Przy przejściu dla pieszych na
placu Legionów (onegdaj PKWN) przystanęła bogata wizualnie para. Ona w legginsach
międzygwiezdnych i twarzy składającej się głównie z błyszczyka, on w firmowych dresowych kilku paskach, obowiązkowej
podgolonej łysinie i wyrazie twarzy sugerującym natychmiastowe pociągnięcie z
czoła tym, którzy na to sobie zasłużą jednym choćby spojrzeniem. Nie gapić się,
bo z liścia w lampę można zarobić.
- Kiedyś była gruba, ale
widziałam foto na fejsie, nie. I odkąd przeszła na dietę, kurwa wegetariańską, to się
super zmieniła. Nie poznałbyś jej.
- E, nie pierdol, przecież
widziałem ją, no, kilka dni temu.
- Niby gdzie? Przecież ty nigdzie
nie wychodzisz.
- U nas. No, kurwa, na osiedlu,
koło Biedronki.
- Niby kiedy?
- Wczoraj, jak wyrzucałem śmieci.
Sama kurwa kazałaś, nie.
- Acha. I co? Mówiła coś?
- Nie, przecież nie rozmawiacie
ze sobą, nie.
- Acha. Do ciebie to mogła
chociaż „dzień dobry”, nie. I co?
- Nie widziała mnie, bo stała z
jakimś, kurwa, gostkiem.
- Acha. I jak wyglądała?
- Znowu jest z niej niezła
mamuśka.
- Niezła? Czyli gruba?
- No… Nie taka lasencja, jak ty,
nie. Trochę ma więcej, kurwa, nie, tego, no. Ale niezła mamuśka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz