wtorek, 12 stycznia 2016

odc.182.: MUSI WYGLĄDAĆ




- Ostatnio Gośka ciągle wysyła mi foty gołych facetów. Nie wiem po co, chyba żebym się podjarała albo nie wiem. Może ona się jara. Albo nudzi w pracy, bo co można robić w agencji pracy, jak takie bezrobocie, sama mówiła, że nikt tam nie przychodzi. A ja? No kasuję, mamo, jasne że kasuję, ale czasem też jej wysyłam takie, jak trafię. Mamo, takie czasy, że czasami trafiam na gołego faceta, no to też jej wysyłam, niech się ogarnie, nie. NIECH SIĘ OGARNIE! – Ryknęła do telefonu drobna dziewczyna w lazurowo oślepiającej puchowej kurtce i w butach typu rozdeptany bóbr, bo musiała porządnie wysilić struny głosowe chcąc prowadzić rozmowę tuż obok głośnika przy scenie, z której co chwilę rozlegał się rozentuzjazmowany głos prowadzącego wrocławską WOŚP na placu Nowy Targ.
Dzień pełen takiej ilości dobrych wiadomości w mediach tradycyjnych i w Internecie zdarza się tylko kilka razy w roku, a każdy kolejny finał WOŚP bezsprzecznie jest jednym z nich. Koncerty, akcje zbiórki pieniędzy, setki tysięcy działań z tej okazji, to coś wspaniale pozytywnego, z czym nie może równać się żadna charytatywna działalność na tej planecie.
Tej niedzieli na placu Nowy Targ pojawiła się scena, stragany z przekąskami, kawą, atrakcje w postaci zabytkowych aut, pięknych motocykli i pokazów ratownictwa medycznego, a także tłum ludzi, którzy przyszli nie tylko po to, żeby posłuchać muzyki, czy wrzucić pieniądze do puszki wolontariuszy, ale też żeby poczuć to coś, czym Jurek Owsiak wiele lat temu zaraził nasz wspaniały, choć wiecznie obrażony na rzeczywistość naród.
Dziewczyna ryczała do telefonu, przekrzykując muzykę, ogłoszenia kolejnych kwot zebranych tego dnia oraz głosy innych ludzi, przemieszczających się w pobliżu.
Para starszych ludzi przysiadła na ohydnie nowoczesnej, niewygodnej, zaprojektowanej prawdopodobnej dla Quasimodo ławce. Oboje nieco znużeni, otuleni ciepło szalikami, z naklejonymi serduszkami WOŚP, zaś pani miała dodatkowo naklejkę z logo Komitetu Obrony Demokracji, którego manifestacja odbyła się dzień wcześniej na placu Solnym w obronie wolności mediów.
- Trzeba jak najczęściej wychodzić. Mówiłam ci, że pogoda nie jest taka straszna.
- Oczywiście, miałaś rację. Zobacz, ile dzieci się tu śmieje. I dorosłych. To rzadki widok. Tylko muzyka trochę za głośna.
- Wczoraj na manifestacji też było głośno, a sam krzyczałeś.
- Nie krzyczałem, tylko skandowałem…
- A wiesz, że Józia z parteru wczoraj skończyła dziewięćdziesiąt cztery lata. A codziennie chodzi na spacery, aż się lekarz dziwił.
- A nie dziewięćdziesiąt dwa?
- Nie, na pewno, mówiła mi przecież, że tyle się dzieje, a ona wszystko pamięta, tylko o niej coraz więcej ludzi zapomina.
- Ale mamo, pewnie że nie grzali, ale to mi powiedział dopiero czwarty fachowiec, wyobrażasz sobie?!
Właścicielka puchowej kurtki przystanęła tuż obok ławki i wrzasnęła do telefonu, zatykając drugie ucho. Starsi państwo spojrzeli na nią z mieszaniną zdziwienia i oburzenia.
- Najpierw było minus 20, to zamarzłam, a potem się zrobiło znowu na plusie z pięć, to grzeje, bo było wpuszczone za mało wody. Sama byłam, bo reszta wyjechała i dopiero teraz wraca na sesję. A Marta to niby kupiła śmietnik za 50 złoty, nie. ŚMIETNIK, MAMO!! Mogła za dychę, to kupiła za pięć i niby mamy się teraz zrzucić. A ja i tak śmieci wrzucam do szuflady, bo się nie domyka.
- R-E-G-U-L-A-M-I-N – przeliterował do telefonu z drugiej strony ławki dudniącym basem młody mężczyzna w płaszczu, z kawą w dłoni, usiłując jednocześnie sączyć gorący napój, rozmawiać i pilnować rozbrykanej kilkuletniej dziewczynki, która szalała z balonikiem w kształcie serca.
-Tato, popatrz, on mnie goni, a ja jego gonię, a ja chcę na konika, mogę na konikaaa? – Mała pociągnęła ojca za płaszcz w stronę kolejki, która uformowała się w oczekiwaniu na możliwość odbycia krótkiej przejażdżki na rumakach wrocławskiej Straży Miejskiej, oczywiście po uiszczeniu symbolicznej opłaty do puszki WOŚP. Facet w płaszczu uniknął oblania się kawą, choć z trudem.
- Regulamin sprzedaży dla kierowników, co miał być rozesłany zanim pojadą w teren, czy to tak trudno zrozumieć?! Dlaczego ja się teraz o tym dowiaduję, to co oni tam jutro będą robić bez regulaminów i instrukcji, w stołki pierdzieć? A plany sprzedażowe będą leżeć, to może od razu się wszyscy powiesimy?! – Zapytał z pretensją, a dziewczynka zachichotała.
- Tatuś, powiedziałeś „pierdzieć” – śmiała się głośno. – Na konika…
- Zaraz, Łusiu, zaraz pójdziemy. Słuchaj, jutro mają to mieć, nie obchodzi mnie, czy sam to zawieziesz, no chociaż wyślij do Świebodzic, mają tam chyba sieć, niech ja jutro zobaczę kto nawalił!
- Tatooo, ja chcę na konika, mama mówiła, że masz nie krzyczeć na telefon, bo jest orkiestra, a ja nie widziałam jeszcze, żeby była orkiestra.
Mężczyzna popatrzył na córkę roztargnionym wzrokiem i wtedy odezwała się dziewczyna w puchowej kurtce.
- Mamo, ja wiem, że w szufladzie to zacznie śmierdzieć, ale przecież wyrzucam, nie. Kupiłam, tu jest wybór. Mamo, poznam, jak gdzieś między ludzi wyjdę, ale na razie muszę czytać. MAMO! No najpierw ogarnę egzaminy, a potem resztę. Wiem, wiem, zawsze mi powtarzasz, że kobieta musi wyglądać, ale tę fizykę to seryjnie muszę poczytać, bo na same cycki chyba nie zdam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz