niedziela, 21 lutego 2016

odc. 187.: KTO JAK KTO


Między padającym nie tylko z góry na dół, ale i czasem w poziomie złośliwym deszczem, wiatrem strzelającym między oczy i śmiejącym się prosto w twarz smogiem, Wrocław w drugiej połowie lutego miewa momenty delektowania się słońcem, temperaturą oscylującą w okolicy plus dziesięć oraz przemożną chęcią rozpięcia kurtki, zdjęcia czapki i spożycia czegoś na zewnętrznej. Szarobrązowe trawniki z kępkami zeszłorocznej trawy i tegorocznych krokusów zapełniają się efektami radosnego życia towarzyskiego mieszkańców city, czyli puszkami po piwie i buteleczkami po małych wódkach, co widać zwłaszcza w pobliżu sklepów monopolowych i hipermarketów, oferujących trunki w cenach skandalicznie przystępnych.
Mimo że media straszą grypą, politykami, teczkami, szafami i zmianami, które na dobre wyjdą jedynie decydentom inkasującym wypłatę, wiosna to niezaprzeczalnie coś, co i tak nadejdzie, niezależnie od tego, co władza lub jej przeciwnicy sądzą na ten temat. Czas odkurzyć półki z ciuchami, kozaki zamienić na wygodne trampki, a ciężkie puchowe kurtki zastąpić płaszczykami i cieńszymi okryciami. Albowiem wiosna, że sparafrazuję takiego jednego cholernie ociągającego się pisarza, tak czy inaczej „is coming”.
Wrocławskie Podwale słyszało niejeden stukot obcasów, ale ten był bardzo rytmiczny, przywodzący na myśl mistrzowskie stepowanie Freda Astaira, wirującego w tańcu z Ginger Rogers. Dziewczyna z fryzurą wściekle rudą, bujną jak u Tiny Turner, w kusej spódniczce, butach na bardzo wysokim i jeszcze bardziej hałaśliwym obcasie tuptała wzdłuż dobrze zapowiadającego się trawnika nieopodal Urzędu Stanu Cywilnego przy placu Jana Pawła II, a jej ruchy były ograniczone trzymaną w dłoni smyczą, na której drugim końcu dreptał z lekkim zniecierpliwieniem solidnie podtuczony jamnik, próbujący w spokoju załatwić swoje potrzeby fizjologiczne oraz te związane z zaznajomieniem się z otoczeniem przy pomocy nosa. Młoda kobieta rozmawiała przez telefon, usiłując jednocześnie gestykulować, co było niewykonalne ze względu na brak wolnej kończyny. To niestety wyraźnie wzmagało irytację, bo sądząc po głosie, dziewczyna balansowała na granicy furii.
- Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, o co tu chodzi. On nie wie czy może przyjść, bo się boi. Jak to kogo?! – krzyknęła ze złością, a jej włosy zalśniły w przedwiosennym słońcu jak lwia grzywa. – Ciebie się boi! Jak prawie wszyscy! Dlaczego?! Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, dlaczego! Kubuś, nie wąchaj kosza na śmieci, tylko rób wiesz co, bo szkoda dnia! – Rzuciła do jamnika, który odwrócił się do niej tyłem, obrażony.
- Nie, to nie do ciebie! Tak, nadal kocham mojego psa, co to za pytanie w ogóle! Z tobą nie da się normalnie porozmawiać, wiesz? Tak normalnie pogadać, na zasadzie: siedzimy i pierdolimy o migdałach, o nie! Z tobą trzeba zająć jakieś stanowisko! Tak, bo ty tego wymagasz, a co więcej, ja ci powiem co więcej, ty po kilku miesiącach sprawdzasz czy się nie zmieniło zdania, wymagasz argumentów, jak jakaś cholerna inkwizycja! Nie można z tobą wytrzymać, dlatego on się boi i dlatego on ci tego nie powie! Kubuś, skończyłeś już, bo ja nie wytrzymam?! Nie, to nie do ciebie, ja do ciebie tutaj normalnie mówię! No tak, krzyczę, bo ty chyba jesteś głuchy, od lat mówię ci to samo, a ty ciągle wszystkich stresujesz, wymagasz i trzeba zająć stanowisko, obstawać, mieć przygotowane konkretne zdanie, a ty oczywiście masz przeciwne i zawsze będziesz polemizował! Tak jak było z tym przełykiem rok temu, pamiętasz? Ja pamiętam, co było z tym przełykiem, po nocach mi się śni, nie mam sklerozy, oszaleć można przez ciebie! Co więcej, ja ci powiem co więcej, kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, że ja cię rozgryzłam już lata temu! Jesteś mistrzem manipulacji! Ja się nie denerwuję, jestem całkowicie spokojna, to ty się denerwujesz, bo wreszcie ktoś powiedział ci prawdę, Kubuś kończ już, nie idź w te krzaki, bo nie wiadomo, co tam robili, nie idź tam, mówię do ciebie przecież! Nie, to nie do ciebie! I wiesz jeszcze, co ci powiem? Nie przerywaj mi, bo to ważne! Od teraz sam sobie kupuj te swoje cholerne koszule i je prasuj, rzygać mi się już od tego chce, są stare i pożółkłe, kupiłbyś jakieś porządne, a nie takie za złotówkę w lumpeksie, wybierasz jakieś łachy najgorsze, pożółkłe na kołnierzyku… Oczywiście, że mam rację, są pożółkłe też na mankietach i pod pachami, aha! – Odetchnęła, triumfująco i dodała – I nie wystarczy, że założysz sweter, przecież to widać, a poza tym wiesz co? On ma rację, że wcale nie wyglądasz mądrzej w swetrze! Kubuś, chodź piesku, idziemy na obiad, szkoda dnia – rozłączyła się i pociągnęła za smycz, a jamnik na wieść o posiłku porzucił obwąchiwanie krzaków i podążył grzecznie za stukotem obcasów, podrygując rytmicznie tylną częścią tułowia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz