Stukot kopyt i radosne parskanie koni to odgłosy rzadko słyszane w city, może oprócz wrocławskiego rynku, gdzie w sezonie wiosennym i letnim dość często można spotkać dorożki dla turystów. Dźwięki te rozległy się dość nagle, co spowodowało, że grubawy facet aż podskoczył i o mało nie wypuścił z ręki telefonu. Stał koło przejścia dla pieszych między ulicą Mickiewicza, a traktem prowadzącym do Iglicy i Hali Stulecia. Strażnicy miejscy jadący powoli na koniach minęli go i podążyli dalej, z wysokości końskiego grzbietu spoglądając na świat i patrolując Park Szczytnicki oraz okolice wrocławskiego ZOO.
- Osz kurwa, jak w niujorku, a trzeźwy jestem jak świnia, nie. No i patrzę teraz, a tu konie. Poważnie, stary, minęły mnie konie z policjantami, tfu, strażnikami miejskimi. Jak kowboje, kurwa. Wracam już, no, to wieczorem może wpadnę. Koło Hali Ludowej byłem, osz kurwa, Stulecia, no. Nie, moi jeszcze są w kiblu, bo przecież nie wpakuję dzieciaków do auta niewysikanych, nie. Dzieciaki miały frajdę, nie, bo tu taki statek budują do jakiegoś przedstawienia, a Wanesa się podjarała, że tu jakieś targi są z książkami, coś tam dzieciakom kupiła, no. Także spoko, Dzień Dziecka z głowy, nie. A weekend tamten miałem taki bardziej na wypasie, nie. Wszyscy byli, a początek jak ta lala, kulturka, nawet kurwa rano croissant z serkiem śmietankowym, soczek pomarańczowy, soczek grapefruitowy, wódesia, piwko, mięsko się marynowało. Na wypasie zaczęliśmy, mówię ci stary. No ale potem deszcz zaczął padać i wszyscy się schlali, Wanesa się wkurwiła, bo chłopaki najebani pochowali się w krzakach i huczeli jak te, kurwa, sowy, nie. Z nudów chyba, nie wiem. A Grzechu? Stary, kurwa, z Grześkiem już nie piję, bo rzyga, jak się najebie! Całą altankę mi ujebał!
Nagle z alejki osłoniętej drzewami wyłoniły się trzy starszawe damy, przechadzające się powolnym, spokojnym krokiem, ze zgorszeniem malującym się na twarzach, po czym minęły faceta, oglądając się na niego i kontynuując pogawędkę. Zdaje się, że wszystkie trzy były nieco przygłuche, bo porozumiewały się gromkimi okrzykami.
-… zgroza, pani Janino, ZGROZA! – Pokręciła głową jedna z nich, kościstym palcem wskazując niebiosa. - A jeszcze gorzej, że mnie się to na pewno przyśni. Ja zawsze mam po niedzieli koszmary. KOSZMARY!
- To trzeba się pomodlić – odparła stanowczo dama z włosami barwy gołębia chorego na żołądek.
- Słucham? – Trzecia z dam, w płaszczu barwy zdrowej młodej świnki, nadstawiła ucho wyczekująco.
- POMODLIĆ!
- Modliłam się, parzyłam melisę. I znowu się modliłam… MODLIŁAM SIĘ! Ale nic nie skutkuje, pani Janino. NIC! Nawet telewizję oglądałam, ale było jeszcze gorzej. Ja w każdy weekend tak mam, pani Janino. KOSZMARY!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz