W sklepie wielkim jak lotnisko, przy ulicy Długiej, nieopodal centrum city, wiało arktycznie z klimatyzacji, wywołując u klientów gęsią skórkę, kontrastowo do oblewania się potem i przedtem w upale na zewnątrz. Z głośników leciały najnowsze przeboje, typowe dla letniej pory roku, uproszczone w warstwie zarówno muzycznej, jak i tekstowej do granic możliwości, przeplatane niekiedy entuzjastycznymi komunikatami o promocjach, okazjach, musthave’ach i niezwykle korzystnych ofertach, a także przywołaniami ekipy sprzątającej lub konkretnych pracowników aby pojawili się w jakimś dziale. Czasem też pojawiało się w eterze żądanie, żeby właściciel auta o takim a takim numerze rejestracyjnym zgłosił się do obsługi parkingu.
Jednym słowem – hałas trwał w najlepsze, szumiąc, trzeszcząc i zagłuszając myśli.
Jednym słowem – hałas trwał w najlepsze, szumiąc, trzeszcząc i zagłuszając myśli.
Mimo pięknej pogody wiele osób wybrało ten sklep na miejsce spędzenia czasu z rodziną i kilkoma setkami obcych ludzi w niedzielne popołudnie.
Doprawdy, towarzyski i zaskakująco konsumpcyjny mamy naród, zwłaszcza w upalną, lipcową niedzielę w city.
Doprawdy, towarzyski i zaskakująco konsumpcyjny mamy naród, zwłaszcza w upalną, lipcową niedzielę w city.
- Siedzieliśmy u niego na Pereca, wieczór, rozumiesz, wszystko, wróciliśmy z Rynku, wino, upał, on nic! Rozumiesz. Więc całujemy się i całujemy, i wszystko, i czuję, że jeśli pociągnę to dalej, to będziemy się kochać. A on nic! – Wyznała światu z lekką pretensją w głosie piękna dziewczyna ze słuchawkami, mocująca się ze zgrzewką wody mineralnej, którą usiłowała przenieść z wózka zakupowego na taśmę przy kasie. – Więc ja dalej, rozumiesz, bo mówił, że będzie seks…
Cała kolejka spojrzała na dziewczynę z nieskrywaną ciekawością.
- Nie, o cholera! Kończę, cmokasy, bo mi tu wszystko leci!
Niestety dziewczyna nie zdołała poinformować publiczności, jaki był ciąg dalszy upojnego wieczoru, bo zgrzewka wody rozerwała się i butelki wesoło poturlały się po podłodze. W tym nie było już nic interesującego, więc ludzie stojący w kolejce do kasy odwrócili się z powrotem twarzami do kasjerki, która próbowała delikatnie otworzyć pudełko z suszarką do włosów. Klientka, która planowała nabyć tę suszarkę, patrzyła na kasjerkę z wyraźną wściekłością, podczas gdy towarzyszący jej mąż drapał się po plecach, nogach oraz po lśniącej łysej czaszce i pakował skasowane produkty do wielkich toreb, również zły jak osa.
Klientka w końcu nie wytrzymała.
- Pani mi nie wierzy! – Syknęła.
Kasjerka spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Ja sobie nic nie mierzę, proszę panią. – odparła z godnością. – Ja mam obowiązek sprawdzić, czy tu w środku wszystko jest. I czy nie ma czipa. Bo zapika.
- Co?! – Klientka nie zrozumiała i zrobiła się cała czerwona. – Jaka czipa?
- Czipa czy nie ma – powtórzyła kasjerka, która zdążyła wyjąć wszystkie elementy z pudełka i teraz upychała je z powrotem. – Bo zapika na bramce. Ale wszystko jest.
Klientka spojrzała na męża, który wzruszył ramionami i podrapał się po brzuchu.
- Ja myślałam, że pani mi nie wierzy . A tu było tak ładnie poukładane – klientka pokazała palcem na pudełko. – O, tu.
- To na prezent, a tak pomieszała – dodał mąż klientki, skrobiąc się po łydce.
- Ważne, proszę panią, że wszystko jest. I czipa nie ma. To nie zapika. Karta na punkty jest?
- Wszystko jest!
:) uśmiech tez jest ;) dzięki!
OdpowiedzUsuńWww.poligon-domowy.blogspot.com - zapraszam