odłożyła słuchawkę, wyszła zza przepierzenia i spojrzała z rezygnacją na kolejkę.
- No dobrze. Zapraszam, kto z państwa następny?
- Ja, teraz ja – dumnie oznajmiła jaskrawo odziana młoda dziewczyna, której poszczególne części garderoby najwyraźniej brały udział w konkursie na najbardziej żarówiaste ubranie roku.
- Acha, proszę usiąść, ja tylko na moment podejdę do kierowniczki – pracownica podreptała jak gejsza, w ograniczającej ruchy nóg za wąskiej spódnicy służbowej do stanowiska obok.
- No co tam? – Mruknęła kierowniczka scenicznym szeptem. – Ja tu teraz mam pana przecież, z tymi nieszczęsnymi ratami. – Siedzący przy jej stanowisku facet z czerwoną twarzą nadął się i przez chwilę wyglądał, jakby miał za moment zagulgotać jak indyk.
- Proszę pani – stwierdził, mimo wszystko bez gulgotania, choć nadal miał barwę buraka – to nie moja wina, ze mnie złodziejsko naciągnęliście na kredyt!
- Spokojnie, proszę pana, przecież widzi pan, że pracujemy nad tym. No, Helcia, co tam masz?
- Dzwonią od rana i tu też trzy osoby już były z tymi mailami, nie.
- Uhm. I co? – Kierowniczka klikała na klawiaturze z zapałem godnym głodnego dzięcioła stukającego w korę drzewa. – Ja tu panu ratę obliczam, bo sama wiesz.
- I każdemu mówimy, że staramy się i że to do centrali, no nie, zgłaszamy.
- Uhm. No i?
- To może zgłosimy?
- Uhm. No, to zgłoś. I tak nic z tym nie zrobią.
- Acha. – Pracownica stała przez chwilę za kierowniczką, po czym wzruszyła ramionami i wróciła do swojego stanowiska.
- Słucham panią.
Żarówiasta się ożywiła i odkleiła oczy od smartfona.
- Bo jak tu byłam ostatnio, to koleżanka mówiła o takim koncie dla VIP-ów.
- Czyja koleżanka?
- Yyy. No, pani koleżanka. I ja bym takie chciała. Takie konto.
- Acha. Jakie ma pani teraz konto?
- Takie normalne. Ale ja nie chcę czekać w kolejkach, a tam są ponoć specjalne warunki.
- Są też specjalne wymagania.
- Chodzi o wpływy na konto?
- Między innymi, ale już to sprawdzamy.
- O, to nie będzie problemów, bo – żarówiasta dumnie podniosła głos i łypnęła okiem na salę, czy wszyscy dobrze słyszą – mamy z mężem tu niedaleko taki super bar, zdrowe jedzenie, te sprawy. Z wpływami nie będzie żadnych problemów. Żadnych – podkreśliła. Zadzwonił jej telefon.
- Bożeeee, zero spokoju – mruknęła, odbierając. – No, co tam? To go tam posadź, kawy zrób, niech poczeka, ja tu mam sprawy. Z wyciskarką? Zobacz, czy przywiózł tę, co zamówiłam, bo Jacek chciał inną i nie wiem kogo posłuchali. Mnie mają słuchać, bo ja im płacę. No!
Pracownica banku zagłębiła się w wyjaśnianie żarówiastej różnic między kontem zwykłym a VIP-owskim, a tymczasem przy sąsiednim stanowisku usiadła starowinka, ściskająca torebkę, jakby tam miała sztabki złota.
- Dzień dobry pani. Jak to dobrze, że dzisiaj pani jest, bo wczoraj pani nie było – powiedziała z wyrzutem do kierowniczki. Ta podniosła brwi, zdziwiona.
- Miałam urlop. Dopiero wróciłam. To wczoraj też była pani u nas?
- Tak, bo myślałam że pani będzie, ale pani nie było. Więc wróciłam dzisiaj.
- Uhm. Czym mogę pani służyć?
- Chciałam zapłacić dwa rachunki. I wziąć trochę gotówki dla siebie, na życie, wie pani. Wszystko teraz takie drogie.
- Uhm. Poproszę dowód osobisty. – Kierowniczka klikała w klawiaturę z prędkością skrzydełek kolibra. Takie sprawy mogła pani załatwić wczoraj, koleżanki na pewno by pani pomogły.
- O, kochana pani, moje koleżanki to już dawno nie żyją.
- Miałam na myśli moje koleżanki, które tu pracują. Spokojnie mogła im pani zaufać.
- Co też pani, ja ich przecież nie znam. A panią znam, pani tu pracuje od lat. Pani to bym powierzyła ostatni grosz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz