środa, 15 kwietnia 2015

odc.136.: BEZ NICZEGO


Wielgachne szuflady opatrzone kolejnymi literami alfabetu zawierają akta spraw tysięcy osób. Szafa z szufladami kryje w sobie teczki z opisami zagadnień mniej lub bardziej beznadziejnych i takich też przypadków. Pełne zaświadczeń, oświadczeń, pism, kserokopii aktów urodzeń i zgonów, wezwań komorniczych i PIT-ów, wniosków i nadziei na pomoc, której państwo może udzielić lub nie. O decyzji MOPS obywatel zostanie poinformowany korespondencyjnie, ewentualnie wezwany kolejny, setny już chyba raz aby dostarczyć brakujące dokumenty, bo przecież nie można od razu na miejscu zerknąć i upewnić się czy delikwent przyniósł w ząbkach to, co powinien. Decyzja zostanie wydana na podstawie owego stosu papierów, a także gąszczu wzajemnie się wykluczających przepisów. Państwo nie ufa obywatelowi, bo po co, przecież podpis i oświadczenie to na pewno kłamstwo, lepiej zagłębić się w stosie makulatury, korespondencji między ZUS, NFZ, Urzędem Pracy a Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej oraz np. pracodawcami i sądem. Instytucje te nie tylko ze sobą nie współpracują, ale zdaje się, że starają się zwalczać i tępić przejawy swojej działalności. Obywatel, który usiłuje w jednej z nich przedstawić dokument lub opinię z drugiej, zostaje co najmniej wyśmiany, a na pewno zbesztany i pouczony o tym, kto ma rację i dlaczego nie inni.
W kolejce do magicznego pokoju zbierającego kolekcje kolejnych zaświadczeń i wyjaśnień czekało kilka osób. Wiekowa pani w płaszczyku i adidasach, czytająca podniszczony kryminał, młoda kobieta z dwojgiem kilkuletnich szalejących i wrzeszczących dzieci oraz dwóch panów, z których jeden miał minę męczennika, a drugi twarz obojętnie znudzoną, przyklejoną do smartfona.
- Ileż to trwa – westchnął męczennik. – Wzywają ciągle i wzywają. I lataj, człowieku.
- No – poświadczyła młoda kobieta z roztargnieniem – Tomeczku, spocisz się. Trzeci raz tu jestem. Kserują tylko i… Juleczko, nie pchaj brata, bo się uderzysz.
- Aaaaaaa!! Mamooo, a ona mnie pchujeeee!!! – Wydarł się natychmiast chłopczyk, kładąc się na podłodze, podczas gdy jego siostra z udawanym zainteresowaniem oglądała swoje buciki.
- Juleczko, nie pchaj brata, brudny już jest, a teraz leży – skarciła córkę kobieta. – Tomeczku, wstań. Tu jest brudno, poleżymy w domku.
- Dzieciaki muszą się wyszumieć – odezwał się znudzony zza smartfona. – Ja w tym wieku też biegałem. Obdarte kolana, strupy, wie pani jak to jest. Rozbite łokcie i łażenie po drzewach, co?
Starsza pani, trącona przez niego lekko łokciem, odkleiła zamglone oczy od książki.
- Wie pan, ja rzadko łażę po drzewach – odparła uprzejmie, maskując zdziwienie. – Wolę inne rozrywki. Czytanie na przykład. Każdy się bawi, jak lubi, że tak powiem.
- Ja chcę się bawiiiiić! – Zażądał Tomeczek, wczołgując się pod krzesło matki. Za nim podążyła siostra, co spowodowało tłok pod siedzeniami i lekki popłoch młodej kobiety.
- Zaraz pójdziemy na plac zabaw, jak nie będzie padało, to pobiegacie, a potem…
- Ja chcę bajkę z komputelaaaa!!! – Oświadczyła Juleczka wypełzając spod krzesła i puszczając kontrolną łezkę.
- Wy wszystko chcecie, a ja nic nie mam. Ale coś wymyślimy, tylko uspokójcie się, cholera – zdenerwowała się kobieta. – Wam tylko w głowie zabawy!
- No, kur… czę, ja też inne, tego, wolę. To znaczy zabawy, nie! – Ucieszył się facet z telefonem. – Rozrywka przede wszystkim, niech się dzieje, czad! No, dam im te papiery, to będzie kasa i będzie zabawa!
- Na rozrywki to mnie nie stać – męczennik zasmucił się ostatecznie i spojrzał na resztę z chorą satysfakcją. – Dlatego tu jestem. Nie ma pracy, nie ma pieniędzy, nie ma niczego, proszę państwa.
- Oj, panie, bez niczego to się nie da…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz