Zdeptane klapki, służbowe
fartuchy narzucone na sweter i spódnicę, oczko w rajstopach i włosy upięte w
kok z kilkoma niesfornymi, ufarbowanymi na blond w kilku różnych odcieniach, wystającymi
kosmykami - te cechy wyglądu łączyły obie panie sprzątające ośrodek opieki
zdrowotnej, zdaje się, że niepubliczny, jakkolwiek dwuznacznie by to nie zabrzmiało.
Jedna z nich była starsza od drugiej, zdaje się, że o jakieś dwie dekady. Obie
przysiadły w poczekalni między laboratorium a gabinetami lekarskimi. Zastygły
jak posągi, w oczekiwaniu, z workami na śmieci w dłoniach, nie chcąc
przeszkadzać pacjentce w wizycie, postanowiły poczekać z wymianą worków aż
lekarka skończy badanie.
- Nie spieszy mi się. No bo tego,
gdzie mam się spieszyć?
- Nigdzie, w pracy jesteś, nie.
- O, racja, to nie mam gdzie się
spieszyć – zaśmiały się obie.
Młodsza zerknęła na plakat
wiszący na ścianie nieopodal.
- Manograficzne jakieś, tu,
reklamują. Badania.
- A po ile to, ciekawa jestem.
- Niby że na enefzeta. Badać się
trzeba, tu piszą, że cycki. A ty badasz?
- A tam, za stara już jestem na
raka czy inną zarazę.
- Ponoć to po 50-tce akurat
łapie.
- Jak sie zarażę, to se wytnę
wszystko, jak ta Dżolis se wycięła, nie. Żeby raka nie mieć.
- Zobaczysz, dopadnie ją jakaś
inna zaraza.
- To nigdy nie wiadomo. Mój wujek
to na nogę umarł.
- Jak to na nogę?
- A bo pił i musieli mu stopę
odciąć.
- Acha. To co, zrobisz sama
laboratorium?
- Nie, posiedzę jeszcze z pięć
minut i pomyślę, to może co wymyślę.
- Czas mamy, ale zrobić też
trzeba.
- Sama nie pójdę, one mnie nie
lubią, te z laboratorium.
- Tam z przodu, bo z tyłu to się
czepią, że między komputerami chodzisz sama, to na mnie poczekasz. A ja tu
zrobię, jak ta doktorka wyjdzie wreszcie.
- Ciekawe, co ona tam robi.
- Zarabia, nie. To prywatny jej
gabinet, na enefzeta nie ma tutaj godzin.