- Zachwycające! Zobacz, Janusz,
no zobacz sam, jakie dorodne brokuły! I jaka zielona sałata! Zachwycające,
naprawdę!
Autentyczny zachwyt dominujący w
głosie, spojrzeniu i gestach starszawej damy był czymś wyjątkowo rzadko
spotykanym w miejscu tak prozaicznym, jakim niewątpliwie jest supermarket, że
niejeden klient obracał się za nią ze zdumieniem. Kobieta nie zwracała uwagi na
otoczenie i pruła w euforii przez sklep, odwiedzając kolejne stoiska i ciągnąc
za sobą męża, drepczącego za nią z wielkim wózkiem zakupowym i stoickim
spokojem, świadczącym o przyzwyczajeniu do tego, że jego towarzyszka życia
reaguje entuzjastycznie na widok zwyczajnych warzyw, a na myśl o deserach
krzyczy z radości.
- Janusz, spójrz, jaki ogromny
pęczek rzodkiewek! Czy ty kiedyś widziałeś takie rzodkiewki?!
- Czyli bierzemy?
- Oczywiście, bierz dwa, są
wspaniałe! A te spody do ciast? Jakie okrąglutkie, jak… Ojej, a ta kawa, czy ty
czujesz, jak ona pachnie?
- Jest zamknięta. Nie czuję.
- Ale zapłacimy dwa razy taniej
niż w Tesco, na co czekasz, bierzemy, tam masz w tej cenie dwie, a tu aż trzy,
czy ty rozumiesz, Janusz, jak tu się cudownie opłaca? Dlaczego my tutaj tak
rzadko przychodzimy?
Pan Janusz wzruszył ramionami,
pakując kawę do wózka.
- A tutaj, zobacz Janusz, te
spodnie, podobno to zupełnie nowa promocja, ale nie wiedziałam, że aż taka,
super jest! Alinka mi mówiła, pamiętasz która, ja ci o niej mówiłam, ale ty
mnie nigdy nie słuchasz, Alinka mi wspominała, że jest taka reklama w
telewizji, no wiesz, która Alinka, ta co ma tego syna, co to on wiesz co…
Janusz chyba nie wiedział, ale
nie zdołał odpowiedzieć, bo sznurowadło zaplątało mu się w kółko wózka.
- No co ty tam tak kucasz, jak ja
tu widzę taki serek, nigdzie nie widziałam takiego serka, jak tutaj, bierzemy!
Jakie świetne te spodnie, ale ja nic o nich nie wiem! Halooo! Czy ktoś mi powie
coś o tych spodniach?!
Pytanie wygłoszone bardzo głośno
zawisło dramatycznie na dłuższą chwilę, dając panu Januszowi czas na stoczenie
krótkiej, acz zwycięskiej batalii z krnąbrnym sznurowadłem. Obok starszej pary
pojawiła się pracownica marketu, z uprzejmym uśmiechem i skrzynką jabłek.
- No nareszcie jest pani, pani
kochana, czy te spodnie są dla normalnych ludzi?
- Yyy – powiedziała sprzedawczyni
z namysłem. – Hm. Co to znaczy: dla normalnych ludzi? Rozmiary mają i w ogóle.
- Kochana pani jest, naprawdę
cudowna, ale czy one pasują na ludzi takich, no wie pani, z biodrem, brzuchem i
w ogóle, ze wszystkim?
- Yyy. Chyba pasują. Ja nie wiem,
nie mierzyłam. Ja jestem z innego stoiska.
- Te jabłuszka co tu pani ma to przepiękne
są, no naprawdę, macie świetne rzeczy tutaj.
- Yyyy. No, tak. Ja nie wiem. Ale
ludzie kupują. Tych męskich koszul i spodni to ponoć już w poniedziałek nie
było, damskich jeszcze mamy kilka par, ale już się kończą.
- Czyli że dobre? Pani by kupiła,
jakby potrzebowała? Mogę pani zaufać? – Starsza pani dokręciła śrubę,
przenikając pracownicę sklepu wzrokiem.
- Yyy… Nie wiem. Proszę pani –
pracownica ściszyła głos konspiracyjnie – tu obok, w lumpeksie są różne takie.
I spodnie, i inne, można się ubrać inaczej niż całe miasto. Bo tutaj to w
poniedziałek ludzie stali przed otwarciem i większość wykupili.
- A widzisz, Janusz! – Zakrzyknęła
triumfalnie starsza pani – jak to dobrze spotkać porządnego człowieka, co powie
szczerze! No jak wykupili i stali, to znaczy, że dobre! Pani mówi, że nadają
się dla normalnych ludzi! Na co czekasz, bierz dwie pary!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz