- …i pytam ojezusiemaryjo jak kogo dobrego, czy ta wątróbka świeża, i mówi mi, ta wie pani, ta tłusta i przy kości, mówi mi, że…
- Ta co męża ma, czy ta druga co ją mąż zostawił z bliźniętami?
- Nie, ta młodsza z jasnymi odrostami, co od niedawna tam pracuje, to ja jej mówię, że ostatnio kupiłam wątróbkę i wszystko musiałam wyrzucić i w Dolmedzie lekarz mówił, że się strułam, a ona bezczelnie, że u nich codziennie świeże i nie wie co dostałam, a ja jej na to ojezusiemaryjo przecież to pani mnie wtedy obsługiwała. I taka młoda, a nie pamięta.
- Ja tu będę stał za panią – przerwał dyskusję starszym paniom dżentelmen o kulach, który balansował na stopniu, powiewając szarym płaszczem. – Nie będę się cisnął.
Damy obróciły się jednocześnie.
- Tu wszyscy tak samo stoją, wie pan.
- A dzień dobry, sąsiedzie, to ja powiem, bo panu tu niewygodnie ojezusiemaryjo.
- Łamie w kościach, aż trzeszczy, ale pani sąsiadka miła.
- Ta nowa jest bezczelna, mówię pani, tam zawsze mówią, że dzisiejsze i świeże, a ja widzę, że tłusto i teraz to nigdy nie wiadomo. Umyją w kwasie i jedz to pani potem.
- W jakim kwasie ojezusiemaryjo?
- W telewizorze mówili, że w tych niemieckich marketach myją, żeby nalotów nie było. A gdzie tu chodzić do polskich, jak wszystkie niemieckie?
- Mówię takiej ojezusiemaryjo, że na pewno nie jest świeże, jak z nalotem, a ona mi mówi, że nalot musi być, bo to normalne, to ja jej na to, droga pani, że naloty to na wojnie bywały normalne, a nie na kiełbasie.
- I dobrze jej pani powiedziała. A tu ludzie poszaleli chyba? Pchają się, ja tu tylko po chleb stoję, a już kwadrans chyba minął?
- Stoimy i nieszczęście gotowe, ojezusiemaryjo.
Niewielka, ale solidna, ulokowana na Szczepinie osiedlowa piekarnia bywająca cukiernią przeżywa regularne oblężenie zawsze, gdy naród robi zakupy przed długim weekendem, świętami oraz pod koniec karnawału, gdy każdy chce zjeść pączka lub sześć.
Amatorzy pieczywa i słodkości stoją więc tego dnia w kolejce dłuższej niż zazwyczaj, co ma swoje dobre i złe strony. Złe, bo czasu szkoda, poza tym piekarnia jest mała i część klientów musi najpierw odstać swoje na zewnątrz, gdzie dominuje marznąca mżawka i przenikliwy wiatr liczy wszystkie kości, zaś dobre – bo można pogawędzić z sąsiadami i ludźmi znanymi z widzenia o pogodzie, bliźnich i tym, co ostatnio zdarzyło się w pobliskim sklepie spożywczym i co kobieta z mięsnego zrobiła, gdy zarzucono jej handel niekoniecznie świeżą wątróbką.
- I wie pani, ojezusiemaryjo tylko chciałam drobiową, a tam same wieprzowe. Oczywiście ja tego nie jadam, bo tłusto mi szkodzi.
- A ja mam taki przepis, mówię pani, palce lizać. Tu za mną jeszcze ten pan stoi w kolejce.
- Ja tam stoję za panią, tylko nie będę się cisnął. Pani powie następnym, żebym nie musiał.
- Pan tu sam pilnuje, każdy stoi.
- Powiem, powiem, sąsiedzie. Panu to niewygodnie.
- A dziękuję. Wczoraj byłem tam na mięsnym i zaczepiłem o pudła, bo jakieś kartony nastawiali z tymi makaronami, jakby nie można było na półkach poukładać, wie pani. Myślą, że jak postawią ludziom pod nogami, to głupi naród to kupi.
- Ciemny lud ponoć wszystko kupi – mruknął młody facet objuczony tysiącem pączków, który właśnie wychodził z cukierni. - Wrocławskich już nie mają, tylko zwykłe.
- Pan to chyba te wszystkie pączki wykupił, ojezusiemaryjo!
- Pani starsza się nie martwi, dzisiaj wszędzie pączków jak mrówków, dla każdego wystarczy – rzucił zarośnięty facet, chwiejący się przy wejściu do monopolowego tuż obok cukierni.
- A pana to dawno nie widziałam, sąsiedzie. – Starsza pani zignorowała menela i obróciła się do młodego faceta, częściowo zasłoniętego pączkami.
- Chorowałem – bąknął młodzieniec, wyraźnie szykując się do ucieczki z przesłuchania.
- Teraz to grypa ojezusiemaryjo panuje taka, że wszyscy chorują, tylko media kłamią i nic nie mówią – objaśniła starsza dama.
- Nie grypa, zwykłe przeziębienie…
- Pan młody, to w telewizję wierzy i te Internety, a ja swoje wiem ojezusiemaryjo.
- Racja, pani kochana, za peo też kłamali, i dalej kłamią, bo to wszystko niemieckie.
- Co też pani opowiada, ja tam stoję, tylko nie będę się cisnął.
- Jasieeek – ryknął menel znienacka, aż dyskusja o mediach ucichła. – Jasieeek, ty mi pięć zeta wisiiiisz! Ostatnio za ciebie zapłaciłem za piwo, to mi wisisz, kurwa, bez kitu!
- Bez kitu to okna wypadają, spierdalaj!– Odparł nieżyczliwie Jasiek siedzący na murku między kioskiem a warzywniakiem.
- Ojezusiemaryjo, to teraz my możemy już wejść do środka.
- Ja tam stałem, to z paniami wejdę, jakoś się wcisnę.
Damy i mężczyzna o kulach usiłowali jednocześnie wejść do środka piekarni, co spowodowało mały zator.
- A te pączki to świeże? Wyglądają trochę tłusto…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz