poniedziałek, 18 maja 2015

odc.142.: NA DRUGĄ NÓŻKĘ




Prowadzenie jakiegokolwiek pojazdu w city to nuda, do tego stopnia, że coraz więcej osób ubarwia sobie te monotonną czynność pogawędką telefoniczną, wysyłaniem SMSów i innymi aktywnościami, mającymi na celu ubarwienie nużącej podróży przez city. Robią to wszyscy. Kierowcy aut, tkwiący w korkach i trąbiący wściekle na skrzyżowaniach, motorniczowie tramwajów, beztrosko sunący po szynach, a także kierowcy autobusów, biorący ostry zakręt, podczas gdy tylko jedna ręka trzyma kierownicę oraz kilkadziesiąt żyć ludzkich w tym samym momencie.
Za smartfony w podróży chwycili też rowerzyści. Nie tylko ci okazjonalni cykliści, mocujący się z własnymi zastanymi stawami i niedosmarowanymi rowerami, wykopanymi na tę okoliczność (zapewne za namową potomstwa domagającego się towarzyszenia podczas jazdy lub powodowani chęcią zadbania o tężyznę, za przeproszeniem, fizyczną) po latach z piwnicy lub rdzewiejącymi do tej pory na balkonach.
- Ktoś miał sporo fantazji – sarkastycznie skwitował wielki facet, siedzący na górskim rowerze przy fontannie na Rynku, z przymocowaną do jednośladu maksymalną ilością gadżetów, przytrzymujący smartfona między głową a ramieniem. – Na Podwalu, kurwa, a gdzie. Nie mogłem syna wyciągnąć! Tam jest gorąco jak chuj, no cholerny plac zabaw. Mówię ci, kurwa, ktoś miał sporo fantazji i za dużo metalu. Gorące to było jak chuj. Spierdalam, bo tu nie można jeździć na rowerze, nie. No, zaczynam sezon. - Ruszył ostro do przodu, rozganiając wycieczkę, która w popłochu rozpierzchła się na wszystkie strony, jak stado gołębi. Na koniec rzucił, nadal do telefonu: - To co, jutro grill i pijemy, nie? Walniemy se kurwa na drugą nóżkę i zaczniemy sezon.
Z telefonów podczas jazdy nagminnie korzystają też śmiałkowie poruszający się po city na rowerach miejskich. Odważni to ludzie, bowiem – jak donoszą lokalne media - miejskie stacje rowerowe w wielu przypadkach sprytnie umiejscowiono na chodnikach, w lekkim oddaleniu od ścieżek rowerowych, a ponieważ chodnik to dla rowerów miejsce zakazane, na takie jednostki czyha tam straż miejska, z zapałem wypisując mandaty. Miasto musi się jakoś utrzymać.
- Trener mówi, że faulowałem – poskarżył się nastolatek z obdartymi kolanami, usiłujący jednocześnie wykonać skomplikowany manewr, polegający na podskakiwaniu na przednim kole przy przejściu dla pieszych oraz rozmawiać przez telefon. – Oj mamo, jasne, że uważam. Ja ciągle uważam, mamo, no. Trener mówi, że to była moja wina, bo tamten mnie kopnął w jaja, ale ja go przewróciłem. Dobrze mamo, uważam.
Rowerzystów przypadkowych, rzadko używających jednośladów, można łatwo rozpoznać. Cechuje ich lekki popłoch w oczach, szerokie nogawki spodni lub fałdy spódnicy wkręcające się w łańcuch, niedopompowane opony oraz uporczywa jazda środkiem ścieżki rowerowej lub jej lewą częścią, jakby ruch prawostronny był automatycznie kasowany z ich głów, gdy wsiadają na te straszne, archaiczne machiny. Dowolna interpretacja przepisów drogowych i obowiązkowy smartfon w dłoni, to jawne igranie z losem, ale cóż, taki mamy naród – obdarzony fantazją i kompletnym brakiem wyobraźni.
- Wpadł mi do głowy pomysł na kolację, taki trochę z dupy wyciągnięty, ale może wpadniesz? – Zagaiła młoda dziewczyna, zatrzymując się na czerwonym świetle, balansując z telefonem i wielkim rowerem. Jedynym oświetleniem jej pojazdu były żarówiaste zielone trampki i słonce odbijające się w wielkich ciemnych okularach. – Jakbyś miała już dosyć własnej rodziny, co? Mam już powyżej uszu tego, że ciągle sama siedzę... No wiem, że masz... Ja pierdolę, stoję na czerwonym, a nic nie jedzie. A, jadę... - Ruszyła przez pasy z wysiłkiem naciskając na pedały, gibiąc się na boki jak kaczątko, a jej trampki zamrugały zaczepnie, gdy przemknęła tuż przed maską samochodu, który nagle się pojawił. - O, jaaa, kurwa... Palancie! - Krzyknęła za oddalającym się autem i wróciła do rozmowy. - Wpadnij, to wiesz, coś wymyślimy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz