Wielgachne szuflady opatrzone
kolejnymi literami alfabetu zawierają akta spraw tysięcy osób. Szafa z
szufladami kryje w sobie teczki z opisami zagadnień mniej lub bardziej beznadziejnych
i takich też przypadków. Pełne zaświadczeń, oświadczeń, pism, kserokopii aktów urodzeń i zgonów, wezwań komorniczych i
PIT-ów, wniosków i nadziei na pomoc, której państwo może udzielić lub nie. O
decyzji MOPS obywatel zostanie poinformowany korespondencyjnie, ewentualnie
wezwany kolejny, setny już chyba raz aby dostarczyć brakujące dokumenty, bo
przecież nie można od razu na miejscu zerknąć i upewnić się czy delikwent
przyniósł w ząbkach to, co powinien. Decyzja zostanie wydana na podstawie owego
stosu papierów, a także gąszczu wzajemnie się wykluczających przepisów. Państwo
nie ufa obywatelowi, bo po co, przecież podpis i oświadczenie to na pewno
kłamstwo, lepiej zagłębić się w stosie makulatury, korespondencji między ZUS, NFZ,
Urzędem Pracy a Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej oraz np. pracodawcami i
sądem. Instytucje te nie tylko ze sobą nie współpracują, ale zdaje się, że
starają się zwalczać i tępić przejawy swojej działalności. Obywatel, który
usiłuje w jednej z nich przedstawić dokument lub opinię z drugiej, zostaje co
najmniej wyśmiany, a na pewno zbesztany i pouczony o tym, kto ma rację i
dlaczego nie inni.
W kolejce do magicznego pokoju
zbierającego kolekcje kolejnych zaświadczeń i wyjaśnień czekało kilka osób.
Wiekowa pani w płaszczyku i adidasach, czytająca podniszczony kryminał, młoda kobieta
z dwojgiem kilkuletnich szalejących i wrzeszczących dzieci oraz dwóch panów, z
których jeden miał minę męczennika, a drugi twarz obojętnie znudzoną,
przyklejoną do smartfona.
- Ileż to trwa – westchnął męczennik.
– Wzywają ciągle i wzywają. I lataj, człowieku.
- No – poświadczyła młoda kobieta
z roztargnieniem – Tomeczku, spocisz się. Trzeci raz tu jestem. Kserują tylko i…
Juleczko, nie pchaj brata, bo się uderzysz.
- Aaaaaaa!! Mamooo, a ona mnie
pchujeeee!!! – Wydarł się natychmiast chłopczyk, kładąc się na podłodze,
podczas gdy jego siostra z udawanym zainteresowaniem oglądała swoje buciki.
- Juleczko, nie pchaj brata,
brudny już jest, a teraz leży – skarciła córkę kobieta. – Tomeczku, wstań. Tu
jest brudno, poleżymy w domku.
- Dzieciaki muszą się wyszumieć –
odezwał się znudzony zza smartfona. – Ja w tym wieku też biegałem. Obdarte
kolana, strupy, wie pani jak to jest. Rozbite łokcie i łażenie po drzewach, co?
Starsza pani, trącona przez niego
lekko łokciem, odkleiła zamglone oczy od książki.
- Wie pan, ja rzadko łażę po
drzewach – odparła uprzejmie, maskując zdziwienie. – Wolę inne rozrywki.
Czytanie na przykład. Każdy się bawi, jak lubi, że tak powiem.
- Ja chcę się bawiiiiić! –
Zażądał Tomeczek, wczołgując się pod krzesło matki. Za nim podążyła siostra, co
spowodowało tłok pod siedzeniami i lekki popłoch młodej kobiety.
- Zaraz pójdziemy na plac zabaw,
jak nie będzie padało, to pobiegacie, a potem…
- Ja chcę bajkę z komputelaaaa!!!
– Oświadczyła Juleczka wypełzając spod krzesła i puszczając kontrolną łezkę.
- Wy wszystko chcecie, a ja nic nie
mam. Ale coś wymyślimy, tylko uspokójcie się, cholera – zdenerwowała się
kobieta. – Wam tylko w głowie zabawy!
- No, kur… czę, ja też inne,
tego, wolę. To znaczy zabawy, nie! – Ucieszył się facet z telefonem. – Rozrywka
przede wszystkim, niech się dzieje, czad! No, dam im te papiery, to będzie kasa
i będzie zabawa!
- Na rozrywki to mnie nie stać –
męczennik zasmucił się ostatecznie i spojrzał na resztę z chorą satysfakcją. –
Dlatego tu jestem. Nie ma pracy, nie ma pieniędzy, nie ma niczego, proszę
państwa.
- Oj, panie, bez niczego to się
nie da…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz