niedziela, 19 kwietnia 2015

odc.137.: DLA NORMALNYCH LUDZI


- Zachwycające! Zobacz, Janusz, no zobacz sam, jakie dorodne brokuły! I jaka zielona sałata! Zachwycające, naprawdę!
Autentyczny zachwyt dominujący w głosie, spojrzeniu i gestach starszawej damy był czymś wyjątkowo rzadko spotykanym w miejscu tak prozaicznym, jakim niewątpliwie jest supermarket, że niejeden klient obracał się za nią ze zdumieniem. Kobieta nie zwracała uwagi na otoczenie i pruła w euforii przez sklep, odwiedzając kolejne stoiska i ciągnąc za sobą męża, drepczącego za nią z wielkim wózkiem zakupowym i stoickim spokojem, świadczącym o przyzwyczajeniu do tego, że jego towarzyszka życia reaguje entuzjastycznie na widok zwyczajnych warzyw, a na myśl o deserach krzyczy z radości.
- Janusz, spójrz, jaki ogromny pęczek rzodkiewek! Czy ty kiedyś widziałeś takie rzodkiewki?!
- Czyli bierzemy?
- Oczywiście, bierz dwa, są wspaniałe! A te spody do ciast? Jakie okrąglutkie, jak… Ojej, a ta kawa, czy ty czujesz, jak ona pachnie?
- Jest zamknięta. Nie czuję.
- Ale zapłacimy dwa razy taniej niż w Tesco, na co czekasz, bierzemy, tam masz w tej cenie dwie, a tu aż trzy, czy ty rozumiesz, Janusz, jak tu się cudownie opłaca? Dlaczego my tutaj tak rzadko przychodzimy?
Pan Janusz wzruszył ramionami, pakując kawę do wózka.
- A tutaj, zobacz Janusz, te spodnie, podobno to zupełnie nowa promocja, ale nie wiedziałam, że aż taka, super jest! Alinka mi mówiła, pamiętasz która, ja ci o niej mówiłam, ale ty mnie nigdy nie słuchasz, Alinka mi wspominała, że jest taka reklama w telewizji, no wiesz, która Alinka, ta co ma tego syna, co to on wiesz co…
Janusz chyba nie wiedział, ale nie zdołał odpowiedzieć, bo sznurowadło zaplątało mu się w kółko wózka.
- No co ty tam tak kucasz, jak ja tu widzę taki serek, nigdzie nie widziałam takiego serka, jak tutaj, bierzemy! Jakie świetne te spodnie, ale ja nic o nich nie wiem! Halooo! Czy ktoś mi powie coś o tych spodniach?!
Pytanie wygłoszone bardzo głośno zawisło dramatycznie na dłuższą chwilę, dając panu Januszowi czas na stoczenie krótkiej, acz zwycięskiej batalii z krnąbrnym sznurowadłem. Obok starszej pary pojawiła się pracownica marketu, z uprzejmym uśmiechem i skrzynką jabłek.
- No nareszcie jest pani, pani kochana, czy te spodnie są dla normalnych ludzi?
- Yyy – powiedziała sprzedawczyni z namysłem. – Hm. Co to znaczy: dla normalnych ludzi? Rozmiary mają i w ogóle.
- Kochana pani jest, naprawdę cudowna, ale czy one pasują na ludzi takich, no wie pani, z biodrem, brzuchem i w ogóle, ze wszystkim?
- Yyy. Chyba pasują. Ja nie wiem, nie mierzyłam. Ja jestem z innego stoiska.
- Te jabłuszka co tu pani ma to przepiękne są, no naprawdę, macie świetne rzeczy tutaj.
- Yyyy. No, tak. Ja nie wiem. Ale ludzie kupują. Tych męskich koszul i spodni to ponoć już w poniedziałek nie było, damskich jeszcze mamy kilka par, ale już się kończą.
- Czyli że dobre? Pani by kupiła, jakby potrzebowała? Mogę pani zaufać? – Starsza pani dokręciła śrubę, przenikając pracownicę sklepu wzrokiem.
- Yyy… Nie wiem. Proszę pani – pracownica ściszyła głos konspiracyjnie – tu obok, w lumpeksie są różne takie. I spodnie, i inne, można się ubrać inaczej niż całe miasto. Bo tutaj to w poniedziałek ludzie stali przed otwarciem i większość wykupili.
- A widzisz, Janusz! – Zakrzyknęła triumfalnie starsza pani – jak to dobrze spotkać porządnego człowieka, co powie szczerze! No jak wykupili i stali, to znaczy, że dobre! Pani mówi, że nadają się dla normalnych ludzi! Na co czekasz, bierz dwie pary!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz