Kolejka na poczcie to prawdziwy
obraz demokracji. Stoją w niej wszyscy i każdy musi swoje odczekać: matuzalemowe staruszki, klasycznie
zmęczone matki z rozbrykanymi dziećmi, demolującymi stojaki z ulotkami i
formularzami pocztowymi, a także biznesmeni stukający nerwowo w smartfony, studenci
beztrosko rechoczący z radością życia, woniejący ulicą i ławką w parku bezdomni
oraz wszyscy inni, których codziennie można spotkać w city.
Kolejka bardzo rzadko kogoś
przepuszcza, kombatant, nie kombatant, panie ja tu już prawie godzinę stoję, a
auto mam na zakazie i tam już pewnie straż miejska zakłada blokadę. Pani z
dzieckiem, pani kochana ja też mam dzieci, to znaczy nie mam, ale mógłbym mieć
i co mi tu pani z tym dzieckiem, wafla je to zaraz mnie pobrudzi. Pani starsza
to sobie usiądzie i też poczeka, nie, każdemu się spieszy.
Pracownicy poczty ze stoickim
spokojem załatwiali sprawy kolejnych interesantów. Asortyment tej instytucji
ostatnimi czasy bardzo się rozrósł, więc oferuje się tu już nie tylko listy
zwykłe lub polecone, paczki, rachunki, finanse, ale też artykuły papiernicze,
zabawki, książeczki dla dzieci i gry planszowe, pocztówki, znaczki, gazety lub
czasopisma.
Facet w lśniących nowością za
wąskich spodniach, ewidentnie za ciasnych i o rozmiar za małych, stał i gadał
przez telefon. Niewygodnie mu było, odzienie uwierało go tu i ówdzie i przestępował
z nogi na nogę jakby w tle leciało reggae.
- Co? Na poczcie jestem… Z jakimś
awizem, debile, mejla mogli wysłać, to nie, kur… Co? Czy Józek już oddał tego
tysiaka? Nie, kur... To znaczy, no nie wiem. Może oddał, może nie oddał, nie.
Lepiej, żeby oddał w towarze. Ma dobry towar.
Drzwi poczty otworzyły się
niemrawo i do środka wszedł menel, brudny jak po walce w błocie, zarośnięty,
śmierdzący wszystkim, co natura dała przez kilka ostatnich dekad.
- Szszpani kierrniczko –
zachrypiał, wygrywając z miejsca konkurs na najbardziej jazzowy wokal roku –
dwadzieścia groszy? No, poratuje szszpani? – W głosie rozbrzmiewała nadzieja na
pozytywną odpowiedź.
Starsza kobieta odwróciła się i
zmierzyła go wzrokiem.
- A idź pan do pracy, jak uczciwi
ludzie, a nie, żebrać się chce – warknęła z wyższością i skrzywiła się.
Z trudem, bo z trudem, ale
facetowi w za wąskich spodniach udało się również odwrócić i nawet sięgnąć do
kieszeni po drobną monetę.
- Masz, człowieku, tylko idź już
stąd, bo oddychać nie można.
Źródło nieatrakcyjnej woni
przyjęło pieniądz i wyszło posłusznie.
- A, nic, menel jakiś. No, Józek
też by taki był, ale ma ten towar dobry. Nie fakturuje, nie wydziwia, nie. Jak
coś wisi, to oddaje, mnie tam, kur… obojętne, nie, czy gotówka, czy towar.
Niezły ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz