niedziela, 7 czerwca 2015

odc.146.: OAZA


- …a ona powiedziała, że jej noga na tym balkonie nie postanie.
- Dlaczego?
- Remontu chciała, nie. A on na to, że chciała balkon, to zrobił jej balkon, z kaflami, z fotelami, ze wszystkim, ale za całe mieszkanie, to on za to nie będzie płacił. I dziecku kupił jakieś adidasy za stówę, mówiła.
- Jakie adidasy, cichobiegi jakieś, a nie adidasy. Gdzie ty znajdziesz adidasy za stówę?
- Nie wiem, mówiła tak, to wam mówię. I od tego czasu nie wyszła na ten balkon, tylko syn wychodzi i ten mąż. Ciągle gołębie wygania, jak mu srają na pranie i pelargonie, co im teściowa posadziła.
- Leonia od października ich obserwuje, tak się zacięła. Zamiast telewizji – zaśmiał się siwawy brzuchacz, potrząsając niedogoloną brodą z milionem podbródków oraz fałdami sporego brzucha, widocznymi pod koszulką w pionowe pasy, nadające mu wygląd pogniecionego Obeliksa. Jego żona z oburzeniem pokręciła głową, wprawiając w ruch zakręcone rude loczki, imitujące fryzurę. Z rudością jej włosów świetnie współgrała zgniłozielona sukienka, odmładzająca ją na tle nieco zaniedbanego małżonka. Uwaga brzuchacza wyraźnie ją rozdrażniła.
- Nieprawda! A ty sam tam patrzysz i patrzysz, czy ona nie wyjdzie z cyckami!
- Co ty mi tu kobieto…
- I co było dalej? Asieńku, kamyczki są be. A zobacz, tam jest ptaszek, widzisz ptaszka? – Młoda kobieta, siedząca między nimi, usiłowała jednocześnie prowadzić rozmowę i obserwować małą córeczkę, która odważnie raczkowała po trawniku w Ogrodzie Staromiejskim. Ze względu na zakaz wyprowadzania tam czworonogów ryzyko wdepnięcia w smrodliwą niespodziankę jest nieco mniejsze niż w innych miejscach piknikowych w city, ale i tak trzeba uważać na kocie, ptasie i innego pochodzenia elementy końcowych efektów trawiennych, więc kobieta uważnie śledziła dziecko wzrokiem, usuwając z małych rączek wyżej wymienione oraz kamyki, patyki i fragmenty liści.
Starsze małżeństwo, które jej towarzyszyło, zajęło sporymi gabarytami brzuszno-biodrowymi większą część ławki, korzystając z cienia pod rozłożystym drzewem.
- Ja nie wiem – odparła starsza kobieta z godnością i lekką urazą w głosie. – Ja się nie interesuję tym, co u obcych się dzieje.
Jej fałdziasty mąż parsknął i mrugnął okiem porozumiewawczo.
- No jasne, przecież masz swoje życie. Leoniu, nie chciałem cię urazić. Ale sama widziałaś, że hałasują w weekend…
- …kiedy uczciwy człowiek chce odpocząć przy sobocie, że o niedzieli nie wspomnę – podjęła ochoczo temat, gibiąc loczkami z entuzjazmem. – Ta Ewa zawsze odkurza w sobotę, kiedy można pospać. Mimo że nie pracuje. Tłucze się, szumi, spać nie daje.
- I nie ma gości – dodał mąż.
- Nikt do niej nie przyjeżdża, sama widziałam.
- A on zawsze w niedzielę wychodzi na ten balkon…
- A ona nie, sama widziałam. On wychodzi i wiesza pranie, ale tylko swoje i syna.
- Asieńku, zostaw ten patyczek, nie ma amam- powiedziała stanowczo młoda kobieta, wydzierając dziewczynce z buzi kawałek gałązki. – Ale jak, facet robi pranie i żony ciuchy zostawia?
- Ja nie wiem. Ale wiesza bez damskich.
- To ta Ewa swoje wiesza w środku?
- Nie wiem, jak oni tak mogą. Jedno z praniem tu, drugie tam. Widziałam ją w sklepie ostatnio. Blada taka, słońca jej potrzeba.
- Ale jak ma wyjść na słońce, skoro się zaparła i nie wychodzi na balkon? Asieńku, chodź, dam ci soczek. Chcesz soczek?
Dziewczynka chwiejnie przeniosła ciężar ciała z czterech kończyn na dwie dolne i kolebiąc się ruszyła do matki po napój.
- Ja to bym tak nie mógł – zamyślił się brzuchacz. – Cały tydzień człowiek pracuje, męczy się, żyje w tym hałasie. W weekend musi być taki odpoczynek, choćby i na balkonie.
- No właśnie –zgodziła się jego żona. – Nie mogłabym tak, ja też. Mój balkon to moja oaza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz