Przedłużająca się budowa wrocławskiego Narodowego Forum Muzyki nareszcie się zakończyła, co ucieszyło nie tylko melomanów, ale i tych wszystkich, którzy z utęsknieniem czekali na odblokowanie trasy spacerowej wzdłuż Podwala. Wrocławianie oraz turyści lubią korzystać z cienia starych drzew, rosnących przy miejskiej fosie i skwapliwie chronią się tam przed upałami, relaksując się z kawą, gazetą lub po prostu spoglądając leniwie w przestrzeń. Rowerzyści mkną bez przeszkód swoją sprytnie wydzieloną trasą, bez potrzeby wdawania się w konfliktowe dysputy z pieszymi, rodzicami rozbrykanych maluchów, właścicielami psów i innymi użytkownikami zwyczajnych chodników. Trasa spacerowa nieopodal NFM została podzielona na dwie równoległe nitki, więc nikt nie spiera się o to, kto i gdzie ma prawo przebywać, pędzić lub poruszać się niemrawo.
Rzecz jasna, jak człowiek chce i się postara - a wiadomo że Polak potrafi - to zawsze znajdzie powód do syknięcia na bliźniego ze zniecierpliwieniem. Młoda kobieta, bardzo szczupła, ubrana sportowo w czarne obcisłe getry oraz różową koszulkę, najwyraźniej uprawiała jednocześnie jogging, rozmowę telefoniczną oraz spacer z psem, bo głośno popiskiwała do telefonu, podskakując i podbiegając kilka kroków to w jedną, to w drugą stronę. Nerwowo podbiegła kilka metrów, kiedy mężczyzna siedzący na ławce pogłaskał jej jamnika łaszącego się i poszczekującego, z merdającym radośnie ogonem i figlarnym błyskiem w oku.
- Pan nie dotyka! NIE DOTYKA PSA! – Warknęła ostrzegawczo kobieta, odklejając na chwilę telefon od ucha –Maksiu, noga! Bo ugryzie!
- I rozszarpie? To może lepiej weźmie go pani na smycz, co? – Zaśmiał się wesoło facet, a popijający colę z małej puszki kolega obok mu zawtórował, machając ręką na natrętną osę. Siedzieli w rozpiętych marynarkach i poluzowanych krawatach na ławce naprzeciwko budynku NFM, delektując się gazowanym przesłodzonym napojem, a także chłodną mżawką przywiewaną przez wiatr z pobliskich spryskiwaczy, które automatycznie wytwarzały miłą bryzę i dostarczały wilgoci pobliskiej kępie roślin oraz przechodniom.
- Sam pan się weź i… Maksiu, noga, powiedziałam! WRACAJ, MAKSIU!
Maksiu zerknął na swą panią, wyraźnie bliską apopleksji, po czym lekceważąco odwrócił się i pobiegł w stronę kosza na śmieci, dookoła którego osy urządziły szaleńczy wyścig.
- Zostaw, bo bestia urwie ci nogę albo gorzej – poradził facetowi kolega. – Wiesz, jaki właściciel…
Kobieta na szczęście nie dosłyszała tych słów, bo odwróciła się do nich plecami i wrzasnęła do telefonu.
- Jaka dostawa?! Nie było żadnego zamówienia! Bo wiem! Bo ja ci to mówię! Jak szefa nie ma, to masz mnie słuchać! MAKSIU, NOGA!! Jak jest dostawa, to ją widzę! Pierwsza wiem o niej i dostarczam! Jak to kiedy, w swoim czasie, ale zawsze na czas! MAKSIU! – Wrzasnęła i pobiegła za psem, który najwyraźniej postanowił sprawdzić, jak szybko może znaleźć się na drugim końcu Podwala.
- Szybka jest – zauważył facet, który wcześniej głaskał bestię.
- Może leci z tą dostawą? – Obaj zaśmiali się głośno, co spłoszyło osę, która bardzo chciała spróbować coli. Odleciała na chwilę, z wyraźnym postanowieniem natychmiastowego powrotu, kiedy tylko nadarzy się sposobność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz